
aROMAtyczne mogą być nie tylko przepisy kulinarne, ale i brzmienia. PAULA ROMA przygotowała nam bardzo mięsiste i dobrze przyprawione muzyczne potrawy. Choć jeśli dobrze się zastanowić to może dopiero jest przystawka – skoro to debiut.
Fot. Materiały prasowe
Nie jestem pewna, czy można powiedzieć, że PAULA ROMA debiutuje, bo w ubiegłym roku wydała EPkę. Album pt. “Cholerne Pragnienie” postrzegam bardziej jako potwierdzenie uprzedniego sukcesu. W międzyczasie zdążyła wypracować swój bardzo charakterystyczny styl – wystarczy parę dźwięków, by rozpoznać, że to jej piosenka. Dzięki temu album jest bardzo spójny, co wcale nie znaczy, że monotonny.
“Cholerne pragnienie” jest płynnym przejściem z debiutanckiej EPki albo nawet jej kontynuacją – co w moim odczuciu jak najbardziej jest zaletą. Ciągłość można zauważyć również w tytułach pewnych utworów, a mianowicie mam tutaj na myśli piosenkę pt. “Cześć, tu Złość” – dla tych, co nie wiedzą, EPka była zatytułowana “Cześć, tu PAULA ROMA”, a jednym z promujących ją singli jest “Cześć, tu Miłość”. Spójność dostrzegam na bardzo wielu polach, między innymi w aspektach wizualnych. PAULI ROMIE nie można odmówić niesamowitej dbałości o detale, co bardzo dobrze widać chociażby na podstawie fizycznych nośników. Jest w tym pewien minimalizm, lecz dopracowany w każdym szczególe – być może to wynik inspiracji paryskim stylem, którego akcentów na tej płycie niewątpliwie nie brakuje.
Wspomniałam o ciągłości pomiędzy poprzednią, a nowo wydaną płytą – i ona objawia się również w kolejnych utworach. Mianowicie, EPkę rozpoczyna krótkie intro zatytułowane “Z wanilią”. Teraz w trackliście znów pojawił się ten tytuł, lecz w znacznie rozszerzonej wersji. Skoro wspomniałam już o intro to warto dodać, że jest bardzo dobrym wprowadzeniem do całości. W “Amouse Bouche” – bo tak właśnie się nazywa – zostało wyjaśnione wszystko, co potrzeba, by odnaleźć się w muzycznym świecie PAULI ROMY, co zrobiła, wykorzystując motywy występujące w poszczególnych utworach.
Ciekawym zabiegiem wydaje mi się połączenie dwóch pasji autorki – muzyki i gotowania. Z tego nieoczywistego połączenia wyszła interesująca, a co więcej aROMAtyczna mieszanka. Dołączenie mini przepiśnika do płyty jest świetnym pomysłem – doceniam to tym bardziej, że z gotowaniem jestem raczej na bakier, ale kiedyś na pewno skorzystam z tych przepisów.
Przeczytaj wywiad z PAULĄ ROMĄ
No dobrze, sporo było tych pochwał, ale to nie znaczy, że nie doszukałam się małych mankamentów. Trzeba przyznać, że zaskoczeń raczej nie było zbyt wiele. Album składa się z dziewięciu piosenek, a większość z nich poznaliśmy przed premierą. Rozumiem, że rynek muzyczny się zmienia – i wszystko dzieje się głównie w streamingach. Jednak w moim odczuciu takie zabiegi intensyfikują to zjawisko. Zdecydowanie bardziej lubię schemat, w którym single są przedsmakiem tego, co dopiero usłyszymy na płycie. Tutaj tego mi zabrakło – album jest zbiorem dotychczasowych piosenek z dodatkiem zaledwie czterech nowości, z czego jedną jest intro wprowadzające do albumu (bardzo dobre!, ale to wciąż krótkie intro), a drugą jest piosenka, której fragment znamy z EPki – “Z wanilią”.
Generalnie to jest jedyny zarzut, jaki mogę skierować w stronę tej płyty. Wiem, że coraz więcej artystów stosuje podobne praktyki, lecz moim zdaniem to niekoniecznie dobra droga. Niemniej jednak jest to bardzo dobry album, którego mocnym atutem jest spójność – przede wszystkim w brzmieniu, ale także i wszystkich pozostałych aspektach. Myślę, że to bardzo obiecujący debiut, który pozostawia apetyt na kolejne albumy. Jeśli już słuchaliście to pewnie wiecie, że to płyta przygotowana ze smakiem – a jeśli jeszcze nie to smacznego!