NewsroomRecenzje

David Guetta nadal w formie? – recenzja płyty “7”.

Wielu z nas mogłoby się wydawać iż dobre czasy Davida Guetty już przeminęły i pasowałoby ustąpić miejsca młodszym w tym fachu. Nic z tego! Francuski DJ, mimo swojego wieku (bowiem w listopadzie tego roku skończy już 51 lat) nadal potrafi zaskakiwać. Dowodem tego ma być jego najnowsze wydawnictwo zatytułowane “7”. Jak widać – czuje się dobrze w muzycznym biznesie a wiele wokalistów nadal marzy o nagraniu z nim utworu. 

Dwuczęściowy, składający się z dwudziestu siedmiu utworów album, otwiera “Don’t Leave Me Alone” nagrane wraz z brytyjską wokalistką Anne-Marie. Piosenka, która na początku może sprawić niejednemu spory zawód ze względu na swój refren, zasługuje w stu procentach na drugą szansę. Mowa tu oczywiście o brigde’u przed kluczowym momentem piosenki, który rozgrzewa słuchacza, przygotowuje go do refrenu i nagle… zupełnie nieoczekiwanie zwalnia i daje na wyluzowanie. Jakże wielkim było to dla mnie zaskoczeniem podczas pierwszego odsłuchu. Ale taka właśnie jest większość utworów na “siódemce” – to niebanalne i często nieprzewidywalne kompozycje warte uwagi.

Zdecydowanie wyróżniającą się partią płyty jest wyraźne wrzucenie tutaj kilku utworów typowo w klimatach dance, jak i latino – być może jest to celowanie w odtworzenia, a może po prostu chęć eksperymentu muzycznego. Jeżeli to pierwsze – to jeden hit będzie z tego na pewno – niezwykle taneczne “Say My Name” z Bebe Rexhą i J Balvinem na wokalach. Szczerze przyznaję, że ta piosenka z całej składanki chyba podoba mi się najbardziej. Dotarły do mnie szczątki informacji, iż początkowo miała tu śpiewać Demi Lovato – jednak po czasie stwierdzam, że Bebe wpasowała się tutaj idealnie ze swoim charakterystycznym głosem i nie zamieniłabym jej na nikogo innego. Również J Balvin wnosi tutaj ciekawy klimat ze swoją hiszpańskojęzyczną zwrotką. Drugim ale nie ostatnim, równie ciekawym i wartym uwagi numerem na albumie jest zdecydowanie “Let It Be Me” z Avą Max. Ta kompozycja w refrenie używa znanego sampla z utworu “Tom’s Dinner” wyśpiewanego przez Susanne Vega.  I od razu ciśnie się na usta, że “gdzieś to już tego lata słyszałem”… I macie rację – na pewno obił Wam się o uszy remake pt. “Sweet & Bitter” w wykonaniu Kush Kush z naszą polską wokalistką Martą Gałuszewską na wokalu. Jeśli jednak mam zestawić te dwa utwory i wybrać lepszy – zdecydowanie wybieram kompozycję Guetty.

Na płycie każdy odnajdzie coś dla siebie – house’owe brzmienia takie jak “I’m That Bitch” czy współpraca z młodym Garrixem “Like I Do” albo lekko eksperymentalny trap-utwór “Motto” na wokalach m.in. z G-Eazy’m czy Lil Uzi Vertem. Znajdą się również utwory z Sią (z którą David stworzył już nie jeden hit) – znane nam “Flames” oraz premierowy utwór “Light Headed”. Z wszystkich wyżej wymienionych najbardziej bałam się połączenia house’u z raperami – okazje się jednak, że sprawdza się to całkiem nieźle i utworu po kilku odtworzeniach naprawdę dobrze się słucha.  Jedyną pozycją na płycie, która nie przypadła mi do gustu jest “Goodbye” i wybuchowa mieszanka wokali czyli Nicki Minaj, Jason Derulo i Willy William. Aż chciało by się powiedzieć – za dużo. Jest to drugi remake na tej części płyty czyli słynne operowe “Time To Say Goodbye” samego Andrei Bocelli i Sary Brightman. Są takie piosenki, których po prostu nie powinno się przerabiać na dance klimaty – i to jest jedna z nich.

Drugą częścią płyty jest składanka utworów wydana pod szyldem “Jack Back”. To dwanaście utworów w większości instrumentalnych. Do końca nie wiadomo czym tak naprawdę jest ten mixtape oraz kto (oprócz Guetty) dokładnie stoi za kompozycjami tam stworzonymi. Można potraktować to jako taki dodatek do płyty, ponieważ w wersji fizycznej znajduje się on prawdopodobnie na drugim krążku. Jeżeli natomiast chodzi o pierwszą część “7” – jest to naprawdę dobry materiał warty przesłuchania. Jestem pewna, że kilka piosenek na pewno utkwi Wam w głowie na jakiś czas, część z nich już pewnie słyszeliście – a część z nich może właśnie dopiero usłyszycie wkrótce w radiu. Ta płyta pokazuje, że jeden z najstarszych DJ-ów nadal jest w świetnej formie i ani myśli o żegnaniu się z muzycznym biznesem. W pewnym sensie – nawet mnie to cieszy. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu świetnie bawiłam się do jego hitów – kultowego “Sexy Bitch”, “Memories” czy “Love Is Gone”. Fajnie jest dziesięć lat później bawić się do równie dobrych utworów tego samego twórcy.

Moja ocena – 9/10.

Dominika Tarka