fot.: materiały prasowe
Festiwale showcase’owe od kilku lat cieszą się niesłabnącą popularnością, a obecnie prawie każde z większych miast może pochwalić się swoim wydarzeniem. W dniach 12-14.09 fani dobrej muzyki i osoby związane z branżą po raz trzeci spotkali się w Łodzi na Great September. Jak zawsze było „great”! Zapraszam na drugą część relacji. Pierwszą, którą napisał Michał, znajdziecie tutaj.
Na trzy dni Łódź zamieniła się w festiwalowe miasteczko tętniące muzyką. Dobiegała do uszu słuchaczy z każdego klubu, z każdej sceny i zza rogu każdej kamienicy. W tym czasie występy dało blisko 80 artystów i artystek. W związku z tym podjęcie decyzji, na czyj koncert się wybrać, nierzadko nastręczało trudności. Na szczęście mi się udało – zamiast tworzyć w telefonie sztywną listę „must see” nastawiłam się na odkrywanie nowych brzmień. Kogo udało mi się usłyszeć?
fot.: Filip Preis
EABS
Czwartkowe popołudnie rozpoczęłam od koncertu EABS. To polski kwintet jazzowy z Wrocławia, wyrosły w środowisku hip-hopowym. Skład tworzą Olaf Węgier (saksofon tenorowy), Paweł Stachowiak (znany jako Wuja HZG, gitara basowa i moog), Marek Pędziwiatr (fortepian, syntezatory), Marcin Rak (perkusja) i Jakub Kurek (trąbka). Muzycy zaprezentowali materiał z ostatniej płyty „Reflections of Purple Sun”, która stanowi reinterpretację kultowego, trudno dostępnego albumu „Purple Sun” Tomasza Stańki – jednej z najbardziej ikonicznych postaci polskiej sceny jazzowej. Jak wspomniał Jakub Kurek, „muzyka z albumu «Purple Sun», nagranego 50 lat temu, w interpretacji EABS nabrała elektronicznego charakteru z kontekstem współczesnej muzyki instrumentalnej”. Chłopaki zagrali fenomenalny koncert, którego słuchałam z ogromną przyjemnością. Na szczególną uwagę zasługiwały partie grane przez Pawła Stachowiaka na basie, solówki Olafa na saksofonie i znakomite syntezatorowe tło, za które odpowiadał Marek Pędziwiatr. Każdy z tych elementów złożył się na kapitalny groove.
TOMASZ MAKOWIECKI
Na scenie Teatr Clubu w piątkowy wieczór wystąpił Tomasz Makowiecki prezentując materiał z wydanej w tym roku płyty „Bailando”. Tomasz zabrał wszystkich słuchaczy w muzyczną podróż złożoną z rozmaitych barw i dźwięków, śpiewając o blaskach i cieniach relacji międzyludzkich oraz miłości. Najbardziej ujmującym momentem było wykonanie „Wiem, że to nie koniec”, podczas którego artysta zszedł do publiczności. Na koncertach Tomka nie raz można się wzruszyć, zapomnieć o codziennych troskach, by w pełni skupić się na przeżywaniu muzyki.
JACEK SIENKIEWICZ/PIERNIKOWSKI
Jacek Sienkiewicz, czyli 1/2 duetu Kwiat jabłoni zagrał DJ set, na który składały się utwory z jego debiutanckiej EPki „Tryolbit” wzbogaconej o miksy innych utworów oscylujących wokół muzyki hyperpopowej i elektronicznej (m.in. „Guess” od Charli XCX i Billie Eilish czy „Jungle” Fred again…). Parkiet Teatr Clubu na godzinę zamienił się w klubowy dancefloor. Fani brzmień elektronicznych tego wieczora mogli poczuć się usatysfakcjonowani. Niedługo po koncercie Jacka na scenie Lordi’s Club pojawił się (choć może być to słowo użyte „na wyrost”, mgła z wytwornicy dymu skutecznie ograniczała widoczność sceny i innych koncertowiczów) Piernikowski. To artysta znany m.in. z działalności w offowym, hip-hopowym duecie Syny. Na nowe wydawnictwo, następcę „The best of moje getto”, kazał słuchaczom czekać pięć lat. „Beyond Echo of Time”, które usłyszałam na żywo, bo o nim mowa, to dowód na to, jak rewolucyjnie może brzmieć muzyka elektroniczna.
i
SZUMAL
Górna scena Łodzi Kaliskiej w piątkowy wieczór wypełniła się wręcz onirycznymi, transowymi dźwiękami. Zaserwował je Szumal – wokalista i multiinstrumentalista, absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. O sobie samym mówi: „wierszopis z południa” albo „kompozytor muzyki wrażliwej”. Na koncercie zaprezentował single promujące jego nadchodzący, debiutancki album: „Bezgwiezdnych”, „To to” oraz „Nocleg”. Na scenie wespół z Szumalem zagrali Filip Arasimowicz (kontrabas), Jakub Krzanowski (perkusja) i Bartek Leśniewski (skrzypce). Jestem pod dużym wrażeniem muzycznej dojrzałości każdego z artystów i ich świeżego podejścia do komponowania i pisania tekstów. Rozwijali utwory w zaskakujący sposób. Było jazzowo, z lekka ambientowo, a w odpowiednich momentach solidnie „rockowo”.
VHS
Muzyczni koledzy Dawida Podsiadły – to właśnie VHS. Na koncie artyści mają pięć singli, z czego dwa powstawały we współpracy z Olkiem Świerkotem i Kubą Galińskim. W swojej twórczości czerpią z indie-popu i rocka. Ejstisowe syntezatory, mocne bity i porywające piosenki, które z łatwością można nucić (i w żadnym wypadku nie trącą kiczem!) to ich znaki rozpoznawcze. Są młodzi, zdolni, przebojowi, lekko sentymentalni i wiedzą, w jaki sposób tworzyć nośne, przyjemne dla ucha piosenki. W trakcie występu zdrowo rozhuśtali słuchaczy w łódzkiej Woolturze i nie szczędzili rzucanych ze sceny zabawnych dykteryjek. Zagrany na koniec utwór „Bez słów” pozostawił mnie z lekkim niedosytem, ale lepiej mieć niedosyt niż przesyt. Oprócz autorskich kawałków, chłopaki zagrali utwór Obywatela GC „Tak, tak… to ja” w znakomitej aranżacji. Mam nadzieję, że będę miała okazję usłyszeć ich jeszcze raz na żywo, na większej scenie.
fot.: materiały własne