NewsroomRelacje

Czwarta edycja Edison Festival dobiegła końca

Fot. Materiały redakcyjne

Fot. Materiały redakcyjne

Po raz czwarty organizatorzy Edison Festival zgromadzili w Baranowie k. Poznania publiczność, która zebrała się licznie, by wysłuchać najbardziej pożądanych artystów tego sezonu. W line-upie nie zabrakło topowych polskich nazwisk, jak i zwycięzców tegorocznej edycji Konkursu Piosenki Eurowizji – Kalush Orchestra.

Na sam start udaliśmy się na występ duetu Martin Lange. Panowie, którzy debiutantami w branży muzycznej od dawna już nie są, obecnie przeżywają swój własny muzyczny debiut. Na leśnej scenie zaprezentowali utwory, które świetnie się przyjęły jako single oraz te mniej znane kawałki ze swojej twórczości. Dzięki klimatycznej balladzie udało im się na moment wprowadzić publikę w uczucie nostalgii – a to wszystko dzięki mieszance dobrze zaserwowanej muzyki z odpowiednią dawką przelanych emocji. Sam wokalista nie krył swojego wzruszenia, bo panujące tam okoliczności budowały niesamowicie magiczną aurę.


Martin Lange: Nie zrobiliśmy absolutnie nic na siłę

Najbardziej wyczekiwanym dla nas występem był koncert zespołu LemON. Grupa w ponad 60-minutowym secie zaprezentowała swoją twórczość słuchaczom, którzy oczywiście jak na 10-letni staż zespołu, znali ją doskonale. Igor Herbut, czyli leader grupy, kolejny raz chwycił zgromadzoną publikę prosto za serce i pomimo festiwalowego klimatu sprawił, że każdy z nas poczuł się, jak na kameralnym koncercie, gdzie wszystko wokół przestało na moment istnieć. LemON zabrał Edison Festival w swój pozytywny świat na wiele sposobów, a zwłaszcza podczas momentu, gdy zachęcił publiczność do tego, by na moment przypomnieć sobie wszystkie szczęśliwe chwile, następnie zgromadzić je w sobie i na znak wokalisty wyrzucić w wszechświat, budując tym samym ogromną kulę pozytywnej energii. Oprócz zagrania największych hitów, na które zapewne liczyła festiwalowa publiczność, nie zabrakło także nowości, a były nimi: singiel “Ptaki” oraz utwór, który również znajdzie się na nadchodzącej płycie, lecz jego tytuł wciąż pozostaje nieznany.

Na małej scenie zagościła Kaśka Sochacka, która doskonale odnalazła się w leśnej atmosferze. Artystka zgromadziła tak wielu słuchaczy, że niemal ciężko było się pomieścić, co tylko świadczy, że jej muzyka posiada bardzo pozytywny odbiór. Delikatne brzmienie pomimo potężnego i mocnego wokalu, pięknie odbijało się o korony drzew i tym samym koiło duszę słuchacza. Kaśka Sochacka potrafi oczarować odbiorcę tak bardzo, że na moment wszyscy zapomnieli o festiwalowych okolicznościach i prosili o upragniony bis, których na tego typu wydarzeniach zazwyczaj się nie robi – wokalistka jednak postanowiła w ramach rekompensaty poinformować, że tego wieczoru wystąpi raz jeszcze, ale tym razem na scenie z Vito Bambino.

Największe zainteresowanie podczas pierwszego dnia festiwalu wzbudzili bez wątpliwości: Vito Bambino oraz Mrozu. Jeśli festiwal odbywałby się w zamkniętym pomieszczeniu, to powiedziałabym, że podczas ich występów hala pękała w szwach, a skoro byliśmy na łonie natury, to w tym momencie mogę jedynie rzec, że teren nadleśny niemal wybuchnął od ilości zgromadzonych w nim ludzi. Świetnie jest obserwować, jak publika potrafi się bawić przy danej muzyce i pozwala się ponieść na tę ponad godzinę trwającego setu. Podczas koncertów publiczność pozwoliła sobie na tańce, czy też głośne śpiewy i na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że na moment wyłączyli się od swojej codzienności – i właśnie takie emocje powinna dostarczać muzyka.

Drugiego dnia ponownie w urokliwym otoczeniu natury, swoją muzyką na żywo przywitała nas Luna, która z przyrodą ma wiele wspólnego, dlatego na tej leśnej scenie poczuła się momentalnie jak w domu. Bardzo wyczekiwaliśmy tego występu. Lunie udało się nas oczarować, zgodnie z oczekiwaniami, które mieliśmy. Niesamowicie ciekawa postać owiana dozą tajemniczości, a w tym wszystkim bardzo artystyczna na swój własny, oryginalny sposób. Chętnie ponownie usłyszymy Lunę, ale tym razem w pełnym muzycznym akcie.


Luna: W nocnych zmorach jest wiele światła, radości i spokoju

Po magicznej Lunie przyszedł czas na zwycięzców tegorocznego Konkursu Piosenki Eurowizji, czyli Kalush Orchestra. Ich występ utwierdził nas w przekonaniu, że ta wygrana jest jak najbardziej zasłużona. Uwielbiamy muzyczne eksperymenty, a tym bardziej cenimy takie, które w swojej dziwności tworzą zgrabną całość i tym samym zyskują uwagę słuchacza na dłużej niż krótką chwilę.

Na deskach festiwalu nie mogło zabraknąć także duetu Karaś & Rogucki, który swoją eksperymentalną płytą trafił w samo sedno i gusta wielu słuchaczy. Aktualnie grupa przygotowuje się do wydania kolejnego wspólnego krążka, co tylko pokazuje, że ich starcie muzyczne to coś więcej niż jednorazowy projekt. Cieszymy się, że po raz kolejny mogliśmy się przekonać na żywo, jak genialnie współgrają ze sobą te dwa pokolenia i pomimo dzielących ich lat – jak wiele tych samych wartości próbują przekazać. Duet doskonały!

Tuż przed samą gwiazdą wieczoru wybraliśmy się na Zalię, czyli na niebywale intrygującą debiutantkę, która skutecznie przykuła naszą uwagę. Swoim temperamentem i obyciem ze sceną porównalibyśmy ją do artystów światowej skali. Będąc na tym występie, na moment zapomnieliśmy, że to jeden z festiwalowych gigów, ponieważ Zalia stworzyła tak ciekawą atmosferę, że czuliśmy się jak na jej własnym koncercie. To kolejna z tych artystek, na których pełen koncert z przyjemnością się wybierzemy, a nawet będzie to dla nas pewnym zaspokojeniem własnego muzycznego głodu po świetnym festiwalowym show.

Wisienką na torcie była dynamiczna Daria Zawiałow, która została okrzyknięta headlinerką drugiego dnia Edison Festivalu. Podczas występu nie zabrakło jej największych hitów, jak i tych mniejszych utworów, które pomimo braku miana tytułu singla i tak cieszą się sporą rozpoznawalnością. Występ Darii Zawiałow był doskonałą kumulacją wszystkich emocji zebranych podczas trwania tego festiwalu, co można było poczuć, stojąc pod sceną i obserwując wylewającą się z ludzi energię.

To był nasz pierwszy Edison Festiwal, ale przeczucie nam podpowiada, że na pewno nie ostatni. Bawiliśmy się świetnie, a nasza czujna rola obserwatora podopowiada, że inni czuli się tak samo. Brawa dla organizatorów za genialny line up i świetną robotę. Do zobaczenia za rok!