Newsroom

Muzyczne Podsumowanie 2021 roku

Fot. Materiały Prasowe

Fot. Materiały Prasowe

Nadszedł ten wyczekiwany przez wszystkich moment podsumowania 2021 roku. Nasza redakcja zebrała się niemal całą ekipą, by podzielić się z Wami najciekawszymi wydarzeniami muzycznymi, których mogliśmy doświadczyć w ciągu ubiegłych już 12 miesięcy. Niech ta lektura zabierze Was w pełną kojących dźwięków i ciekawostek podróż. To był naprawdę świetny rok!

DEBIUT ROKU

Bartek Deryło

Martyna Adamowska: Od pewnego czasu staram się śledzić The Voice of Poland, ale warto pamiętać, że program to nie wszystko, a wraz z finałem nie kończą się losy uczestników – a wręcz dopiero zaczynają. Śpiewanie coverów wielkich przebojów to jedno, ale zainteresowanie publiczności autorską twórczością prawdopodobnie jest trudniejszym zadaniem. Bartek Deryło sukcesywnie wydawał single zapowiadające debiutancki album i w zasadzie w większości przypadków bardzo mi się podobały. Spodziewałam się dobrej płyty i właśnie taka się okazała. Co więcej, zawiera dwa duety, w których współpracował z trenerami z The Voice – z Margaret i Kamilem Bednarkiem. Myślę, że to spore wyróżnienie, bo nie każdy debiutant ma okazję nagrywać z tak znanymi postaciami. Chciałabym też wskazać piosenkę, która najbardziej skradła moje serce, a jest to „Most”. Standardowo, najbardziej zachwycam się tymi smutnymi i wzruszającymi, ale myślę, że właśnie ta emocjonalność i szczerość jest sporym atutem tego albumu. 

Przeczytaj: Bartek Deryło w rozmowie z WLKM.pl “Chciałem pokazać czystą muzykę”

Kaśka Sochacka

Karolina Szumlak: Kaśka Sochacka już w 2020 roku zrobiła niesamowite wrażenie swoją EPką “Wiśnia”. Jednak to w tym roku wydała swoją debiutancką płytę “Ciche dni”, która dla mnie jest bezkonkurencyjnym debiutem tego roku. Kasia w ciągu tego roku zdobyła bardzo dużą popularność i z pewnością zyskała wielu nowych odbiorców. Rzadko zdarza się, by na debiutanckiej płycie pojawiała się współpraca z Vito Bambino czy Dawidem Podsiadło, a właśnie to znajduje się na krążku artystki. Jednak zapewne to głównie oryginalny styl Kaśki, jej barwa głosu i piękne, choć smutne teksty wpłynęły na tak dobry odbiór albumu. Kasia w 2021 roku zagrała też wiele pięknych koncertów, między innymi na Męskim Graniu. Jej duet z Vito Bambino- “Boję się o Ciebie” znalazł się nawet na tegorocznej płycie MGO. Wiem, że artystka ciężko pracowała na swój sukces już od wielu lat, dlatego tym bardziej cieszy mnie, że 2021 otworzył dla niej tak wiele nowych możliwości. Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój kariery wokalistki.

Przeczytaj: “Ciche Dni” z Kaśką Sochacką, czyli debiut, który warto posłuchać

Lilhuddy

Sara Migaj: W końcu nadszedł ten moment, kiedy dobra pop-punkowa muzyka wraca do łask. Co najciekawsze, chętnie tego gatunku dotyka się tak zwana “Generacja Z”. Do tego odważnego, młodego pokolenia dołączył znany Tik Toker: Lilhuddy, który postanowił w ubiegłym roku wydać genialny album “Teenage Heartbreak”. Tym krążkiem zdecydowanie przeniósł słuchacza do roku 2006, kiedy to Avril Lavigne królowała na listach przebojów… nie mówiąc już o mrocznym Tokio Hotel! Zdecydowanie brakowało nowej muzyki z tego gatunku w moich głośnikach. Co więcej, samo podejście do tematu, to przecież nie jest jeszcze gwarantowany sukces, jednak Lilhuddy podszedł do sprawy ze świeżym podejściem i tym samym, jak dla mnie zaliczył najciekawszy debiut tego roku. Polecam Wam na początek utwór “21vs Vampire Century”, który przekuł moją uwagę i… zachęcił, by poczekać na pełen album. Obiecuję, że cała reszta kawałków jest równie dobra. Koniecznie sprawdźcie!

Marie

Dominika Tarka: Nie jestem pewna czy o tej dziewczynie można pisać już w kategorii Debiut, bo pierwszą płytę ma jeszcze przed sobą, ale na pewno śmiało mogę powiedzieć o niej “odkrycie roku 2021“. Dwa lata temu była to dla mnie Sanah, dwa lata później z dumą mogę powiedzieć, że mam kolejną wspaniałą polską artystkę. Zadebiutowała utworem “Zero Calorie Cookie” – odważnym, śmiałym i zapadającym w pamięć. Jej twórczość kojarzy mi się trochę jako mieszanka Sanah i Mery Spolsky, ale ma w sobie to coś “swojego” co tak bardzo mnie przyciąga. Na pewno ciekawe i wyróżniające się brzmienie, okraszone swoim zadziornym głosem i odważnymi tekstami. Jeśli dopiero pierwszy raz słyszycie o Marie, szczególnie polecam Wam zapoznać się z “Haribo”, “Walc – Amen Papa”, “Chewing Gum”, “Dzwoń”, “Pan xyz” czy “Matka Polka”. A już niedługo, bo końcem lutego ukaże się jej debiut – czyli album “Babyhands” – oczywiście zamówiłam w preorderze! I znowu przebieram nóżkami jak dwa lata temu na myśl o nowych piosenkach Sanah. Mam tylko nadzieję, że pójdzie inną drogą i zachowa swoją oryginalność, zamiast wyskakiwać mi za 4 miesiące nawet z lodówki. I żebyśmy się dobrze zrozumieli – bardzo lubię Sanah i mam do niej duży sentyment, tylko ostatnio mam coraz większe wątpliwości co do zarządzania jej karierą. Ale to już inny i bardziej rozległy temat. “Babyhands” czekam na Was z niecierpliwością, aaa!

Wybór naszych czytelników: Olivia Rodrigo

TELEDYSK ROKU

Patrick The Pan – „Nie chcę psa”

Martyna Adamowska: Patrick The Pan równie dobrze mógłby się pojawić w kategorii „Powrót Roku”, ponieważ od wydania poprzedniego albumu minęło kilka lat. W międzyczasie zaangażował się we współpracę z wieloma innymi artystami – zarówno jako producent, jak i instrumentalista. „Miło Wszystko” jest dobrym albumem, ale zdecydowanie najbardziej ujął mnie utwór „Nie chcę psa”. Klip okazał się jeszcze bardziej uroczy. A dlaczego? Wszystko za sprawą głównego bohatera, którym jest pies Tadek. Nie jest to żaden specjalnie wytresowany psi aktor, ale rzeczywisty przyjaciel Patricka The Pana. Dzięki temu w bardzo szczery i co za tym idzie emocjonalny, sposób pokazano ich więź – a przecież Patrick jeszcze niedawno mówił, że „nie chce psa” i „pies to problemy”. Jednak pod  koniec utworu reflektuje się, śpiewając: „tak strasznie nie żałuję, że wzięliśmy wtedy psa”, a za sprawą teledysku widać, że Tadek stał się jego najprawdziwszym psim przyjacielem.

Przeczytaj: Patrick The Pan w rozmowie z WLKM.pl “Nie umiem tworzyć, kiedy nie jest źle”

Męskie Granie Orkiestra 2021 – „I Ciebie też, bardzo!”

Karolina Szumlak: Męskie Granie od lat cieszy się dużym uznaniem i popularnością. Co roku fani z niecierpliwością oczekują na nowy singiel i teledysk. Tegoroczny klip wprawił w zachwyt niejedną osobę. Przez tylko 7 dni zebrał ponad 4 miliony wyświetleń. Nic w tym dziwnego, bo to pierwszy teledysk na świecie, który został całkowicie zrealizowany z pokładu drona FPV i kamery RED Komodo. Autorami teledysku są MYK_collective, twórcy m.in. klipu  “Początek”  Męskiego Grania 2018. Nakręcenie tak dobrego wideo było niezwykle ciężkim zadaniem. Twórcy musieli się zmierzyć ze zsynchronizowaniem wszystkich elementów planu filmowego na obszarze ponad 2 kilometrów, tak by ostatecznie całość wyglądała jak jedno ujęcie. Myślę, że rezultaty zdecydowanie wynagrodziły wkład wszystkich zaangażowanych podczas tworzenia teledysku. Finałowy efekt jest niesamowity. Za każdym razem, gdy oglądam ten wideoklip, jestem pod wielkim wrażeniem. Wydaje mi się, że najlepiej jest go po prostu obejrzeć, by samemu przekonać się jaki efekt dała zastosowana technologia.

Yungblud – fleabag

Sara Migaj: Yungblud jest dla mnie ucieleśnieniem tego, czego przez długi czas brakowało w przemyśle muzycznym. Odważne teksty utworów w połączeniu z równie ostrym wizerunkiem scenicznym i głośne wyrażanie swoich poglądów. Mieszanka na miarę XXI wieku, prawda? Pomimo że wszystko układa nam się tutaj w całość, to wbrew pozorom jest mało takich artystów, jak Yungblud. Od klipu do utworu “fleabag” nie mogę oderwać wzroku z wielu powodów. Chwyta mnie za serce to, jak bardzo zadbano oto, by oddać przekaz tekstu. Yungblud zabiera nas w podróż do życia “wyklętego” przez społeczeństwo młodzieńca, na moment wskakuje nawet w spódniczkę “tutu”, której przecież nie powinien nosić jako mężczyzna – oczywiście odnosząc się do przyjętych przez społeczeństwo stereotypów. Urzekającym mnie fragmentem jest także moment, w którym artysta walczy “z wiatrem” i próbuje iść do przodu, pomimo że sprawia mu to duży problem. To ta chwila, która, jak dla mnie jest hołdem dla zmarłego już Michaela Jacksona, który również należał do grona osób kontrowersyjnych, bo nigdy nie bał się, by mówić o tym, co ważne.

Brodka – Hey Man

Bartosz Grześkowiak: Do utworu „Hey Man” Brodka napisała i wyreżyserowała (wspólnie z Przemkiem Dzienisem) trzyminutowy film akcji. Widz klipu śledzi zwinnie przeprowadzoną misję (zapewne ważne dla jakiejś większej całości zadanie) – podąża za perfekcyjnie zorganizowanym kobiecym gangiem i świadkuje intrydze, jak ze szpiegowskiego obrazka. Jak przyznała Brodka, inspiracją do stworzenia klipu były popkulturowe kreacje z lat 90. Wyszło z tego dzieło przeplatające napięcie (także, a może przede wszystkim, erotyczne) z humorem, skąpane w estetyzmie, przypominające reprezentacje kina autorskiego. Za świetne zdjęcia odpowiada Tomasz Ziółkowki.

Taylor Swift – All Too Well (10 minutes version)

Dominika Tarka: Łatwo jest napisać piosenkę o miłości, ale niewielu artystów potrafi tak mocno ubrać historię, żeby chcieć słuchać jej przez dziesięć minut… Taylor, która została postawiona pod ścianą przez nieuczciwe zagrania niejakiego Scootera Brauna, zaczęła akcję nagrywania swoich płyt po swojemu, od nowa, od początku. Co prawda w większości, są to zmiany prawie niewyczuwalne na naszych przyzwyczajonych do danego brzmienia uszu, ale jednak są smaczki, które wzruszają. Jednym z nich jest zapowiadana od lat, a wręcz owiana płaszczykiem tajemnicy 10-minutowa wersja “All Too Well” – czyli jednej z najbardziej poruszających i szczerych historii miłosnych Taylor. Do piosenki powstał oczywiście przewspaniały short film – który oglądałam ze łzami w oczach. Historia opowiedziana i pięknie zagrana przez Dylana O’Briena i Sadie Sink porusza mnie do głębi. Zdecydowanie zasługuje to na miano teledysku roku, ze względu na długie oczekiwanie na to dzieło, formę wykonania i przekazu, opowiedzianą historię oraz wszystkie tak dobrze przekazane emocje. Taylor albo się lubi, albo nie – ale jednego nie można jej odmówić. W trakcie swojej wieloletniej kariery stworzyła całą masę hitów i wspaniałych utworów, które zostaną z nami na lata. Z niecierpliwością czekam na kolejne re-recordings.

   

Wybór naszych czytelników: Olivia Rodrigo – good 4 u

POWRÓT ROKU

Natalia Szroeder

Martyna Adamowska: Muszę przyznać, że do tej pory niespecjalnie śledziłam twórczość Natalii Szroeder, ale w pewnym momencie zaczęło się to zmieniać. Zainteresowałam się jej muzyką za sprawą niezwykle poruszającego duetu z Vito Bambino. Po pewnym czasie okazało się, że Natalia szykuje nowy album, a z każdym singlem upewniałam się, że to będzie naprawdę dobre wydawnictwo. Pierwszą zapowiedzią był utwór pt. „Powinnam?”, w którym szczerze opowiedziała o swojej dotychczasowej karierze oraz o tym, jak czuje się postrzegana jako artystka. Zaznacza tam również, że jest w takim miejscu, że nie chce walczyć o rozgłos ani dostosowywać się do trendów panujących na rynku – chce tworzyć w zgodzie ze sobą. A wydaje mi się, że wręcz przewrotnie, dzięki temu zyskała jeszcze szersze grono odbiorców. Nie da się ukryć, że „Pogłos” jest sporą muzyczną odmianą – i to oczywiście w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Wciąż jest to pop, ale taki nieco bardziej szlachetny niż na co dzień serwują stacje radiowe. 

Patrick The Pan

Karolina Szumlak: Wybór Piotra Madeja w kategorii Powrotu Roku może wydawać się trochę naciągany, dla mnie jest on jednak zdecydowanie zwycięzcą tej kategorii. Mimo że minęły tylko, a może i aż 3 lata od jego poprzedniego wydawnictwa, płyta “Miło wszystko” otworzyła artyście wiele nowych możliwości. Na nowym albumie nadal słychać oryginalny styl i charakterystyczne dla Patricka brzmienie. Utwory są jednak zdecydowanie mniej mroczne i łatwiejsze w odbiorze. Przede wszystkim muzyka na tej płycie jest o wiele bardziej radosna, opowiada głównie o szczęściu i miłości. Może właśnie to było kluczem do zyskania nowej publiczności. Patrick w tym roku zagrał wiele wspaniałych koncertów, grał ze swoim zespołem na festiwalach. Jego powrót z nową płytą dał mu nadzieję, bo jak sam kiedyś przyznał, zaczynał już wątpić w swój sukces jako Patrick the Pan. Niezmiernie cieszy mnie, że nie poddał się wcześniej i stworzył tak piękną płytę. Dzięki sukcesowi artysta w tym roku po raz pierwszy wydał swój album na winylu, o czym od dawna marzył.

The Veronicas

Sara Migaj: Bliźniaczki z The Veronicas nie słyną z regularności w wydawaniu muzyki, dlatego, gdy już w końcu do tego dojdzie, to jest to dla ich słuchaczy swojego rodzaju święto. Można jednak im wszystko wybaczyć, gdy w ramach rekompensaty i kolejnych lat bez nowego albumu, postanawiają wydać nie jeden, a dwa długogrające krążki. Można by rzec, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ale zapewniam, że warto pochylić się nad przemyślaną koncepcją, która łączy ze sobą te dwa wydawnictwa. “Godzilla” to album, który można interpretować jako bardziej medialny. Opowiada on o siostrach widzianych przez pryzmat mediów. Lisa i Jess zadbały oto, by właśnie ten krążek był z większym pazurem. Natomiast w “Human” bliźniaczki zabierają nas do intymnego dla nich świata, gdzie otwierają swoje serca i opowiadają bardzo prywatne historie. Jest to dla mnie naprawdę fenomenalna koncepcja, której należą się ogromne brawa. Albumy same w sobie są tak dobre, że ciężko wskazać mi, który jest moim ulubionym, ale w końcu mają się dopełniać prawda? I właśnie to robią doskonale!

Przeczytaj recenzje albumu “Godzilla” i “Human”

Hania Rani i Dobrawa Czocher – Inner Symphonies

Bartosz Grześkowiak: Pianistka i wiolonczelistka debiutowały wspólnym materiałem w 2015 roku. Wtedy wydały album z m.in. autorskimi aranżacjami piosenek Grzegorza Ciechowskiego („Biała Flaga”). W połowie tego roku media obiegła informacja o dołączeniu dwóch instrumentalistek do renomowanej wytwórni Deutsche Grammophon. Opublikowane w październiku „Inner Symphonies” nie ostudziły podgrzanej przed premierą atmosfery. Nowe wydawnictwo artystek to zbiór dziesięciu barwnych, silnie oddziałujących na wyobraźnię kompozycji, które wydają się świetnym panaceum na przebodźcowany i przegadany świat. Podczas odsłuchu przyjemność sprawia podążanie zarówno za charakterną grą Dobrawy na wiolonczeli, jak i energicznymi wykonaniami Hani. Ze względu na 2021 warto mieć oko (i ucho) na obie panie w nowym roku. 

Przeczytaj: Hania Rani z w rozmowie z WLKM.PL “Wolność, wysiłek i plan na przekór”

Ed Sheeran = (Equals)

Dominika Tarka: Kolejny artysta, który jest bardzo bliski mojemu sercu i chociaż nie słucham go dosyć często, ponieważ staram się być różnorodna i poszerzać horyzonty, to mam takie momenty, że dopadnie mnie i… koniec! Nazywam to “Sheeranowe fazy” – czasami trwają tydzień, czasami miesiąc – wtedy właśnie słucham głównie Eda i zachwycam się na odmianę, a to starymi, a to nowymi utworami. Najnowszy materiał, który znalazł się na = (Equals) to prawdziwy przekrój jego wieloletniej twórczości. I znów – wiele opinii słyszałam, że “to już nie ten sam, stary dobry Ed”, że poszedł w mainstream i płaskie zwyczajne radiowe hitówki. Co na to ja, fanka przeszło od 2013 roku? Cieszę się, że nam się chłopak rozwija! Wiem dobrze jaką drogę przeszedł, aby być tu, gdzie jest i zawsze będę go za to szanować i podziwiać. Dlatego rozumiem jego dotychczasowe zagrania – bo zwyczajnie testuje i sprawdza różne kierunki. Ja wiem, że zawsze będzie wierny swojej gitarze i to mi wystarczy. No, i jeszcze szczerość jego tekstów. Wbijające się w głowę “Shivers”, wzruszające “First Times”, porywające “Overpass Grafitii”, klubowe “2step” czy “Stop The Rain” no i wyciskacz łez “Visiting Hours” – jestem kupiona. Nie mogę doczekać się koncertów w Polsce, bo to, co tam się będzie działo, to będzie nie do opisania. Ciekawa jestem tylko, gdzie w tym wszystkim -, skoro czeka na nas “Methematics Tour” i jaki jest sens ciągu “+ x ÷ = -“? Czyżby ostatnia płyta to minus, czyli powrót do korzeni z debiutu? Czy czekają na nas całkowicie odklejone, kompletnie niemainstreamowe, w pełni akustyczne utwory? Jestem na tak!

Wybór czytelników: Avril Lavigne – “Bite Me”

ALBUM ROKU

Dawid Podsiadło – „Leśna Muzyka live, czyli na żywo”

Martyna Adamowska: Każdy, kto choć trochę mnie zna, doskonale wie, że mam słabość do muzyki Dawida Podsiadły. Mój rok zdecydowanie upłynął pod znakiem jego twórczości, bo obroniłam licencjat, którego bohaterem był właśnie on, ale dziś nie o tym! Skupmy się na jego najnowszej płycie – „Leśnej Muzyce live, czyli na żywo”. To jego pierwszy koncertowy album w karierze i myślę, że to był najwyższy czas na takie wydawnictwo. „Leśna Muzyka” była jedną z ciekawszych tras koncertowych, które zagrał do tej pory – a zagrał ich całkiem sporo. Po pierwszej piosence słyszymy wypowiedź, w której mówi: „Mamy dużo piosenek i to będzie trochę trwało, ale to są dobre piosenki. Już to testowaliśmy”. I to jest święta prawda – to są bardzo dobre piosenki, które w wielu przypadkach dość mocno odbiegają od tych wersji, które znamy w oryginale, ale to oczywiście tylko atut. Mocną stroną tych wykonań są instrumenty dęte, które dodają charakteru i ciekawego uroku całości. Co prawda, zmieniłabym trochę tracklistę, bo bez wahania wymieniłabym „Kosmiczne Energie” na kolejny utwór z repertuaru Dawida – byłam na koncercie tej trasy i wiem, że spokojnie mógłby dorzucić kolejny swój utwór. Mimo to uważam, że nie mogłabym wskazać innego albumu jako najlepszy. Warto też wspomnieć, że płyta jest kolejnym gestem dla dobra planety, bo każde 100 sprzedanych egzemplarzy ma przełożyć się na zasadzenie 50 m2 lasu. 

Przejdź do zakupu płyty

Ralph Kaminski – “KORA”

Karolina Szumlak: Nigdy nie pomyślałabym, że jako płytę roku wybiorę album z coverami. Sam Ralph określa to wydawnictwo jako „most” pomiędzy jego autorskimi płytami. Jednak po tym, gdy usłyszałam „Korę” po raz pierwszy, nie miałam wątpliwości, że utwory z tej płyty  będą  towarzyszyć mi nie tylko w tym roku, ale z pewnością przez dłuższy czas. „Kora” cieszy się wielką popularnością, a koncerty, czy może raczej spektakle z trasy są wyprzedane praktycznie w każdym mieście. Bardzo cenię sobie to, że utwory z płyty zostały nagrane na żywo, bez poprawek. Idealnie oddaje to charakter płyty, odczucia przeżywane podczas spektaklu w filharmonii czy teatrze. Przede wszystkim jednak bardzo doceniam wkład każdej osoby, która wchodzi w skład zespołu tworzącego ten projekt. Za każdym razem zachwyca mnie tak perfekcyjne i zgrane połączenie wszystkich instrumentem z głosem Ralpha. Interpretacje muzyków otworzyły utwory Kory na nowych odbiorców. Oczywiście wcześniej znałam niektóre piosenki artystki, jednak to dzięki tej płycie poznałam kilka mniej znanych, których teraz słucham zarówno w oryginalnej wersji jak i tej z płyty Ralpha.

Przejdź do zakupu płyty

Margaret – “Maggie Vision”

Sara Migaj: Byłam pewna, że “Gaja Hornby” to absolutny majstersztyk w wykonaniu Margaret, ale po premierze “Maggie Vision” zrozumiałam, że tamten album to była tylko rozgrzewka. Odpalając najnowszy krążek w swoich głośnikach, przeżyłam totalny szok, bo czegoś aż tak dobrego się nie spodziewałam. Moje odczucia względem tego wydawnictwa to jedno, ale uznanie słuchaczy to drugie. Margaret po raz pierwszy wyprzedała aż kilka sal koncertowych w ramach trasy promującej płytę, co tylko świadczy o tym, że jej grono fanów diametralnie się powiększyło. Warto wspomnieć także o klipach do singli: “Sold Out”, “Antipop”, “Xanax”, “Roadster”, czy “Reksio”, które zostały dopięte na ostatni guzik i jak dla mnie są to najbardziej przemyślane klipy w karierze Margaret. Przez wiele lat Gosia dostarczała nam utwory w podobnym klimacie, a tym razem zaczęła zaskakiwać zupełnie innymi i nieszablonowymi pomysłami. Czekam z wypiekami na twarzy na jej kolejną muzyczną odsłonę.

Przejdź do zakupu płyty

DZIARMA – “Dziarma”

Sara Migaj: Zasady naszego podsumowania były inne – każdy z nas miał wybrać po jednym artyście z poszczególnych kategorii i na tym koniec. Już prawie klikałam “opublikuj”, kiedy moje serce krzyknęło: nie możesz pominąć Dziarmy. Odkładając więc na bok zdrowy rozsądek, a kierując się tym, co dusza mi podpowiada, umieszczam debiutancki album “Dziarma” w kategorii “Płyta Roku”. Nie mogę się od niego odkleić, gdy tylko ujrzał światło dzienne. Swoją drogą – Agata dość długo kazała nam czekać na tę premierę i och, jak bardzo było warto! Genialne wydawnictwo, które określiłabym jako absolutnie pozytywnie zaskakujące słuchacza i jednocześnie spełniające wszystkie wcześniej składane przez artystkę obietnice. Jedyne czego pragnę, to posłuchać tych utworów na żywo, by przekonać się na własne uszy o niesamowitych umiejętnościach wokalnych Dziarmy. Na taki album czekałam te wszystkie lata – począwszy od “Mam Talent”. Dziękuję.

Przejdź do zakupu płyty

Męskie Granie 2021

Dominika Tarka: Męskie Granie jest już legendą i marką, która na naszym polskim rynku broni się sama. Wydaje mi się, że każdy przynajmniej słyszał lub wie, czym jest ta inicjatywa, która z powodzeniem cieszy nas już jedenasty rok. Zeszłoroczna Orkiestra w składzie Darii Zawiałow, Dawida Podsiało i Vito Bambino to moim zdaniem jedna z najlepszych edycji od początku istnienia MGO. Do tego zabawa z elektroniką, z delikatniejszym, ale bardziej aktualnie pożądanym brzmieniem to strzał w dziesiątkę. Słyszałam te głosy zaraz po premierze “I Ciebie też bardzo” – że to średnie, że nie ma pazura i że Męskie Granie z roku na rok coraz gorzej. Co pokazała rzeczywistość? Jak to hymn MGO ma do siebie, każdy prędzej czy później i tak go nucił. I to jest ta piękna magia tej inicjatywy. Dodatkowo skład coverów tegorocznego koncerty Orkiestry to istne złoto. “Małgośka” w wykonaniu Vito, elektryzujące “Mieć czy być”, zapierający dech w piersiach duet Darii i Dawida “Nikt tak pięknie nie mówił, że się boi miłości”, odświeżone i przeplecione z hip-hopem “Śpij kochanie śpij” – coś pięknego. Już dawno chyba żaden zestaw coverów Orkiestry nie był mi tak bliski mojemu sercu i tak bardzo mnie nie rozkochał jak ten z 2021 roku. Do tego świetne wykonania z drugiej części gdzie utwory wykonywali pozostali artyści… no naprawdę, istna perełka wśród albumów. Już przebieram nóżkami na myśl o 2022 roku!

Przejdź do zakupu płyty

Wybór czytelników: Dawid Kwiatkowski – “Dawid Kwiatkowski”

UTWÓR ROKU

sanah – “Ale Jazz!”

Martyna Adamowska: Długo zastanawiałam się, który utwór wskazać. Przyznam, że moje serce było rozdarte pomiędzy dwoma – tym, który słuchałam zdecydowanie najczęściej i prawdopodobnie jest najbliższy mojemu sercu, ale nie jest znany aż tak szerokiej publiczności oraz tym, który również często słuchałam, ale jednocześnie podbijał listy przebojów. Wiecie, co jest najciekawsze? Oba utwory ukazały się tego samego dnia – tym sposobem macie zagadkę : ) Koniec końców musiałam wybrać tylko jeden utwór i postawiłam na przebój radiowy, czyli „Ale jazz” z płyty pt. „Irenka”. Pod wieloma względami ten rok należał do sanah i jestem przekonana, że wyróżnienie zdecydowanie się jej należy. Warto też wspomnieć, że Vito Bambino dzięki tej piosence miał okazję dać się usłyszeć radiosłuchaczom. Nie da się ukryć, że „Ale jazz” w krótkim czasie stał się najprawdziwszym przebojem – bo kto nie nucił fragmentu „kawka na wynos dzisiaj towarzyszy mi…”? Tego niemal nie da się odczytać, nie śpiewając.

sanah – “Kolońska i Szlugi”

Karolina Szumlak: Nie pamiętam, żeby w ostatnim czasie jakaś piosenka była tak wyczekiwana i znana, zanim jeszcze w ogóle została wydana. Po tym, gdy sanah na swojej trasie „Królowa Dram” zaśpiewała fragment piosenki „Kolońska i Szlugi”, fani od razu pokochali tę nowość. W komentarzach przez parę miesięcy można było obserwować pytania o to kiedy cały utwór ujrzy światło dzienne.  Przez to oczekiwania były bardzo wysokie, jednak sanah całkowicie im podołała. Cieszę się, że wyszły aż dwie wersje utworu. Początkowo  to ta spokojniejsza wersja- „do snu”, którą Zuzia śpiewała podczas koncertów, skradła moje serce. Jednak z czasem nie potrafiłam już wybrać, która opcja jest lepsza, bo obie pokochałam.

Avril Lavigne – “Bite Me”

Sara Migaj: Są tacy artyści, którzy kroczą z nami przez każdy etap naszego życia: dzieciństwo, młodzieńcze lata, wkraczanie w dorosłość, a następnie już przez dorosłość. Jedną z takich osób z branży muzycznej jest dla mnie Avril Lavigne i przyznam czysto subiektywnie, że “The Best Damn Thing” wydane w 2007 roku to według mnie najlepsza era, w którą wkroczyła artystka. Długo czekałam, aż jeszcze poczuję tego pazura, pozytywną energię i moc gitar, lecz wszystko wskazywało na to, że księżniczka pop-punku schowała ten etap kariery do szuflady. Ogromnym zaskoczeniem jest więc utwór “Bite me”, który osobiście nazywam zapowiedzią wydawnictwa “The Best Damn Thing vol.2”, ponieważ nie tylko przypomina on klimat tamtego albumu, ale także ponownie do współpracy Avril zaprosiła Travisa Barkera, z którym współtworzyła wspomniany krążek. Sama Lavigne nie ucieka od porównań do swojego trzeciego krążka, ponieważ z chęcią wróciła do fryzury z 2007 roku i do złudnie przypominającego dawne lata stylu ubierania się. Oczywiście sam fakt, że Avril wraca do korzenia, to nie jedyny powód, dla którego wyróżniam ten utwór. Przede wszystkim, jest on genialnym singlem, który pozostawia niedosyt i zachęca do czekania na nowe wydawnictwo… a intuicja podpowiada mi, że to będzie wielki powrót Lavigne. Warto przyjrzeć się, chociaż zapowiadanej liście gości na albumie, gdzie wśród nazwisk pojawia się Machine Gun Kelly, czy blackbear.

Natalia Szroeder i Ralph Kaminski – Przypływy

Bartosz Grześkowiak: Na doceniony przez dziennikarzy zeszłoroczny „rebranding” Natalii Szroeder złożył się jej duet z Ralphem Kaminskim. Utwór „Przypływy” nie jest dziełem wybitnym w formie muzycznej, ale wybitnie oddziałuje narracją, konfesyjnym tekstem, przy okazji którego wokalistka i jej ojciec (Jaromir Szroeder) obronną ręką bawią się kategoriami, zamieniając utarte klisze w wyznanie, w które po prostu się wierzy. Delikatne podanie piosenki sprawia, że paradoksalnie, na równi z opowieścią ważne jest tu to, co poza słowem. No i kto nie chciałby tak poobejmować się z kimś na środku tafli jeziora? 

PROJEKT ROKU

“Miki Na Fali”

Martyna Adamowska: Wspomniałam już, że mam słabość do twórczości Dawida Podsiadły, ale jest jeszcze jeden artysta, którego muzyka jest dla mnie szczególnie ważna. Zapewne nie powinniście mieć żadnych wątpliwości, że chodzi o Mikołaja Macioszczyka. Cenię go za imponujący talent muzyczny, ale również za osobowość. Dodatkowo jest bardzo charyzmatyczny, a jego pomysły mają naprawdę duży potencjał. Mam tutaj na myśli zbiórkę crowdfundingową pt. „Miki na Fali”, która niosła za sobą szereg nieszablonowych działań. Fani, dokładając swoją cegiełkę do zbiórki, zyskiwali różnego rodzaju benefity np. odwiedziny „Mikołaja Makłowicza Macioszczyka”, podczas których przygotowywał pizzę ze swojego tajnego przepisu – muszę przyznać, że rzeczywiście była pyszna! Oprócz samej zbiórki projekt „Miki na Fali” niósł za sobą wiele innych działań m.in. klimatyczny koncert zagrany na dachu pływającej łodzi. Wydarzenie zostało zarejestrowane i wykorzystane jako teledysk do coveru piosenki, która za czasu The Voice of Poland stała się jego najbardziej pamiętnym występem – oczywiście mowa o „Chciałem Być” Krzysztofa Krawczyka. Koncert w czasie pandemii to dla niego też żaden problem – w chwili, kiedy artyści mieli mocno ograniczone możliwości występowania, sam wyszedł do publiczności, wyruszając w trasę pt. „Pociąg do normalności”, podczas której w jeden weekend zaśpiewał na dworcach największych polskich miast. 

Przeczytaj: Mikołaj Macioszczyk w rozmowie z WLKM.pl: “Teraz wiem, czego chcę”

Mery Spolsky – Jestem Marysia, i chyba się zabije dzisiaj

Dominika Tarka: Jaki to jest mocny skład tego mojego podsumowania! Kolejny wspaniały artysta, którego podziwiam od kilku lat. Mery Spolsky, to już marka sama w sobie i cokolwiek by nie zrobiła – zaskakuje. No kto inny wpadłby na pomysł w trakcie swojej kariery wydać nagle książkę, wypuścić płytę na jej bazie i pojechać w trasę z Live Actem? Jestem kupiona przez to, jakie wsparcie czuję w jej twórczości. Mery niezmiennie zaskakuje mnie swoją kreatywnością, swoim pomysłem na siebie, ciepłem i pozytywnością kiedy przyjdzie nam się spotkać i porozmawiać na żywo. Sama książka to istny majstersztyk, chociaż na początku jej czytania można zaliczyć niezłe WTF? Wiem, bo sama tak miałam. Szybko jednak wpadłam w wir świata Marysi i dobrze się w nim odnalazłam. A później, usłyszałam to na żywo i jeszcze bardziej się w tym światku zakochałam. Najpiękniejszą aranżacją jest zdecydowanie ballada dla mamy – to jest uczucie jak z mema: jest okej i przecież nic mnie nie wzrusza, a wtedy wchodzi właśnie “Najsmutniejsza Dziewczyna Roku” i masz szklane oczy. Uderza do głębi i porusza te obszary mnie, o których nie miałam wcześniej pojęcia. PS. koniecznie wybierzcie się na Live Act jeśli macie jeszcze szansę – kilka wydarzeń zostało przeniesione na 2022, oraz dodana została trzecia data show w Warszawie – zaufajcie mi, nie chcecie tego przegapić. To jak Męskie Granie – prawdopodobnie nigdy się nie powtórzy, więc korzystajcie, póki jest.

Przeczytaj: Mery Spolsky w CKK Jordnaki w Toruniu – oniemiała cała sala