Oto jest. Druga część wyczekiwanego albumu autorki hitu I Got You, F.F.F. czy tego świetnego głosu w kolaboracji z Martinem Garrixem. Muszę przyznać, że dzieląc album na dwie mniejsze EPki, Bebe użyła ciekawego zabiegu marketingowego. Rzadko spotyka się bowiem takie rozwiązanie. Jedno jest pewne – Bebe ma bardzo charakterystyczny głos i wiele słuchaczy wyczekiwało tej premiery z ogromną niecierpliwością.
Najpierw jednak zajrzyjmy na krótką chwilę do All Your Fault pt.1. Bo jaki sens jest słuchać części drugiej bez znajomości pierwszej? Ta wydana została już jakiś czas temu, bo 16 lutego i również zawiera 6 piosenek. Pierwsze na co warto zwrócić uwagę, to o wiele subtelniejsza i ładniejsza okładka, która urzekła mnie od pierwszej chwili. Ta część wydaje się opowiadać o dość przykrych wspomnieniach i doświadczeniach. Czy to w Small Doses, gdzie opowiada o szkodliwej miłości, czy w F.F.F. o fałszywych przyjaciołach. Jest odważna w Bad Bitch a zarazem pokorna w I Got You. Nie ma tutaj piosenki, która nie pasowałaby lub była niedopracowana.
Niestety, nie można tego powiedzieć o All Your Fault pt. 2. Album otwiera smętne i ponure That’s It, dawno nie słyszałam tak przytłaczającego początku. Dobijająca i depresyjna melodia jak tysiąc pozostałych i pomrukiwanie raperów w tle. Zastanawiający jest fakt, dlaczego ta piosenka w ogóle stała się singlem? Mam tylko nadzieję, że nie odstraszyła tym kawałkiem potencjalnych słuchaczy. I jeśli już musiała znaleźć się na albumie – widziałabym ją w totalnie innej aranżacji i na pewno nie jako otwierającą album. O niebo lepsza byłaby tutaj No Broken Hearts z Nicki Minaj czy chociażby In The Name Of Love z Martinem Garrixem. Ta natomiast wprawia w stan ponury i raczej zniechęca do przesłuchania reszty.
Kardynalny błąd stara się naprawić kolejny kawałek – I Got Time. Tutaj jest już lepiej. Wracamy trochę do stylu z All Your Fault Pt.1 i słucha się tego przyjemnie. Podoba mi się szczególnie refren w stylu Bebe, subtelnie dopasowany do reszty piosenki. The Way I Are – o, i tu mamy już coś fajnego, ciekawego – jak na przykład nawiązania do Whitney Houston. Kawałek jest bardzo pozytywny i szybko się wbija w głowę lecz nie współgra tutaj część w której wchodzi Lil Wayne. Jego głos jest bardzo mocno przerobiony i brzmi specyficznie – momentami aż drażni w ucho i ostro zajeżdża autotunem. A przecież Wayne wielokrotnie pokazał swój potencjał we własnych piosenkach.
(Not) The One – wow! Bardzo miłe zaskoczenie, ponieważ nie spodziewałam się takiego brzmienia w wykonaniu Bebe. Cała płyta i jej twórczość – może z wyjątkiem I Got You – jest utrzymana raczej w klimacie trap, a tutaj zaskakuje nas lekki, wakacyjny kawałek. Oby stał się kolejnym singlem promującym – może trochę podbuduje opinię po That’s It?. Jest idealny na chwilę obecną – letnie, sierpniowe imprezy. Nie wiem, który z producentów czy DJów maczał w tym palce, ale piosenka jest naprawdę chwytliwa. Również kolejnym zaskoczeniem jest Comfortable wykonane z Kranium. Równie delikatna i wpadająca w ucho jak (Not) The One. Dobrze, że kolaboracja nie jest z raperem, bo kawałek straciłby dużo – a tak, jest utrzymany cały czas w dobrym tempie i ciekawym brzmieniu. Jest to ciekawy eksperyment, bo jak wspomniałam wcześniej, muzyka tworzona przez Bebe kojarzy się raczej z przemyślanym trapem a nie kawałkami zalatującymi klimatami latino.
Na koniec Bebe prezentuje kawałek Meant To Be. Intrygująca jest spora partia męska wykonana przez Pana o pseudonimie artystycznym Florida Georgia Line. Spokojne zamknięcie zarówno albumu jak i całości All Your Fault. “If it’s meant to be, it’ll be it’ll be – let it be, let it be”.
Kup legalnie All Your Fault: Pt. 2
Podsumowując – warto było czekać, mimo iż trwało to dłuższą chwilę. Ci, którzy cierpliwie oczekiwali nowego materiału chociażby dla tego by usłyszeć Bebe w innym klimacie takim jak (Not) The One oraz Comfortable, na pewno nie będą zawiedzeni.
Moja ocena – 7/10.
Dominika Tarka