NewsroomRecenzje

“Mery czy Ty naprawdę musisz cały czas pokazywać tą swoją dupę”? Recenzja płyty: “Erotik Era” Mery Spolsky

Fot. Materiały prasowe

Mery Spolsky powraca z kolejną w swoim dorobku płytą! Po wydanej przez artystkę książce „Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj” oraz muzycznym audiobooku przyszedł w końcu czas na nowy album, który jak zawsze mocno zaskakuje swoim konceptem. Wokalistka serwuje nam od A do Z dopracowany i przemyślany materiał, a „Erotik Era” właśnie się rozpoczyna!

Krążek otwiera „Your orgasm is my religion”. Piosenka o przewrotnym nieco niegrzecznym tytule (nie ostatnim na tej płycie 😉 ) sprytnie nawiązuje do jednego z utworów Marii Peszek. „Poliż mnie jak wolisz, tak mnie zadowolisz, a jak nie to peszek. Sama się pociesze” to parafraza słów, które rozpoczynają kawałek „Hujawiak” koleżanki po fachu artystki. Warto docenić dwuznaczne użycie słowa „peszek”, które w domyśle nawiązuje do nazwiska przywołanej piosenkarki. Sam utwór rozpoczynający płytę zaczyna się dość leniwie, ale tylko po to, żeby w refrenie wybuchnąć energią i elektronicznymi bitami.

Następnie przychodzi czas na jeden z singlowych numerów z krążka. „Maria przed ołtarzem”, która zaraz po premierze wzbudziła niemałe kontrowersje jest jednym z moich ulubionych utworów z płyty dlatego już kiedyś rozpisałam się bardziej na jego temat. Jeśli macie ochotę to serdecznie zachęcam Was do przeczytania: (https://wlkm.pl/maria-przed-oltarzem-maria-rozwodka-a-moze-jedno-i-drugie/) . Warto również zwrócić uwagę na genialny teledysk towarzyszący temu singlowi, bo gwarantuje Wam, że oglądając go na pewno nie przejdziecie obok niego obojętnie.

„Suka” czyli kolejny singiel z płyty przynosi nam ze sobą mocny, agresywny i transowy bit, który przyciąga uwagę. Utwór poza charakterystycznym bitem niesie jednak również  ważny przekaz, że tak naprawdę to z każdym z nas wszystko jest w porządku i nie ma sensu porównywać się do innych, bo jak śpiewa wokalistka „Ktoś lubi koty, a ktoś inny psy”.

Taneczny i energetyczny „Skorpion” to czwarta już propozycja z „Erotik Ery”. Mery od lat zdążyła już nas przyzwyczaić do tego, że w swoich piosenkach nie przebiera w słowach i lubi czasem kulturalnie przekląć. Idealny tego przykład mamy właśnie w „Skorpionie”. Uważam, że to wplatanie przekleństw, ale robienie tego z ogromnym smakiem jest dużym atutem Mery, ale także pewnego rodzaju znakiem rozpoznawczym artystki. Singlowe „Polskie Chłopaky” to jeden z najbardziej chwytliwych kawałków. Gwarantuje Wam, że jak tylko przesłuchacie tej piosenki to do końca dnia będziecie nucić sobie w głowie frazę: „Problem mam taki. Jaki? Lubię polskie chłopaky”. Ciekawym zabiegiem jest również wymienianie w utworze chłopaków z polskiego show biznesu, bo słuchając piosenki można się sporo o nich dowiedzieć.

Jak sama wokalistka mówi „Seks rymuje się z lateks”, a Mery lubi jedno  i drugie dlatego na albumie musiał się znaleźć również kawałek zatytułowany „Lateks”. Można powiedzieć, że to pierwsza na tej płycie ballada, a przynajmniej coś na jej kształt. Nie często słyszy się elektroniczne ballady, a artystka właśnie taką nam zaserwowała i nie da się ukryć, że właśnie przez to utwór dość mocno się wyróżnia.

Przy piosence o moim ulubionym tytule „Disko in my pussy” też lekko zwalniamy tempo, ale tym co najbardziej zwraca uwagę w utworze jest bardzo rytmiczny bit i końcowe wstawki w języku angielskim, które zaprezentował Mateusz Vlahos. Kolejna propozycja to tytułowa „Erotik Era”. Bardzo charakterystyczny utwór z bitem przywodzącym mi na myśl indyjskie rytmy i… moją ukochana piosenkę „Salvador Spolsky” z pierwszej płyty artystki . Nie da się ukryć, że to właśnie ta piosenka ma najodważniejszy, erotyczny tekst. Mery nie owija w bawełnę i wprost mówi „Włóż mi tam proszę” by jednak zaraz dodać „Całusa i trzy grosze”. To jest właśnie ta niesamowita w przypadku piosenkarki  zabawa słowem i koncepcją. Artystka już od swojej pierwszej płyty wspina się na wyżyny swoich językowych możliwości i jak widać nigdy nie zawodzi.

„Playboy” to kolejny utwór, w którym wokalistka zdecydowała się na nawiązanie do popkultury. Nie ukrywam, że te zabiegi bardzo przypadły mi do gustu, bo dotyczą wokalistek, które bardzo cenię. Tym razem Mery odnosi się do Lady Gagi i jej piosenki „Rain on me”. W refrenie słyszymy frazę „Rain on me. Jestem naga. Rain on me. Jak Lady Gaga”. I jak w przypadku „Your orgasm is my religion” nawiązanie było bardziej subtelne i myślę, że nie każdy je wychwyci tak w przypadku „Playboya” już chyba nikt nie będzie miał innych skojarzeń. Krążek zamykają przewrotne „Smutasy i kutasy” o osobliwym tytule. W przypadku tej piosenki znowu wracamy do mocnego, agresywnego bitu, dużo się tu dzieje, ale to wcale nie jest minusem tego utworu, a wręcz przeciwnie nadaje mu to charakteru i uroku.

„Erotik Era” się rozpoczęła i niech trwa jak najdłużej! Artystka jak zwykle w przypadku każdej ze swoich płyt w 100% przemyślała i dopracowała jej koncepcje. Tutaj spójne jest wszystko: utwory, tytuły, teledyski,  wstawki między piosenkami, wizerunek artystki, a także fizyczne wydanie płyty, które jest jednym z najpiękniejszych i najbardziej dopracowanych jakie widziałam w ostatnim czasie. Z tej płyty aż bije pewność siebie i kobieca siła. Uważam, że to co Mery chce przekazać tą płytą jest bardzo istotne i każda, ale też każdy z nas powinien się zagłębić w te utwory i wynieść z nich dla siebie bardzo ważne wartości. Na trzecią pełnoprawną płytę artystki musieliśmy trochę poczekać, ale było warto. Jestem totalnie in erotik era i nigdzie się stamtąd  nie wybieram! A odpowiadając na pytanie zawarte w tytule recenzji… Tak musi i nikomu nic do tego! #girlpower