Mery Spolsky w CKK Jordanki w Toruniu – oniemiała cała sala
Mery Spolsky już od długiego czasu jest kojarzona jako jedna z najbardziej oryginalnych postaci na polskiej scenie muzycznej. Jej poprzednie trasy promujące album “Miło Było Pana Poznać”, czy późniejszy “Dekalog Spolsky”, zawsze wiązały się z pozytywnym odbiorem publiczności. Trasa z Live Actami jest jednak czymś, czego jeszcze nie było w naszym kraju. Czy trasa z książką, a nie standardowo z płytą ma sens? Mery udowadnia, że tak i to VERY MUCH!
Początkowo, gdy dowiedziałam się, że na wydarzeniach z tej trasy nie usłyszymy żadnej z piosenek z poprzednich płyt, trochę się zdziwiłam. Nie do końca potrafiłam wyobrazić sobie, czego mogę się spodziewać. Jednak od pierwszej minuty spektaklu w CKK Jordanki w Toruniu, wszystkie moje wątpliwości zniknęły. Światła były czymś, co jako pierwsze zwróciły moją uwagę. W moim odczuciu odgrywały one dużą rolę i były idealnie dopasowane do każdego momentu występu. Na początku stereodramu Mery zapowiedziała, że zagłębimy się w świat Marysi i lepiej ją poznamy. Tak też się stało. Jak mogliśmy wcześniej przeczytać w zapowiedziach trasy, pojawiło się słowo, muzyka i elementy teatru. Muzyczną częścią były oczywiście fragmenty książki “Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj” w śpiewanej wersji.
Nie chciałabym nikomu psuć niespodzianki, dlatego nie chcę za dużo zdradzać. Jednak to, co najbardziej mnie urzekło, to kontakt Mery z publicznością. Bardzo dawno, a może nigdy wcześniej nie byłam na koncercie tak bardzo angażującym odbiorców. Dodatkowo ta interakcja sprawia, że każdy live act będzie się różnił, miał inną energię. Sterodram przeprowadził publiczność przez wszystkie rozterki, emocje i problemy tytułowej Marysi. Mery poruszała między innymi tematykę wyglądu, samoakceptacji, asertywności. Największe wrażenie wywarł jednak na mnie fragment “Najsmutniejsza dziewczyna roku”. Opowieść Marysi o utracie mamy już na nagraniu budzi wiele emocji, a w wydaniu na żywo odbiera mowę. Publiczność po tym momencie jakby na chwilę zastygła. Dopiero po dłuższej chwili można było usłyszeć wielkie brawa, które może zaraz po skończonym utworze wydawałyby się nie na miejscu.
Po wydarzeniu, jak zawsze już po koncertach Mery, można było chwilkę z nią porozmawiać, czy zdobyć autograf. Był też sklepik z merchem, gdzie można było kupić płytę, książkę i ubrania z kolekcji artystki. Na mnie to wydarzenie wywarło ogromne wrażenie i zapewniło głębokie przeżycia, była to prawdziwa bomba emocjonalna.
Jeśli chcielibyście lepiej poznać Marysię i przeżyć coś niespotykanego, wyjątkowo oryginalnego i niekonwencjonalnego to koniecznie wybierzcie się na Live Act! Następne stacje to Poznań, Łódź, Bydgoszcz i wyprzedana już Warszawa! Bilety są dostępne tutaj.
Kup książkę “Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj”
Autorka tekstu: Karolina Szumlak