
fot. Materiały Prasowe / Universal Music Polska
Odkładając na bok wszystkie poboczne projekty Lady Gagi, jej ostatni album, Chromatica, ukazał się w 2020 roku. To spora przerwa, zwłaszcza jak na artystkę, która od lat pozostaje jedną z najważniejszych ikon popkultury. Gdy tylko zaczęła zapowiadać swój najnowszy krążek, Mayhem, singlami Disease i Abracadabra, stało się jasne, jak bardzo brakowało jej na muzycznej scenie. Powiedzmy to wprost – w tej branży nie ma dziś sobie równych. Jej twórczość to nie zwykły popowy kawałek, lecz pełnoprawna artystyczna wizja, która – niezależnie od tego, jak szalona – zawsze spotyka się z gorącym aplauzem. Ikona. Po prostu. Lady Gaga wróciła i ponownie zasiadła na tronie.
Słysząc Abracadabra w największych polskich rozgłośniach radiowych, można dosłownie spaść z krzesła. Nie oszukujmy się – to nie jest klasyczny, radiowy hit. Ale Lady Gaga to artystka, która nie zna granic. Otwiera każde drzwi, udowadniając, że warto być sobą i że nie każdy singiel musi wpisywać się w utarte schematy. Już wcześniejszy Disease utwierdził mnie w przekonaniu, że to będzie wielki powrót. Mówi się, że Chromatica i Artpop miały podobny charakter, ale na Mayhem pojawiło się coś, czego w nich brakowało – ta iskra, to „coś”, co podnosi album na wyższy poziom. Krótko mówiąc – Lady Gaga dowiozła. Po ciepło wspominanym debiucie i jego następcy, Born This Way, udowodniła, że she’s back i nie zawaha się ponownie rozkochać słuchaczy.
Liczba zaskoczeń na Mayhem dosłownie nie ma granic. Już otwierające album Garden of Eden od pierwszych sekund brzmi jak klasyczny singiel Gagi – dedykowany jej Little Monsters, którzy tęsknili za takim właśnie brzmieniem. Ale to dopiero początek. Perfect Celebrity natychmiast wskoczyło do mojej topki, bo uwielbiam momenty, gdy Gaga rozlicza się z przemysłem muzycznym – a tutaj robi to w sposób niezwykle przewrotny. Sam tytuł jest ironiczny, a tekst aż prosi się o głębszą analizę. Warto wsłuchać się w każde słowo.
So rip off my face in this photograph (Perfect celebrity)
Lady Gaga – Perfect Celebrity
You make me money, I’ll make you laugh (Perfect celebrity)
Show me your pretty, I’ll show you mine
You love to hate me
I’m the perfect celebrity
Vanish Into You to banger, który aż prosi się o to, by trafić na radiowe playlisty. Słuchając go w ciepły, wiosenny dzień, od razu rozmarzyłam się – widziałam siebie w aucie z otwartym dachem, sunącą w stronę letnich przygód. To jeden z tych utworów, które oddają esencję beztroski, a słowa Lady Gagi “we were happy just to be alive” idealnie oddają ten klimat.
No dobrze, ale przejdźmy do utworu, który dosłownie zdominował media społecznościowe – How Bad Do You Want Me. Ten numer nie tylko pozytywnie zaskoczył fanów Gagi, ale też wzbudził zainteresowanie słuchaczy Taylor Swift. Czy uważam, że brzmi jak piosenka napisana przez nią? Absolutnie tak. Ale czy to coś złego? Wręcz przeciwnie. Inspirowanie się twórczością kogoś, kto wyprzedaje największe stadiony na świecie, to raczej sprytny ruch niż zarzut. Gaga pozwoliła temu utworowi całkowicie mnie oczarować, a jej flirt z cukierkowym, popowym brzmieniem jest na Mayhem jednym z najbardziej zaskakujących i udanych eksperymentów.
Moim faworytem na tym albumie jest Shadow of a Man, który, moim zdaniem, może być ukłonem w stronę społeczności LGBTQ+. Wyobrażam sobie tłumy maszerujące podczas Marszów Równości, skandujące ten utwór z dumą i siłą. Do tej pory hymnem dla tej społeczności pozostawały Rain On Me i Born This Way, ale najwyższa pora odświeżyć repertuar – Shadow of a Man idealnie się do tego nadaje.
Utworem, obok którego nie sposób przejść obojętnie, jest także The Best. Powstało wokół niego wiele interpretacji, ale pozwólcie, że zostawię jego sens Wam. W końcu nie ma nic piękniejszego w muzyce niż odczuwanie jej na swój własny sposób – każdy z nas ma inną wrażliwość i własne emocje, które przekłada na dźwięki.
Album zamyka Die With a Smile – utwór, którego osobiście nigdy nie zostanę wielką fanką. Mimo to rozumiem, dlaczego Gaga zdecydowała się umieścić go na krążku. To kluczowy moment w jej karierze, a jego obecność na Mayhem ma w sobie coś symbolicznego.
Czy uważam, że Mayhem to najlepszy album Lady Gagi w ostatniej dekadzie? Zdecydowanie tak. Ten krążek uświadomił mi, jak bardzo brakowało jej w przemyśle muzycznym. Mayhem aż prosi się o totalnie odjechaną trasę koncertową, która tylko umocni jej pozycję jako jednej z największych gwiazd popu. Liczę też na to, że prędzej czy później dostaniemy rozszerzoną wersję albumu, bo wciąż nie mam dość – jestem gotowa na kolejne utwory, które powstały w trakcie jego tworzenia.
Lady Gaga, wróciłaś na tron – i to z wielkim przytupem.