NewsroomRelacje

Relacja: The Best Of Kasia Kowalska – prawda i autentyczność w czystej postaci

Fot. Materiały redakcyjne

W niedziele 2 kwietnia w warszawskiej Stodole mieliśmy okazję zobaczyć na scenie Kasię Kowalską. Artystka zaśpiewała swoje największe hity, choć jak sama stwierdziła koncept The Best Of nie bardzo do niej przemawia ze względu na to, że odbiór muzyki jest bardzo subiektywny i dla każdego inna z piosenek będzie największym przebojem. Ja uważam jednak, że repertuar został świetnie dobrany i każda osoba pod sceną mogła znaleźć w set liście coś do siebie. Jakie utwory zostały zaprezentowane i co działo się podczas koncertu? Tego dowiecie się czytając relację.

Wydarzenie rozpoczęło się supportem. Na scenie pojawił się post-punkowy zespół Noże, który klimatem idealnie wpasował się w późniejszy występ Kasi. Mocne gitary i ciężkie brzmienia wprowadziły publiczność w mroczną aurę. Na szczególną uwagę zasługuje gitarzysta zespołu, który czarował wszystkich swoją energią i zaangażowaniem w sceniczny performance. Odniosłam wrażenie, że tej energii i zaangażowania trochę brakowało wokaliście zespołu, ale pomimo tego występ uważam za bardzo udany.

Punktualnie o godzinie 20:00 na scenie pojawiała się Kasia Kowalska. Wokalistka rozpoczęła swój koncert bardzo energetycznym utworem „Anhedonia” pochodzącym z płyty „Antepenultimate”.  Wydarzyło się to ku zaskoczeniu całej publiczności przekonanej o tym, że artystka jako pierwszy utwór wykona „Antidotum”. Jedna z osób stojących obok mnie była tego tak pewna, że założyła się nawet ze swoimi znajomymi o tequile, którą jak się domyślacie przegrała. Długo nie musieliśmy jednak czekać na „Antidotum”, bo wybrzmiało ono od razu jako następne. Nie da się ukryć, że ten utwór jest jednym z największych hitów wokalistki. Wszystkie osoby zgromadzone pod sceną znały dokładnie każde słowo tego kawałka. Następnie usłyszeliśmy kolejne bardzo popularne piosenki Kasi. Gitarowe „Pieprz i sól” oraz przejmujące „Jak rzecz” zostało wyśpiewane jednym głosem przez całą publiczność.

Po tych utworach przyszedł czas na jeden z nowszych kawałków, a mianowicie „Aya” z ostatniej płyty wokalistki. Muszę przyznać, że jest to jedna z moich ulubionych piosnek Kasi szczególnie pod względem tekstowym. Uważam, że jest to bezapelacyjny majstersztyk i bardzo się cieszę, że mogłam usłyszeć w końcu ten utwór na żywo. Na tym koncercie hit gonił hit. Następnie usłyszeliśmy medley złożony z piosenek „Co Może Przynieść Nowy Dzień” i „Czekam, Boję Się”. Ten moment koncertu był niezwykle mocny, rockowy i energetyczny. Głos Kasi w połączeniu z ostrymi gitarowymi riffami, migającymi światłami i aurą mroku był niezwykle przejmujący i zrobił na mnie ogromne wrażenie.

Później artystka zapowiedziała kolejny utwór mówiąc, że nie często śpiewa go na koncertach, szczególnie plenerowych, bo dotka on bardzo ciężkiego tematu, ale na szczęście w klubach może sobie na to pozwolić. Mowa tu o „Spowiedzi” jednym z moich ulubionych kawałków Kasi. Nie da się ukryć, że wokalistka znana jest z mało pozytywnych, głównie depresyjnych utworów poruszających ciężkie tematy i taka właśnie jest „Spowiedź”. W taki sposób wybrzmiała także na koncercie wprowadzając osoby zgromadzone pod sceną w zadumę. „Nobody…” to spokojniejszy, balladowy utwór w dorobku wokalistki, którym po mrocznej „Spowiedzi” Kasia oczarowała publiczność. Kolejną balladą jednak z mocniejszymi fragmentami, którą usłyszeliśmy był utwór „Straciłam swój rozsądek”.

A następnie przyszedł czas na pierwszy cover tego wieczoru, który dla mnie był jednym z najlepszych momentów tego koncertu. Powszechnie wiadomo, że jedną z największych inspiracji dla Kasi Kowalskiej jest Grzegorz Ciechowski z zespołu Republika. To właśnie ku czci tego legendarnego wokalisty artystka wykonała jego utwór „Tak… Tak… To Ja”. Ten moment koncertu był dla mnie niesamowicie przejmujący, ponieważ piosenka ta nagrana przez Cichowskiego występującego wtedy pod pseudonimem Obywatel G.C. jest jedną z moich ulubionych w jego dorobku. W wykonaniu Kasi wybrzmiała ona tak, że miałam ciarki.

Po tym legendarnym, bardzo rockowym kawałku trochę zwolniliśmy. Ze sceny usłyszeliśmy utwór „Bezpowrotnie”, a następnie bujającą „Maskaradę” podczas której wokalistka postanowiła zaangażować publiczność we wspólne machanie rękami w rytm muzyki. Jak już wspominałam twórczość Kasi jest dość depresyjna i ponura, ale czasem zdarzy jej się stworzyć coś bardziej pozytywnego. Między innymi utwór  „Wyrzuć ten gniew”, który pozwolił publiczności wykrzyczeć się i pozbyć negatywnych emocji czy „Domek z kart” o wesołe melodii choć już o znacznie smutniejszym teście, który mimo wszystko podtrzymał pozytywny klimat. Zakończenie też było całkiem wesołe. Wokalista zaserwowała nam na koniec jeden ze swoich największych hitów czyli „Coś optymistycznego”.

Publiczność nie pozwoliła jednak artystce tak łatwo zejść ze sceny. I już po chwili wokalistka pojawiła się na niej ponownie wykonując dwa utwory. Pierwszym z nich był przejmujący kawałek „A to co mam” z płyty „Pełna obaw”, a cały koncert zakończył się znanym wszystkim coverem włoskiej pieśni „Bella Ciao” podczas którego Kasia zaskoczyła wszystkich tańcem, którego nie zobaczyliśmy w głównej części koncertu. To taneczne, odbiegające od reszty występu zakończenie było bardzo ciekawym kontrastem i zostawiło publiczność z bardzo pozytywną energią.

Nie byłabym sobą gdybym w tej relacji odpuściła sobie zacytowanie pewnych słów, które padły kiedyś z ust Kasi w wywiadzie dla Onetu. Wokalistka stwierdziła wtedy, że „Jest postacią dosyć dekadencką, znaną z tego, że raczej widzi szklankę co prawda do połowy pełną, ale wypełnioną trucizną”. I pomimo tego, że od tego wywiadu minęło już kilka lat ten cytat nadal pozostaje jednym z moich ulubionych. Być może dlatego, że ja sama bardzo lubię pojęcie dekadentyzmu i zdecydowanie przemawia do mnie koncept szklanki do połowy pełnej lecz wypełnionej trucizną. Nie przywołuję tego cytatu bez powodu, gdyż uważam, że idealnie opisuje on atmosferę panującą na tym koncercie. Kasia pomimo tego, że zdecydowanie jest zwierzęciem scenicznym i świetnie czuje się występując dla publiczności,  to jej koncerty mają jednak w sobie depresyjny, mroczny klimat.

Tak było też i tym razem. Wokalistka rozmawiając z fanami zgromadzonymi pod sceną trochę ponarzekała, czasem też pożartowała, niezmiennie jednak zaznaczając, że na ogół jest ona smutną i niezadowoloną osobą. To widać za równo w jej stylu bycia, w wypowiedziach jak i w muzyce. Ale czy to źle? Zdecydowanie nie! Dzięki temu wokalistka jest niesamowicie autentyczna i szczera w tym co robi i to właśnie doskonale słychać w jej twórczości oraz widać na scenie. U Kasi nie ma miejsca na fałsz liczy się tylko czysta prawda, nawet ta najbardziej brutalna. I to chyba jest kluczem do sukcesu tej artystki, która pomimo upływu lat (w końcu swoją karierę rozpoczęła jeszcze w latach 90) nadal jest jedną z najbardziej cenionych polskich wokalistek i wciąż potrafi na swoje koncerty przyciągać tłumy o czym świadczy wypełniona po brzegi Stodoła. To był bezapelacyjnie świetny koncert i mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę miała okazję zobaczyć Kasię na scenie, bo właśnie tak autentycznych artystów aktualnie brakuje na polskim rynku muzycznym.