NewsroomRecenzje

Recenzja: Palaye Rolaye “Fever Dream”

Fot. Materiały Prasowe

Kanadyjskie trio rockowe, ochrzczone przez angielską prasę muzyczną w 2018 roku tytułem „Najgorętszego Zespołu Roku 2018”, powraca z czwartym studyjnym albumem w swojej karierze. 28 października, zapowiadany od ponad roku, ukazał się “Fever Dream”. Ta płyta to prawdziwa petarda i porządny zastrzyk adrenaliny! Jeśli tak jak ja kochacie brzmienie gitary elektrycznej i perkusję, ale jednocześnie dużą różnorodność muzycznych doznań, ten album spełni Wasze oczekiwania i to z nawiązką.

Gatunki muzyczne, w jakich tworzy Palaye Royale można określić jako mieszankę różnych odłamów rocka oraz rock and rolla, a nowy krążek zderzeniem art-punka, glam-rocka i britpopu. Classic Rock Magazine opisuje ich styl jako połączenie punka w stylu New York Dolls oraz rocka inspirowanego My Chemical Romance z domieszkę bluesa. Co ciekawe, nie od początku grupa działała pod tą nazwą. Założony przez trójkę braci zespół powstał w 2008 roku jako Kropp Circle i dopiero trzy lata później zmienił ją na obecną. Na “Fever Dream” wokalista Remington Leith, gitarzysta Sebastian Danzig oraz perkusista Emerson Barrett wracają do swoich korzeni. Kanadyjskie trio długo pracowało nad tym albumem w odosobnieniu i poświęciło sporo czasu na dopracowanie każdego utworu, co zdecydowanie słychać. Ma się poczucie, że artyści włożyli dużo serca w tę płytę. Tak o niej mówią członkowie zespołu:

“Ten album był okazją do pełnego zanurzenia się w naszej sztuce w sposób, którego tak naprawdę nie mieliśmy od czasu naszej pierwszej płyty”

“Tworzenie tej płyty wydawało się być powrotem do czasów, gdy po raz pierwszy zakochaliśmy się w muzyce, ale teraz jeździliśmy po całym świecie i mamy o wiele więcej doświadczenia za pasem”

Jednym z dwóch pierwszych singli z nowego albumu, które zostały wypuszczone już w lipcu zeszłego roku, jest No Love in LA. Od pierwszych dźwięków ma się ochotę ruszać do rytmu, a po przesłuchaniu refren nie chce wyjść z głowy i cały czas ma się ochotę go śpiewać. Zdecydowanie jeden z moich ulubieńców na płycie. Moim pierwszym skojarzeniem z tym utworem był Supermodel włoskiego zespołu Måneskin. No Love in LA opowiada o tym, że w Los Angeles nie istnieje coś takiego jak miłość, a “plastikowi ludzie” nie mają nic do powiedzenia i jedynie wszystkich naokoło oceniają, nie mając nic innego do roboty. Można powiedzieć, że jest to takie sztuczne życie na pokaz, które zobrazowane jest również w piosence Supermodel, która, co ciekawe, powstała podczas pobytu Måneskin w Los Angeles. Drugim singlem, który wyszedł razem z No Love in LA był Punching Bag, mocny w przekazie i warstwie muzycznej, w którym podmiot liryczny porównuje się do tytułowego worka treningowego.

Album ten porusza dużo trudnych emocji, z którymi przychodzi mierzyć się w życiu. Kolejny utwór z płyty wydany jako singiel to Paranoid, w którym bohater mierzy się z poczuciem bycia niewystarczająco dobrym dla innych i niskim poczuciem własnej wartości. Bardzo poruszający jest również utwór Broken dotykający podobnych emocji. Opowiada o tym, że w chwilach ciemności ważne jest, aby odnaleźć światło i wyrosnąć w coś jeszcze piękniejszego. “Bycie złamanym oznacza, że ​​jesteś w stanie poskładać się z powrotem w lepszą wersję.” Chwyta za serce.

Nie można zapominać o tytułowym utworze albumu. Jak to zespół sam określił Fever Dream w pełni ucieleśnia tożsamość i ekspresję twórczą, jaką jest Palaye Royale. W przeciwieństwie do poprzednich singli, dotykających trudnych emocji, Fever Dream ma pozytywny przekaz i niesie ze sobą poczucie nadziei. Życie jest ciągłym “gorączkowym snem”, ale do każdego z nas należy szukanie boskości zawartej we wszystkim, co istnieje. Na końcu ciemności zawsze jest światło. Bardzo lubię też Lifeless Stars i King of the Damned. Dla wielbicieli bardziej spokojnych brzmień także się coś znajdzie na “Fever Dream”. Oblivion jest pięknym utworem, w którym miejsce gitary elektrycznej zajmuje akustyczna. Nie wiem jak Palaye Royale to robią, ale każdy kolejny utwór z płyty wzrusza i porusza do głębi, zdecydowanie nie da się przejść obok nich obojętnym. Tyle w nich emocji i głębokiego przekazu.

Bardzo ciekawa jest konstrukcja albumu, jego początek i koniec. Tracklistę otwiera piosenka o takim samym tytule jak druga pozycja z płyty, ale z dopiskiem “intro” – Eternal Life, z kolei na samym końcu znajdziemy Off With The Head – Outro, następujący po Off With The Head. Dzięki temu na się poczucie, że album stanowi pełną całość. Ciekawostką może być fakt, że zostały stworzone limitowane edycje płyty. Ta na polski rynek zawiera specjalnie zaprojektowaną kartę z godłem i autografami członków zespołu. A już na początku przyszłego roku Palaye Royale odwiedzą Polskę w ramach swojej trasy koncertowej promującej album, z przystankiem w Krakowie i Warszawie. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji posłuchać tego zespołu, zdecydowanie zachęcam!