Chociaż są znane ze swoich występów już od dawna, dopiero teraz premierę miał ich fonograficzny debiut (przeczytaj więcej o płycie). Pierwszym albumem młody zespół z Krakowa utwierdził się w drodze wyznaczonej przez mieszankę czułości z poruszającą liryką i subtelnym brzmieniem klawiszy oraz skrzypiec. Porozmawialiśmy z Lor o procesie tworzenia “Lowlight” i jego odbiorze przed występem dziewczyn na poznańskim Spring Break’u, zamykając tego dnia kolejkę dziennikarzy oczekujących na wywiad.
Lubicie te wszystkie aspekty związane z promocją płyty?
Julia Skiba: Jasne! Ja lubię wszystkie rzeczy związane z działalnością tego zespołu. Łącznie z wielogodzinnymi podróżami pociągiem na miejsce koncertu. Jestem w stanie znaleźć w tym pozytyw!
Reszta dziewczyn: Julka, nie lubisz tego!
Julia S.: Nie zawsze, ale na takie momenty zabieram ze sobą książkę. Jeżeli wiem, że mam koncert, wolę jechać pociągiem niż być gdziekolwiek indziej.
Jagoda Kudlińska: Ja też! Wolę siedzieć te siedem godzin w pociągu niż w szkole… jedną.
Julia S.: To wszystko jest dla nas cały czas świeże i nie nudzi nam się absolutnie żaden element związany z działaniem w zespole.
Czyli lubicie rozmawiać o swojej muzyce?
Jagoda: Tak. Dużo się wtedy uczymy. Moja mama ostatnio nas pochwaliła, że z każdym wywiadem mówimy coraz lepiej.
Paulina Sumera: Moja z kolei powiedziała, że mówimy bardzo źle (śmiech).
Pytam o to, bo obserwuję was w mediach społecznościowych…
Jagoda: O boże. To jest niebezpieczne.
Sposób w jaki prezentujecie odbiorcom premierę “Lowlight” jest bardzo luźny, kontrastuje z etykietami, które można by wam dopiąć po przesłuchaniu waszej muzyki. Ale wy chyba nie boicie się, żadnych etykiet.
Paulina: W ogóle nie. My same siebie nie etykietujemy i nie dajemy etykiet innym artystom. Uważamy, że nawet jeśli ktoś robi to względem nas, to jest to w porządku. Wiemy też, że takie etykiety nie przywierają do nas na dłużej. O płycie “Lowlight” można powiedzieć też pewne rzeczy, które są uniwersalne, na przykład “długo wyczekiwana” (śmiech). Zobaczymy jak będzie dalej, cały czas czekamy na to, co się wydarzy. Mamy album, możemy się nim pochwalić, możemy go pokazać, mówimy, że jest i to z naszej strony tyle. Jesteśmy bardzo ciekawe jak ludzie będą reagować na to wydawnictwo, jesteśmy otwarte na to, co będzie się działo.
Jedna z etykiet, którą można wam przypiąć, to właśnie debiut po długim czasie oczekiwania. Przez lata zbierałyście doświadczenia sceniczne, konfrontując przygotowywany materiał z publicznością na żywo. Kiedy przez tak długi okres przedstawia się słuchaczom fragmenty tego, co chce się im zaproponować w przyszłości, jako nowe wydanie, to potem łatwiej jest stworzyć z nimi całość?
Julia S.: Wypuszczając wcześniejsze, singlowe piosenki wiedziałyśmy, że one nie są w takim stanie, w jakim chciałybyśmy je usłyszeć na płycie. Zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że i tak będziemy je nagrywać od nowa, spinać w jedną, spójną kompozycję, jak było na przykład z utworem Windmill czy Keaton.
Jagoda: Najwięcej czasu w robieniu tej płyty i tak zajęły nam kwestie papierkowe, coś, co było niezależne od nas.
Julia S.: Jeśli chodzi o tempo pracy, to idzie nam dość szybko. Zależało nam też na szybkim debiucie.
Julia Błachuta: Byłyśmy gotowe już dwa lata temu.
Czyli gdybym zapytał o to, co było najtrudniejsze podczas pracy nad pierwszą płytą, to właśnie wydawnicza biurokracja?
Jagoda: Oczekiwanie.
Paulina: Wszystko to, co nie było zależne od nas. Wiadomo, że jeśli człowiekowi na czymś zależy, a jest w stanie w związku z tym coś sobie załatwić czy zrobić, to zrobi to. Kiedy jednak coś nie zależy od ciebie i musi uruchomić się cała machina działania, jesteś sfrustrowany, bo zaczyna się czekanie. U nas było tego bardzo dużo. Ale udało się.
Co zadecydowało, że niektóre znane utwory weszły na płytę, a niektóre nie?
Julia S.: Najpierw skompletowałyśmy demo z trzydziestu piosenek. Część starych utworów, z czasu kiedy miałyśmy czternaście lat, kompletnie nie trafiła, nie była spójna z koncepcją płyty, więc odcięłyśmy je już na pierwszym etapie wyboru.
Julia B.: Reszta odpadła, bo po prostu musiałyśmy wybrać te najbardziej odpowiednie kompozycje.
Paulina: Ta płyta i tak jest dłuższa niż standardowy album. Wydawało nam się, że piętnaście piosenek to jest dużo, ale stwierdziłyśmy, że to nie są długie utwory.
Julia S.: Doszłyśmy też do wniosku, że skoro ludzie tyle czekali, to powinni dostać więcej kawałków.
Paulina: Poczułybyśmy się głupio same względem siebie, gdybyśmy zrobiły płytę z dziesięciu piosenek po czterech latach działania.
Jaki wpływ na ten materiał miał jego producent, Michał Przytuła?
Wszystkie: Bardzo duży.
Julia S.: Przede wszystkim miał bardzo duży wpływ na nas. Super nam się współpracowało i wszystkie pomysły, które można usłyszeć na płycie, są tak naprawdę wypracowane wspólnie. Przez dyskusje, eksperymenty w studio itd. Czujemy się więc wspólnie odpowiedzialni za efekt końcowy.
Julia B.: Michał jest cenionym producentem. Ukończył bardzo dobrą szkołę Muzyczną im. Zenona Brzewskiego w Warszawie. Ma wiedzę muzyczną, również tę czysto teoretyczną, na bardzo wysokim poziomie.
Jagoda: Produkował dla Reni Jusis, Korteza, Kayah. Na początku myślałyśmy, że się miniemy. Ostatecznie on wysłał nam próbkę tego, jak widzi to, co można zrobić z naszym demo, które mu wysłałyśmy i okazało się, że absolutnie się zgadzamy.
Julia S.: Nasze wizje pokrywały się w każdym utworze.
Jagoda: To był moment, kiedy Michał zyskał nasze dozgonne zaufanie (śmiech).
Same mówiłyście o tym, że ta płyta na pewno zweryfikuje wasze wewnętrzne przekonania i perspektywy, co do wspólnego tworzenia. I z jakim efektem?
Paulina: Jeszcze nie wiadomo.
Julia S.: Jeszcze jest bardzo świeżo.
Paulina: Cały czas tak na prawdę czekamy na to, co się wydarzy. My patrzyłyśmy na tę płytę tylko pod kątem tego, że ona coś zamknie, że jest podsumowaniem tego, co zrobiłyśmy, drogi, którą przeszłyśmy i tak na prawdę tworząc ją, nie wiedziałyśmy, że ona może coś jeszcze otworzyć, że jest coś do otwarcia. Okazało się, że do otwarcia jest tak wiele… Mamy nadzieję, że to wszystko się otworzy i dzięki temu będziemy miały przed sobą jeszcze długą drogę, dużo etapów. Płyta jest jak stacja benzynowa w drodze do Chorwacji (śmiech). I oby było tych stacji jak najwięcej, oby paliwo kończyło się jak najczęściej, żeby jak najczęściej stawać. Bo album jest super i każdy artysta chce go mieć, mimo tego, że płyty się nie sprzedają i twórcy narzekają na to, że one nie przynoszą zysku.
Julia S.: Ona nawet nie jest dla zysku, ona jest bardziej dla pamiątki.
I debiutujący dziś muzyk jest już pogodzony z tym, że sam fakt wydania płyty nie zapewni zespołowi bytu?
Jagoda: Na pewno dużo więcej ludzi kupiłoby tę płytę, gdyby to wszystko działo się 20 lat temu. Wtedy też nie było Spotify’a czy Apple Music, które teraz są dla wszystkich codziennością. Wydaje mi się, że mimo to płyta, nawet na takim Spotify’u, jest ważna, bo umożliwia zapoznanie się z całym materiałem w jednym miejscu. To dobra promocja, kiedy dostając nas w “odkryj w tym tygodniu”, można sprawdzić cały album.
Paulina: W ogóle, płyta jest też pretekstem do rozmowy, do tego, żeby coś się działo.
Jagoda: I do koncertów.
Julia S.: To też spójne dzieło wielu ludzi. Jest okładka, rysunek autorstwa naszej koleżanki Kingi Brückman, jest książeczka, nad która pracowałyśmy z Kubą Guzikiem. Mam wrażenie, że to wszystko łączy się z muzyką w jedną kompozycję i potrzebuje swojego wydania jako artystyczna całość.
Jagoda: To jest też podsumowanie spotkań ze wszystkimi ludźmi, których napotkałyśmy po drodze, którzy mieli wpływ na wydanie tej płyty.
Tych osób wymienionych w booklecie jest całkiem sporo. To jest trochę tak, że wy przez te lata przed wydaniem albumu, mogłyście sporo się nauczyć – na scenie czy przy ludziach, którym dziękujecie na tej płycie. Jest jednak coś, czego nie można nabyć w takiej drodze? Coś, co trzeba mieć już od początku?
Julia S.: Generalnie, jeśli jesteś artystą to musisz czuć muzykę, którą tworzysz w stu procentach. Nie możesz robić czegoś, co ci nie pasuje albo jest wbrew tobie, bo to po prostu słychać, w nagraniu czy wykonaniu na żywo. To musi być całkowicie zgodne z tobą.
Julia B.: Myślę, że wbrew pozorom artyści mają wiele podobnych cech. Każdy chce dać jak najwięcej od siebie, robiąc to na jak najwyższym poziomie. Do tego potrzebne jest pewnego rodzaju zaparcie w sobie. Tego się nie nabywa z czasem. To jest albo nie.
Paulina: Po prostu robisz swoje. To tyle.
Łatwo się dziś debiutuje w Polsce?
Julia S.: I tak i nie. Z jednej strony bardzo łatwo, bo tak na prawdę każdy może wydać płytę.
Jagoda: No tak, ale żeby był tego efekt, trzeba wykonać wiele różnych, nie uniwersalnych rzeczy, na które trzeba wpaść samemu, bo nie u każdego zadziała to samo.
Julia B.: Na pewno debiut w Polsce jest pewnym ograniczeniem dla nas.
Julia S.: Jeśli mówimy o kontekście zaistnienia za granicą, to wiadomo, że debiut tutaj ogranicza w pewnym stopniu debiut na świecie. Nie znamy wielu artystów z Polski, którzy są znani poza naszym krajem, szczególnie w muzyce, tak mi się wydaje.
Jagoda: Tak. My mamy jeszcze ten problem, że śpiewamy po angielsku, więc mimo wszystko, jesteśmy już trochę zdyskwalifikowane w Polsce, na przykład przez niektóre radia. Ale szczerze mówiąc, nie widzę nas po polsku, absolutnie. Dlatego jesteśmy wobec siebie szczere. To, że nie przyjmują tego inni, to już nie nasz kłopot.
Paulina: Jesteśmy zawieszone w takim punkcie, że w Polsce nie zawsze jesteśmy traktowane jako polski zespół, bo mamy teksty po angielsku, więc w niektórych miejscach nie pasujemy jako polska muzyka, a za granicą nas nie ma. Więc jesteśmy gdzieś (śmiech). Ale świat jest zupełnie otwarty, jeżeli tylko ma się na siebie pomysł i jeżeli w miarę wie się, jak to wszystko zrobić, albo przynajmniej ma się pomysł, jak spróbować zacząć coś robić, to jest się w stanie osiągnąć bardzo dużo. Więc z debiutem albo się udaje albo nie, trzeba po prostu pracować i nie czekać aż coś przyjdzie samo: O, może założę kiedyś założę zespół, może kiedyś coś napiszę. Jeżeli czuje się, że to jest ten moment, to nie ma się nad czym zastanawiać. My się nigdy nie zastanawiałyśmy.
Julia S.: Tak, a mamy znajomych, którzy cały czas mówią: “Ja już piszę piosenki, będę je niedługo wypuszczał…“. Mija parę lat…
Jagoda: I ostatecznie ten znajomy o tym zapomina.
Julia S.: Tak. A my nigdy nie zastawiałyśmy się czy opłaca się coś nagrać i wrzucić na YouTube. Może dlatego, że byłyśmy jeszcze dziećmi.
Julia B.: Mamy też pewność siebie, której czasami nie jesteśmy świadome, a ona jednak występuje, chociażby w porównaniu z innymi osobami.
Jagoda: Tym różnimy się od dużej ilości naszych rówieśników, że oni po prostu są bardzo zestresowani.
Julia S.: Ale może też z wiekiem przychodzi taki strach. Bo gdybyśmy miały coś wypuścić dzsiaj? To byłoby dziwniejsze… podobne do tego, jak ktoś zostaje youtuberem w szkole (śmiech).
Jagoda: Im jest się starszym, tym ma się więcej znajomych, więc na pewno jest większy stres przed wypuszczeniem czegokolwiek, bo coś mogłoby się średnio przyjąć. Teraz mamy pośród znajomych osoby z bardziej profesjonalnego środowiska, na przykład z Akademii Muzycznej. Zaczęłyśmy jednak tworzyć, kiedy wszyscy dopiero się uczyli, zaczęli robić drugie stopnie muzyczne i nikt nie robił nic lepszego. Więc tak.
I wszyscy zachwycili się tym, co udostępniłyście. Jaki jest wasz ulubiony feedback dotyczący waszej muzyki?
Paulina: Lubię jak ludzie mówią, że sobie śpią.
Julia S.: Ja lubię bardzo jak ktoś mówi, że się popłakał.
Jagoda: Moja Pani doktor, która jest w ciąży, powiedziała mi, że puszcza swojemu dzidziusiowi Lor. Takie niepozorne rzeczy, są tak bardzo miłe.
A jakie głosy doszły już do was na temat samej płyty?
Julia S.: Bardzo pozytywne, na razie nie ma negatywnych. Wydaje mi się, że ludzie dostali to, na co liczyli.
Paulina: To co stało się na “Lowlight”, nie jest z naszej strony bardzo zaskakujące.
Julia S.: Chociaż ta płyta jest rozbudowana w stosunku do tego, co ludzie mogli usłyszeć wcześniej, to wydaje mi się, że to zdecydowanie nie jest w żadnym stopniu przesada ani odbieganie od naszego stylu. Wydaje mi się, że utwierdziłyśmy się w nim. Dzięki temu, że dodałyśmy rytmizację czy chór, materiał nabrał pełni, której wcześniej nie posiadał. Jesteśmy bardzo zadowolone z tego, jak to finalnie wygląda.
Wasze koncerty też wyglądają teraz trochę inaczej.
Julia S.: Nadal jest bardzo klasycznie, nadal nie mamy żadnej elektroniki. Nawet jeśli pojawia się rytmizacja, to jest to tupanie i klaskanie chóru. Postanowiłyśmy, że mimo tych nowych elementów, które pojawiły się na płycie, nadal trzymamy się koncepcji koncertu całkowicie na żywo.
Dzisiaj chyba trudniej niż kiedyś muzykowi o jasność przekazu dotyczącego odbioru jego muzyki, jak pewnie również o poszukiwanie inspiracji do tworzenia. Żyjemy w świecie przesytu informacyjnego w mediach wszelkiego rodzaju, generują go również media społecznościowe. Jak sobie z tym radzicie?
Julia S.: My też generujemy bardzo duży przesyt informacji, na przykład na Instastories (śmiech). Tych informacji jest naprawdę dużo, z każdej strony. Wiadomo, że social media są pewnym problemem, bo można się od nich i uzależnić itd., ale mi w sumie one nie przeszkadzają, ja je lubię.
Jagoda: Może dlatego, że nie korzystasz z telefonu.
Julia S.: No, może dlatego. Rzadko po niego sięgam. Chwilę jest fajnie, potem mi się nudzi, więc wydaje mi się, że mam dobre podejście.
Jagoda: Ja mam już dosyć. Przeglądam Facebooka i w pewnym momencie myślę sobie: Boże czemu ja to przeglądam, i wtedy zwykle go wyłączam. Ale potem, kiedy muszę znaleźć jakiś konkretny profil, konkretną informację, pierwsze co widzę na tablicy to informacja, która zainteresuje mnie na tyle, że znowu przejeżdżam całą stronę. Strasznie mnie to denerwuje. To jest naprawdę czarna dziura, no dołek. To wszystko bywa wygodne, ale trzeba umieć się jednak ograniczyć.
Julia S.: Ja mam wrażenie, że jestem pogodzona z czasami, w których żyję i bardzo cieszę się z tego, że żyję w tych, a nie innych czasach. Mogłabym żyć w sumie trochę w przyszłości, chciałabym zobaczyć co jeszcze się stanie.
Podejście pogodzenia się z obecnymi czasami podziela też coraz więcej twórców, w kwestii chociażby dystrybucji albumów czy źródeł słuchania muzyki. W głosach niektórych starszych muzyków, którym udawało się kiedyś sprzedawać miliony płyt, słychać odrobinę zawodu i rozczarowania w doniesieniu do tego, jak zmieniły się praktyki działalności muzycznej.
Paulina: Trzeba korzystać z tego, co się ma. Oni mieli płyty, my mamy zupełnie coś innego.
Julia S.: Tego już nie cofniemy. Wszystko cały czas idzie do przodu. Do sprzedawania milionów egzemplarzy płyt już się nie da wrócić.
Jagoda: Teraz są nowe osiągnięcia – miliony odsłuchań na Spotify. Jeśli ma się takie środki to trzeba z nich korzystać, a nie narzekać, bo świat ciągle się rozwija i będzie rozwijał. Taki nasz jeden pierdzący zespół tego nie zmieni.
Julia B.: Tak na prawdę, patrząc bardziej globalnie, to przecież mamy szczęście, bo ze względu na ogólną dostępność, każdy może posłuchać takiej muzyki, jakiej chce. Ja sobie nie wyobrażam mieć pięćdziesięciu płyt.
Julia S.: Nie musisz kupować płyty za czterdzieści złotych, żeby posłuchać Billie Eilish, bo za dwie dychy miesięcznie słuchasz czego chcesz.
Czyli gdy zapytam was o to jak słuchacie muzyki to odpowiecie, że głównie poprzez streaming?
Wszystkie: Tak.
Paulina: Ja mam też płyty. Ale zdecydowanie na co dzień słucham streamingów.
Jagoda: Płyty są fajne.
Julia S.: Ale zamieniają się bardziej w nośnik kolekcjonerski.
Jagoda: Ja na przykład kupuję płyty artystów, których bardzo lubię, ale nie pamiętam, żebym kiedykolwiek ich przesłuchała, bo najczęściej kupuję je dla książeczki (śmiech).
Julia B.: Przez tryb życia jaki prowadzimy musimy słuchać muzyki z telefonów, więc ze streamingów.
Na tej drodze, którą do tej pory przeszłyście, spotkałyście się już z nieszanowaniem efektów waszej pracy?
Jagoda: Dowiedziałam się, że 12 kwietnia (dzień premiery Lowlight – dop. red.) nasza płyta była już dostępna na zagranicznych torrentach (śmiech). Szczerze mówiąc, nie przeszkadza mi to. Pamiętam, że kiedy publikowałyśmy pierwsze piosenki, ludzie pytali nas: “Czy mogę kupić wasza płytę, albo jakąś piosenkę?“. Odpowiadałyśmy, że jest na ulubie albo wysyłałyśmy link do pobierania mp3 z YouTube (śmiech). Nie przeszkadza mi to, bo i tak nie mamy z tego dużo pieniędzy. Chodzi o to, żeby ludzie mieli szansę posłuchania naszej muzyki, jeśli chcą jej posłuchać.
Julia S.: Słyszałam, że Taylor Swift miała problem z tym, że jej muzyka jest dostępna na Spotify, przez co ma mniejszy dochód, bo ludzie nie kupują jej płyt. Myślę, że to może być problem, jeśli jest się gwiazdą dużego formatu, ale w naszym przypadku…
Julia B.: W naszym przypadku i tak jest dużo osób chętnych, żeby kupić naszą płytę.
Julia S.: Tak! Właśnie zaskoczyło nas w kwestii tego albumu, że sprzedało się tak wiele jego egzemplarzy mimo tego, że można dostać go wszędzie, nie trzeba go mieć.
Paulina: Im więcej osób chce tej muzyki słuchać, tym to jest dla nas lepsze i źródła w tym momencie nie mają dla nas żadnego znaczenia.
Julia.: Może kiedy będziemy Taylor Swift to będzie miało znaczenie (śmiech).
Na koniec chcę zapytać was o muzycznych nowicjuszy, których obserwujecie, których płyty pojawiły się obok waszej. Macie jakieś swoje ulubione debiuty ostatniego czasu?
Razem: Billie Eilish!
Jagoda: Słyszałam że w środowisku muzycznym zdania o Billie są podzielone. Jest wielu ludzi, którzy jej nie lubią, ale zazwyczaj ich głównym argumentem jest to, że Billie Eilish jest lalką, która promuje depresję. Mnie zachwyciło w Billie nie to, że ma depresję, tylko to jak ona tworzy, jakie to jest ciekawe, zróżnicowane, ja nie widziałam nigdy wcześniej czegoś takiego.
Julia B.: Jej piosenki są niesamowite, wszystkie.
Paulina: Dla nas ona jest niesamowitym zjawiskiem. Pod względem tekstowym, produkcyjnym, teledysków.
Julia S.: Budowy utworu. Przecież tam cały czas się wszystko zmienia, to jest tak dopracowane.
Jagoda: Ona jest samowystarczalna, bo przecież sama pisze.
Jeszcze ktoś poza Billie Eilish?
Jagoda: RY X, tęskno, Sonbird, Hania Rani.
Razem.: Neena.
Julia S.: Mocne teledyski, przekaz, osobowość. Ona wie co chce powiedzieć. Jest w naszym wieku, a jest bardzo silną artystką. Coals mieli świetny debiut w zeszłym roku. Bardzo, go kochałam!
Zdjęcie: Marcin Gulis