
fot. Karolina Sobel
Są w życiu takie koncerty, które zapadają w pamięć do końca życia. Podejrzewam, że ostatni koncert Marii Peszek w Stodole, będzie dla wielu osób w nim uczestniczących właśnie takim wydarzeniem. Trasa “J*bie to wszystko, wiosna nareszcie!” to trasa pełna energii, sprzeciwu, smutku, radości, obojętności, przejęcia, niezrozumienia, zrozumienia, solidarności i… wachlarza wszelkich uczuć.
Koncert w Stodole, który miał miejsce końcem maja, na długo pozostanie mi w pamięci. Na samym początku – Maria wzięła nas elementem zaskoczenia, gdy wyszła na scenę w białej, weselnej sukni ślubnej, z welonem okalającym jej twarz śpiewając… Ave Maria. Nie od dzisiaj wiemy, że twórczość Peszek jest mocno kontrastowa w stosunku do wiary katolickiej i w jej muzyce znajdziemy wiele powiązań i metafor. Oczywiście, większość z nich jest dostosowana pod aktualną sytuację i jest formą sprzeciwu wobec pewnych sytuacji.
Po otwarciu koncertu wymownym Ave Maria, bez ogródek przeszliśmy do Viva La Vulva – utworu, który jest mocnym hołdem dla intymnej części ludzkiego ciała. Już w tym momencie, bez zbędnego komentarza możecie zauważyć jak bardzo wymowna była treść tego show. Sama artystka, przez większość czasu zachowywała się jak w transie – piosenki były pełne momentów, gdy Maria biegała po scenie z jednej na drugą stronę, po drodze odgrywając choreografię – turbo dziwną, ale totalnie w swoim stylu.
Kontynuując swój chrześcijańsko-katolicki bunt już w trzeciej piosence przeszliśmy do Pan nie jest moim pasterzem, a dalej zagrane zostało Dzikie Dziecko oraz Virunga. I znów szczerze muszę zauważyć, że chyba dawno nie widziałam tak energicznego koncertu w wykonaniu – nie ukrywajmy – dojrzałej artystki, która już wiele lat jest na scenie. Oczywiście, w żaden sposób nie chcę tutaj oceniać ani porównywać do kogokolwiek, ale uważam, że należy się jej wielki szacunek, za tak mocną i non stop płynącą ze sceny energię w trakcie prawie 2 godzin koncertu. Nie mogło zabraknąć się kolejne absolutne must have jak Ludzie psy, Polska A B C i D czy Nic o Polsce – chociaż, zabrakło tej, na którą również mocno do samego końca czekałam czyli Sorry Polsko.
Oczywiście zdarzały się również momenty chwilowej “zadumy” – można tak to ująć. Chociażby w trakcie kawałka Lovesong czy Barbarka. Oczywiście, karygodne byłoby pominięcie rzeczy, które działy się na bisach. Po pierwszym pięknym mocnym zakończeniu kawałkiem J*bię to wszystko, Maria podziękowała za koncert i zeszła ze sceny. Nie trzeba było jednak długo czekać na jej powrót, bo chwilę później wkroczyła na nią ponownie wraz ze swoim ojcem, by wspólnie wykonać Naku*wiam Zen. Koncert w części muzycznej zamknęło Szambo wybiło. I można to zakończenie traktować dwutorowo – gdyż dla niektórych było to po prostu zamknięcie setlisty. Jednak to co stało się później, wzruszyło wielu.
Maria wróciła na scenę i powiedziała, że jest dzisiaj, tu na koncercie, jest bardzo ważna dla niej osoba, z którą będzie widzieć się pierwszy raz, ale jest jej bardzo bliska – jak to sama ujęła:
Chciałabym, żebyście powitali teraz najbardziej głośnymi brawami Barbarkę, osobę która jest symbolem niewiarygodnego hartu ducha walki i pięknej duszy.
Po czym na scenę, wkroczyła osobiście muza i inspiracja do powstania utworu – Pani Barbara. Było to spotkanie pełne wzruszeń i nawet z daleka dało się zauważyć wzruszenie obu Pań. Publiczność przywitała ją najgłośniejszymi brawami i owacjami. Chwilę później dołączył Paweł Kasprzak, który jest przedstawicielem Obywatele Ruchu RP, by na scenie obdarzyć trzech mężczyzn (Pana Konrada, Pana Rafała i Pana Michała – celowo nie będę używać nazwisk) którzy w lutym w 2019 roku pod osłoną nocy obalili pomnik ks. Jankowskiego. Po pięknej przemowie zostali obdarzeni statuetką ruchu w imię zasad – lecz, jak sami powiedzieli – to nie oni tak naprawdę na nią zasługują, a prawdziwą bohaterką jest tu pani Barbara. I choć przemowa była piękna a z szacunku do wspomnianej Barbarki bardzo chciałam zostać do końca, to musze przyznać, że rozumiem ludzi, którzy po mniej więcej 15 minutach zaczęli falami wychodzić – cała akcja zaczęła zmierzać w kierunku mocno pompatycznego przemówienia. Nie zapominajmy, że był to koncert, a nie honorowe przekazanie statuetki i zwyczajnie – ludzie po prostu byli zmęczeni, a cała sprawa dosyć się przeciągała.
Autorką zdjęcia z nagłówka jest Karolina Sobel. Więcej zdjęć z tego wieczoru znajdziecie TUTAJ.