NewsroomRelacje

Relacja: Ambasadorzy Rozrywki – Kamil Bednarek w warszawskiej Stodole

Fot. Materiały redakcyjne

W zeszły piątek 24 marca na scenie klubu Stodoła w ramach nowego projektu Ambasadorzy Rozrywki wystąpił Kamil Bednarek. Bujające rytmy reggae zawładnęły publicznością zgromadzoną pod barierkami, a wokalista zaraził wszystkich dobrą energią.

Muszę przyznać, że kiedy zobaczyłam ogłoszoną przez Kamila nową trasę koncertową byłam bardzo zaintrygowana. Na koncercie wokalisty nie byłam już od wielu lat dlatego wiedziałam, że ten występ to idealna okazja na sentymentalną podróż w czasie. Pomimo tego, że Ambasadorzy Rozrywki to trasa z teoretycznie nowymi utworami artysta nie zawiódł fanów swojej dawnej twórczości i ku mojej wielkiej radości w setliście pojawiło się też kilka starszych utworów.

Całe wydarzenie rozpoczęło się jednak suportem. Przed Bednarkiem na scenie wystąpiła pochodząca z Majorki artystka MDMAR wykonująca muzykę z pogranicza popu i folku. Oszczędny w warstwie muzycznej koncert zagrany tylko przy dźwiękach gitary akustycznej i pada elektronicznego wprowadził publiczność w bujający, ciepły klimat, który w ciekawy sposób kontrastował z bardzo energetycznym koncertem Kamila.

Występ Bednarka rozpoczął się w ciekawy sposób. Na scenie pojawiało się radio, z którego wydobywały się dźwięki różnych fal radiowych mieszających się ze sobą. A na koniec tego oryginalnego intra wybrzmiało odliczanie i zapowiedź występu. W tym momencie na scenę wbiegł Kamil śpiewając singiel promujący trasę zatytułowany oczywiście „Ambasadorzy Rozrywki”. Ten bardzo energetyczny utwór idealnie sprawdził się na początku koncertu, bo już od pierwszych dźwięków sprawił, że publiczność zaczęła skakać pod sceną. Następnie przyszedł czas na dwa utwory z ostatniej płyty wokalisty „Bednarek Inaczej” wydanej w 2021 roku. Usłyszeliśmy „Wojownika światła” oraz „Pull up”, które pomimo sugerującego jakąś odmianę tytułu płyty wciąż oscylowały wokół klimatów reggae, co dla mnie było ogromnym plusem.

„Nas nie zatrzyma nikt” to nowy utwór nagrany z myślą o obecnej trasie, który na razie nie posiada wersji studyjnej. Na koncertach sprawdza się jednak doskonale. Pomimo, że nigdy wcześniej nie słyszałam tej piosenki to już po pierwszym refrenie znałam jego słowa, które z chęcią wyśpiewałam pod sceną razem z resztą publiczności.

Później przyszedł czas na set coverowy. Usłyszeliśmy między innymi kultowy już w wykonaniu Kamila utwór Boba Marleya „Could you be loved”. Podczas tego numeru wokalista wspominał swoje dziesięciolecie pracy artystycznej, które świętował właśnie w Stodole… 5 lat temu. Z nostalgią stwierdził, że w tym roku obchodzi już piętnastolecie. Był to bardzo wzruszający moment również dla mnie, ponieważ śledzę twórczość Kamila od jego początków.

Po tym momencie zadumy i wzruszeń przyszedł czas na kolejny powrót do przeszłości. Ze sceny wybrzmiały hity artysty sprzed lat „Euforia” oraz „Chwile jak te”. Publiczność zgromadzona pod barierkami dała się ponieść energetycznym rytmom, a ja muszę przyznać, że dawno na żadnym koncercie tyle się nie wyskakałam. Po tym szalonym secie trochę zwolniliśmy, a ze sceny wybrzmiały dwie ballady. Napisane przez Kamila dla jego żony „Jesteś tu” oraz „Tęskniąc” dały publiczności jak i samemu artyście  moment na to, żeby złapać trochę oddechu i przygotować się na dalszą część ogromnej dawki energii.

Koncert obfitował w niespodzianki. Jedną z nich był nowy, jeszcze niewydany utwór zaśpiewany przez Bednarka. Jego tytuł pozostaje tajemnicą, ale obiecuje Wam, że warto czekać, bo zapowiada się naprawdę świetnie! I tym sposobem dochodzimy do klubowej, wręcz tanecznej części koncertu, która rozruszała całą Stodołę. Wydane również tylko w wersji live „Znajdź swój groove” porwało do tańca wszystkie osoby zgromadzone pod barierkami, podobnie jak dwie kolejne taneczne piosenki.

Następnie przyszedł czas na największe dla mnie zaskoczenie tego koncertu. Podczas tego występu spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że usłyszę na żywo jeden z moich ulubionych utworów Kamila „Salut!. Mam duży sentyment do tej piosenki. Już od pierwszych dźwięków przeniosłam się jedenaście lat wstecz pod scenę w moim rodzinnym mieście, gdzie byłam na swoim pierwszym koncercie Bednarka, a „Salut!” było piosenką, którą z tego występu zapamiętałam najbardziej. Chwytliwe wersy „Wiwat szacunek – hip hip hurra! Wiwat muzyka – hip hip hurra! Wiwat Warszawa – hip hip hurra! Salut!” wykrzyczane z wokalistą przez publiczność zjednoczyły wszystkich zebranych pod barierkami. Tym nostalgicznym dla mnie momentem teoretycznie koncert się zakończył, ale oczywiście nie obyło by się bez bisu… najdłuższego bisu jaki miałam okazję słyszeć. Bednarek wykonał na zakończenie aż pięć piosenek.

Bis rozpoczął się od kolejnej niespodzianki. Na scenie razem z Kamilem pojawili się Agnieszka Musiał oraz Jan Smoczyński, wspólnie wykonali utwór „Jestem u siebie”. Po tej piosence ze sceny znowu wybrzmiały rytmy reggae w postaci utworu „Z życia jak najwięcej” by później trochę zwolnić przy pomocy kultowego już przeboju „Cisza” oraz wzruszającego singla „List”. Cały koncert zakończył się bardzo energetycznie, ponieważ po raz kolejny usłyszeliśmy chwytliwe „Chwile jak te”.

Jak wspominałam na początku byłam bardzo zaintrygowana nową trasą Kamila i bardzo czekałam na ten koncert. Przyznam też, że miałam spore obawy, bo aktualna muzyka Bednarka nie do końca trafia w moje gusta i martwiłam się o to czy występ mnie nie rozczaruje. Na szczęście okazało się, że wszystkie te obawy były zupełnie bezpodstawne. Koncert był świetny, energetyczny i zaskakujący. Bardzo się cieszę, że miałam okazję usłyszeć starsze utwory takie jak „Salut!”, „Chwile jak te”, „Euforia” czy „Cisza”. Doceniam też to, że pomimo tego, że kilku piosenek zupełnie nie znałam to podczas nich i tak bawiłam się świetnie.

Kamil na scenie jest wulkanem energii, którą zaraża wszystkich zgromadzonych pod barierkami. Fani już od pierwszych dźwięków zaczynają skakać, śpiewać i świetnie się bawią co nie jest wcale takie oczywiste, bo byłam na wielu koncertach gdzie publiczność potrzebowała czasu, żeby się rozluźnić i zaangażować w koncert. Pomimo braku kilku piosenek o których usłyszeniu na żywo marzyłam to musze przyznać, że to był naprawdę świetny występ. Mam nadzieję, że na kolejny koncert Kamila nie będę musiała znowu czekać kilka lat, bo po tym jak świetnie bawiłam się w piątkowy wieczór mam ogromny apetyt na więcej!