
Obietnica sentymentalnej opowieści o brzmieniach, powrotach i poszukiwaniach własnej ścieżki, ciągnie się za mną już przeszło dwa lata, od dnia premiery albumu „Ballady i Protesty”. Krążka, który na wiele sposobów zmienił moje percypowanie muzyki i przekazów artystycznych w ogóle. W warszawskim Klubie Stodoła udało mi się jednak przeżyć tę opowieść zupełnie na nowo, w nowych barwach, odczytaniach i nieznanych dotąd emocjach.
Ależ to był piękny start. Fisz, Emade oraz Tworzywo wyłoniło się z oparów dymu i refleksów kolorowych świateł. Brzmienie sekcji rytmicznej niosło się po klubie Stodoła i odbijało echem w ludzkich pudłach rezonansowych. Stroboskopy wspomagały wrażenia z wydłużonego bridge’a i podbijały przemiłe wybicia bębnów z wtórującym pogłosem Pana Fisza na jak parasol..ol…ol…o. Wraz z gwarem braw i okrzyków na sali uniósł się Pył. Sekcja instrumentów strunowych przerzuciła się na syntezatory i z niemałą pasją wygrywała hipnotyzujący refren. Fenomenalny live tego jakże fenomenalnego utworu.
Powołując się na słowa samego Fisza — Muzyka jest o nas i to chyba właśnie dlatego, tak osobiście odebrałam pierwsze chwile wybrzmienia tego wspaniałego kawałka. Bas Staszka Wróbla wybijał w rytm rozemocjonowanego serducha i prowadził za rączkę przez uderzającą i jakże bliską lirykę. Niesamowicie inspirującym doświadczeniem było słyszeć tyle głosów, wyśpiewujących wersy: Nikt nie ma prawa mówić z kim tańczyć i z kim spędzić noc/Noc jest dla nas.
Katartyczne było też harmonizowanie z chórkiem samplowanego Mam za mało czasu. To jeden z wielu ikonicznych momentów nie tylko tego koncertu, ale i życia w ogóle. To też moment zachwytu i zadumy nad swobodą melorecytacji Fisza i emocjonalnością zamknioną w każdym z precyzyjnie podanych wersów. Tych samych, z których wypływa masa radości i czystej satysfakcji z zabawy brzmieniami. Niech dowodem będzie fantastyczne przełamanie studyjnej wersji utworu na rzecz oddania głosu pianie Mariusza Obijalskiego między słowami: A akordy pianina….przebiją nam serce. Mam za mało czasu niosło się przepięknie.
Spektrum Barw wypełniło wkrótce wszelkie zakamarki Klubu Stodoła a z nią radość, wspaniałe melodie i gotowość na śmiech aż do łez przed kolejnym Startem. Chciałoby się rzec — Jestem w niebie. I faktycznie tak było! Zachwycające wykony muzyków wprawiały ciała w ruch i koiły umysły. Szczególnie zauważalna i słyszalna była chemia między szaleństwem gitary Michała Sobolewskiego a precyzją basu Staszka Wróbla. Emade nie pozostał jednak dłużny publice, dając zapierający dech popis umiejętności, precyzji, czystego kunsztu. Miód na moje uszy!
Przyszło nam też eksplorować i szukać, unosić się 30 centymetrów ponad chodnikami, lepić, zszywać i nadrywać wspomnienia dalekich brzmień. Artyści zapewnili nam seans fenomenalnych remasterów znanych dobrze kompozycji, dorzucając przy tym ich unikatowe DLC. To zdecydowanie jedne z tych rozszerzeń, których chce się słuchać na pętli w Wolne dni i godzinami napawać ich energią.
Jednak życie to nie festiwal zero-jedynkowych czerni i bieli, o czym skutecznie przypomniała złowroga Wojna w towarzystwie Krwi2021 i Biegnij Dalej Sam. To zestawienie zdecydowanie nie jest dziełem przypadku, bo z potrójną siłą uderzyła we mnie zaduma nad teraźniejszością, jej wszystkich patologiach, bolączkach. To moment głębokich wzruszeń i jeszcze wznioślejszych wykrzykiwań refrenów.
Na przełamanie w uszach zadzwonił nam Telefon i niemal na zawołanie rozproszył smutek w oczach. Świetny, uzależniający wykon! To była jednak tylko cisza przed burzą, bo zaraz miały wybrzmieć pierwsze nutki pianina arcydzielnych Śladów — utworu, który kładzie mnie na łopatki przy okazji każdego odsłuchu. Zawsze z podobnym impaktem, nigdy z takimi samymi emocjami. Kolana stały się wiotkie, poliki zalane łzami a skóra podatna na zranienie.
Dziękuję za dłonie i dziękuję za palce, bo mogę dotykać i zapamiętać cię
Szkoda, że dźwięki nie są namacalne. W tamtej chwili byłyby rozgrzewające, bliskie, otulające aurą bezpieczeństwa i intymności. Będę po kres wdzięczna za ten utwór. Fisz Emade Tworzywo porusza moje najczulsze struny.
W ramach numerów na bis doznaliśmy Biegu, Dwóch Ogni i Ok Boomer, które podbiły moją emocjonalną ambiwalencję i wprowadziły w euforyczny niemalże stan. Rollercoaster wrażeń towarzyszył mi do ostatniego echa koncertu i niósł się w mojej głowie jeszcze przez następne godziny. Tych utworów po prostu trzeba posłuchać na żywo, przeżyć je tak prawdziwie, tu i teraz!