NewsroomWywiady

Pawbeats w rozmowie z WLKM.pl: “Musiałem zwalczyć strach przed byciem sam sobie wydawcą”

Fot. Materiały Prasowe

Fot. Materiały Prasowe

Jako producent słynie z nieszablonowości. Jako artysta onieśmiela ambicją. Swoimi kompozycjami udowadnia, że podział na gatunki muzyczne nie istnieje, zaś w tekstach pozostawia osobiste pamiętniki. Kompozytor, aranżer i producent muzyczny – Pawbeats już pół roku temu zaprezentował światu swój najnowszy, studyjny album „Nocna”. Teraz odkrywa przed nami kulisy jego powstania.

Dlaczego „Nocna” to najbardziej dopracowany projekt Twojego życia?

Chodzi głównie o formułę realizacji tego albumu, jaką było nagrywanie na setkę. Początkowo wydawało mi się, że zorganizowanie takich nagrań jest niemożliwe, chociażby ze względu na kwestie finansowe, czy logistyczne. Miałem obawy co do dyspozycyjności wokalistów, którzy przecież mają swoje życia, nagrywają autorskie płyty i niewątpliwie nagranie takiego materiału wymagałoby od nich specjalnego przygotowania. Moje obawy jednak nie przeszkodziły w realizacji „Nocnej” i jestem pewny, że żaden mój album nie ma do niej podjazdu. Nie tyle pod kątem artystycznym, bo tego nie potrafię obiektywnie oceniać, ale „Nocna” jest zdecydowanie najlepsza technicznie.

Skąd decyzja, by nagrywać album na setkę oraz tworzyć klipy mastershotem?

Zawsze chciałem nagrywać w ten sposób. Ta forma jest w pewien sposób najtrudniejsza, więc pomyślałem, że skoro jestem pewny materiału pod kątem artystycznym, to daję sobie taki producencki challenge. Chciałem, żeby „Nocna” była imponująca zarówno artystycznie, jak i technicznie. Natomiast jeśli chodzi o klipy, to moją ogromną inspiracją był Justin Timberlake i jego teledysk nagrany mastershotem. Zapragnąłem nagrać tak cały album. Moim zdaniem najwięcej prawdy w muzyce zapiszesz, robiąc wszystko za jednym zamachem – nagrywając jednocześnie fonię i dźwięk.

Jakie masz rytuały twórcze?

Najwięcej robię nocą. W ciągu dnia też mi się zdarza, jednak nigdy porankiem. Mój rytuał polega na tym, że kiedy artyści przyjeżdżają, by robić wspólnie muzykę, to nie siadamy od razu do działania. Zanim zaczniemy pracować, zdążymy coś zjeść, pójść do kina, czasem nawet wychodzimy razem na miasto. Dbam o to, żeby ten czas spędzany wspólnie na tworzeniu nie mijał, jak w fabryce, bo zawsze obawiałem się szablonowości. Chciałbym mieć dużo oddechu podczas pracy. Wystrzegam się jedynie dystraktorów, przez które tracę pomysły.

Twoje kompozycje powstają z myślą o konkretnym wokaliście?

Różnie. Mam dużo projektów, które zacząłem i czekają na odpowiedni moment, czekają, aż usłyszę “tego kogoś”. Tak było choćby z „Kłam” z Hanią i Qry. Utwór czekał siedem lat, zanim go wydaliśmy. Kilka osób przymierzało się do tego utworu wcześniej, ale czułem, że to nie to. Mam tak, że jeśli usłyszę kogoś wokal, muzykę, nawet przesłucham wywiad z jakimś artystą, to czuję się zainspirowany i dążę do współpracy z takim wykonawcą. Podczas prac nad drugim albumem przesłuchiwałem nawet więcej wywiadów z artystami niż bezpośrednio ich twórczości. Wtedy chyba szukałem osobowości. Nie ma recepty – czasem kogoś dobrze znam i wiem, że konkretne połączenie zadziała. Producent powinien wysłać artyście taką paczkę z kilkoma utworami do wyboru. W przypadku „Nocnej” większość to były pierwsze, trafione strzały. 

Kto zaskoczył cię najbardziej swoim wykonaniem?

Wszyscy mnie bardzo pozytywnie zaskoczyli. Szczególnie swoim przygotowaniem do nagrań na setkę. To samo w sobie jest bardzo trudne, a co dopiero z jednoczesnym nagrywaniem obrazka. W zasadzie to wszystkie powtórki, jakie robiliśmy w trakcie nagrań, działy się ze względu na dopracowanie obrazu, nie dźwięku. W klipie z Roksaną Węgiel mieliśmy na przykład takie checkpointy. Musieliśmy dojść bezbłędnie do pewnego punktu nagrania. Jeśli się nie udawało, to wiedzieliśmy, że trzeba zacząć od nowa. Od strony muzycznej się nie myliliśmy.


Wesprzyj twórczość Pawbeats i zamów album “Nocna”


Tworzenie albumu też ma checkpointy?

Tak. To takie momenty przełomowe. Pierwszy następuje kiedy zakończę tworzyć wszystkie wstępne demówki i decyduję się, że zbieram z nich materiał na płytę. Drugi – kiedy zapraszam pierwszych gości i startują sesje nagraniowe. Trzeci – kiedy mam już ponad połowę płyty i mam pewność, że album wyjdzie. To jest też moment, który najbardziej lubią wokaliści, kiedy widzą, że jest podana data premiery i album z ich udziałem jest na horyzoncie. Ja też staram się wejść w rolę osoby, która nagrywa u mnie wokale i ja, jako muzyk, nie chciałbym, by album z moim udziałem ukazał się lata po nagraniach. W ten sposób materiał po prostu się starzeje. Niestety polskie płyty producenckie potrafią tyle przeleżeć. Żeby tego uniknąć, muszę być nie tylko producentem i muzykiem, ale też motywatorem i bardzo dobrym psychologiem, zdolnym namówić osobę, która nie ma czasu, by jednak go znalazła.

Jak dużą wolność artystyczną i liryczną mieli artyści zaproszeni na „Nocną”?

Pomimo mojej apodyktyczności i chęci bycia szefem wszystkich szefów, zostawiłem artystom dużą swobodę w interpretacji narzuconego tematu. Myślę, że droga jest na tyle otwarta, że każdy ma możliwość zrobienia czegoś po swojemu. Przede wszystkim ja nie wynajmuję artysty do pracy w kołchozie, tylko dążę do prawdziwego połączenie sił. Potrzebowałem jednak oswoić się z robieniem tzw. odrzutu, czyli tłumaczenia komuś, że w proponowanej formie piosenka nie wejdzie, bo nie pasuje mi na płytę. Raz miałem taką absurdalną sytuację, ze ktoś z jednej zwrotki na mojej kompozycji  zrobił reklamę swojej płyty, opowiadając o tym, że nagrywa płytę, podając jej tytuł i zachęcając do kupna  preorderów. Myślałem, ze to żart, tym bardziej że traktuje płyty jako bardzo osobiste pamiętniki. Muszę utożsamiać się z tym, co jest w tekście.

Udało ci się zwalczyć lęk wysokości. Czy w trakcie prac nad „Nocną” pokonałeś także inne ograniczenia?

Jest taka couchingowa strefa komfortu, z której ja już dawno wyszedłem. Musiałem jednak zwalczyć strach przed byciem sam sobie wydawcą, przed byciem zależnym wyłącznie od siebie i swoich decyzji. Musiałem się tez liczyć z tym, że nie będę miał kogo obwiniać jeśli się nie uda. Dlatego też starałem się nie generalizować, że „to ludzie są po prostu źli”, za to częściej dopuszczać do siebie myśl, że może to ja, jako szef, źle ich dobrałem.

Czy „szef wszystkich szefów” prosi czasem o pomoc?

To jest coś, czego musiałem się nauczyć. Bardzo lubię prosić o pomoc producentów. Bardzo lubię kiedy ktoś zagra coś lepiej ode mnie. Super jest łączyć. Zresztą przemysł muzyczny jest świetny, kiedy wiele osób pracuje nad jedną rzeczą – np. jednym utworem. Kiedy tego potrzebuje, to odzywam się do swoich stałych pomocników, bo kumamy się nawzajem.

Napisałeś, że po wydaniu nocnej odczuwasz twórczy głód. Jak go spożytkujesz?

Mogę tylko zdradzić, że nagrywam muzykę dla artystów, którzy wystąpili gościnnie na „Nocnej”. Chce się im teraz odwdzięczyć i tworzyć wspólne projekty na ich albumy. Na horyzoncie są już pierwsze efekty tych współprac.

Jaki jest Twój ulubiony nośnik muzyczny?

Ze względu na pasje mojego taty najbardziej lubię winyl. Natomiast najczęściej słucham muzyki w samochodzie, więc najbliższe są mi wersje cyfrowe.

Jak możemy wspierać Twoją twórczość?

Najlepiej jest zmawiać album z mojej strony: pawbeats.com. To jest najbardziej bezpośrednie wsparcie dla całego zespołu. Zapraszam też na wszelkie koncerty.


Autorka tekstu: Martyna Nowak