Czym jest dla Was miłość? Spokojnie, nie martwcie się, nie będziemy tutaj poruszać tak prywatnych spraw. Mam tutaj na myśli tylko miłość do muzyki, a konkretnie tej tworzonej przez zespół Sorry Boys.
Od wydania „Romy” minęły już prawie trzy lata. W pewnym momencie zniknęli ze sceny, by nabrać sił do stworzenia kolejnego, czwartego, albumu. W utworze pt. „Dobrze, że jesteś” Bela śpiewa, że „zawsze dobrze do kogoś jest tęsknić”. Zgodnie z tym wersem, fani zespołu w trakcie tej chwilowej przerwy niewątpliwie zdążyli za nimi zatęsknić, a teraz nadszedł czas na kolejną wspólną muzyczną wędrówkę.
Zespół na czele z Belą Komoszyńską w tych kilkudziesięciu minutach świetnie zdefiniował to, czym jest dla nich miłość. Co prawda, całej pikanterii dodaje fakt, że fikcja literacka odrobinę przeplata się z życiem prywatnym. Jak sam zespół przyznaje – płyta swoją wyjątkowość zawdzięcza także chwili, w której powstawała, a był to czas oczekiwania na nowego członka rodziny. Najbardziej obrazuje to utwór pt. „Drugie Serce”, w którym pada stwierdzenie: „bo we mnie bije drugie serce i jest mnie przez to coraz więcej”.
Należy pamiętać, że płyta ma charakter nie tylko autobiograficzny. Czasem za sprawą tekstów są opowiadane historie widziane oczami fikcyjnych bohaterów, a takim jest np. tytułowa „Carmen”. Piosenka jest jedną z ciekawszych całej płyty. Nie mam tutaj na myśli tylko intrygującego klimatu flamenco, ale także i gościa specjalnego – utwór powstał we współpracy z Kayah. Nie da się ukryć, że głosy obu pań bardzo przyjemnie się komponują.
W muzyce słowo „miłość” często ma dość patetyczny wydźwięk. Jak wiadomo przecież, średnio na dziesięć piosenek, aż dziewięć dotyczy tematyki miłosnej. Wszystko nawiązuje do stanów emocjonalnych, bo właśnie wtedy artyści mają największe natchnienie twórcze. Skoro postanowiono nagrać cały album w takiej konwencji to czekało ich wyzwanie, by uniknąć tego całego niepotrzebnego patosu i pretensjonalności. Na szczęście nie ma tam ani śladu po oklepanych i wciąż powtarzanych zwrotach, a całość brzmi bardzo naturalnie i świeżo. Nie wszystko jest o uczuciu w rozumieniu romantycznym, trochę jest o miłości takiej, która wyznacza drogę i nadaje życiu sens. No dobrze, ale jak w końcu brzmi ta „Miłość” według Sorry Boys? Wydaje mi się, że jest delikatna, wrażliwa, świadoma i „absolutnie, absolutnie” piękna.
Już pierwszy singiel, czyli „Jesteś Pragnieniem” zwiastował słuchaczom, że mogą spodziewać się dawki dobrej muzyki, ale także zmian w ich twórczości. Zespół Sorry Boys jest znany z tego, że lubi bogate aranżacje z odrobiną barokowego oddechu. Tym razem jednak podeszli do tego bardziej powściągliwie i ograniczyli muzyczne ozdobniki. Dzięki temu zabiegowi „Miłość” jest czytelniejsza w formie – postawiono tutaj na treść z imponującym przekazem. Na pierwszy plan zdecydowanie wychodzi wokal, który jest ich największym atutem. Głos Beli Komoszyńskiej jest jednym z najbardziej charakterystycznych na naszej scenie – zarazem przyciąga i hipnotyzuje swoją niepowtarzalną barwą.
Muszę przyznać, że nowy materiał „absolutnie, absolutnie” skradł moje serce. Od premiery minął nieco ponad tydzień, a mam wrażenie jakbym wcale nie rozstawała się z tą płytą. W powyżej wspomnianym utworze pada stwierdzenie: „mija dwa tysiące lat, a historia nadal trwa”. I właśnie tego chciałabym im życzyć – aby ich muzyczna historia trwała tysiące lat, bo tworzą piękne ponadczasowe opowieści pisane muzyką. Na poprzedniej płycie znalazł się utwór pt. „Zwyczajne Cuda” i myślę, że te dwa słowa najbardziej obrazują nie tylko „Romę”, ale także i „Miłość”.