Koncertomania od kuchni
Pewnie wielu z Was marzy o wybraniu się na koncert idola czy chociażby jednego ze swoich ulubionych wykonawców. Czasami czekamy na to nawet latami, czasem miesiącami a zdarza się i tak, że naszego ulubionego artystę poznajemy przypadkiem – na przykład na festiwalu czy w roli supportu. Często wiążą się one z wieloma wyrzeczeniami czy poświęceniem i wiele z nas zadaje sobie pytanie – czy warto? Jak to jest tak naprawdę z tymi koncertami? Co warto wiedzieć przed pójściem na takie wydarzenie?
Zacznijmy od tego, że warto. Jako zapalona koncertowiczka (a przynajmniej na tyle ile pozwala mi portfel) przybliżę Wam jak mniej więcej wygląda ta „koncertowa przygoda”. Załóżmy, że pewnego dnia ogłaszają iż Wasz ulubiony artysta zagra w Polsce. I co teraz? Tyle spraw do ogarnięcia! Podróż, bilety, pieniądze, nocleg… zacznijcie od terminu. Najpierw sprawdźcie w jaki dzień tygodnia odbywa się event – bardzo często zdarza się niestety, że jest to środek tygodnia i dobrze jest być tego świadomym, zaplanować ten dzień (nieobecność w szkole, na studiach, w pracy itp.)
Kolejnym krokiem jest zaplanowanie podróży i finansów. Ja osobiście zazdroszczę bardzo często osobom z Warszawy, bo zazwyczaj większość koncertów odbywa się tam i przynajmniej… mają blisko. No, ale cóż począć gdy jednak jesteście z innego miasta? Nic prostszego – pociąg i nocleg, ten drugi radzę jak najbliżej miejsca koncertu. Uwierzcie, nic ciekawego wracać pół godziny w nocy do hostelu. Jeśli tylko macie taką możliwość albo jedziecie z daleka, wybierzcie się dzień wcześniej – po kilku godzinach w pociągu każdy jest zmęczony i ta początkowa ekscytacja może gdzieś w tym momencie na chwilę odlecieć. Warto również jest przygotować się psychicznie na batalię o bilety (zwłaszcza jeśli jest to jakiś większy koncert). Najważniejsze to nie poddawać się. Mimo tego, że czasami możecie utknąć nawet na godzinę czy dłużej w poczekalni, zachowajcie zimną krew i odświeżajcie stronę. Za którymś razem się uda! Ach, i koniecznie bierzcie bilety drukowane (te które wysyłają pocztą/kurierem) – zazwyczaj jest to kwestia dopłacenia kilku złotych za przesyłkę a pamiątka jaką stanowi taki bilet jest już bezcenna. Stanowcze nie dla ticketdirect! Możecie taki piękny bilet powiesić potem na ścianie… a nuż trafi się okazja do podpisania go po koncercie?
Kolejkowanie. To niestety jest bardzo sporny temat – i szczerze mówiąc, ile ludzi tyle opinii. Ale ograniczmy się do dwóch. Warto kolejkować kilka (czasem kilkanaście) godzin czy może jednak lepiej nie wygłupiać się i przyjść godzinę przed koncertem? To zależy. Ja zazwyczaj w większości przypadków preferuję tą pierwszą opcję. I od razu zaznaczam – nie jest to spowodowane tylko tym, że chcę być jak najbliżej, że chcę mieć te tzw. “barierki” czyli po prostu być jak najbliżej sceny. Owszem, jest to bardzo miła nagroda dla wiernego fana, ale kolejkowanie to nie tylko “walka o barierki”. Jest to też niesamowita i rzadko natrafiająca się okazja do spędzenia dnia w towarzystwie przyjaciół (tzw. internet friends którzy mieszkają np. w innym mieście i nie widujesz ich tak często) czy też poznania nowych osób, jeżeli wybierasz się na koncert samemu. Kolejkowanie to frajda i ja zawsze tak to traktuję, staram się wykorzystać ten czas, ten dzień na spędzenie czasu po prostu w dobrym towarzystwie, na dobrych rozmowach, wspominkach, czasami też śpiewaniu czy innych rodzajach integracji.
No dobra, a co jak już przeżyjemy ten dzień i nadchodzi moment koncertu? Oj… Chwileczkę. Jeszcze zanim koncert trzeba na halę wejść. A to potrafi być czasami niezły challenge. Szczerze? Nawet jeśli wydaje Ci się, że ludzie są fajni, mili i kulturalni, to wszystko zazwyczaj zmienia się w momencie otwarcia drzwi. No i cóż, już taka nasza mentalność chyba – każdy chce być jak najbliżej. I czasami ten moment potrafi być najgorszym z całego koncertu. Najważniejsze to zachować spokój – każdy wejdzie na halę! Chyba nie byłam jeszcze na żadnym koncercie jak do tej pory (a… przepraszam, koncert Anne-Marie w Warszawie jest tu wyjątkiem) na którym panowałaby tzw. kulturka na wejściu. Czasami pierwszym osobom pomagają numerki czyli takie przydzielone osobom na samym początku, według tego w jakiej kolejności przyszli oni w danym dniu pod klub. No, pod warunkiem, że nikt sobie tych numerków nie dopisze o 17:00 i nie wepcha się w kolejkę śmiejąc się w twarz osobom z godziny 10:00. Ale i tak bywa. To już kwestia wychowania i nikt z nas nie ma na takie osoby wpływu.
Wasz ubiór też jest bardzo ważną kwestią w tym dniu. Sprawa jest nieco prostsza gdy koncert odbywa się w sezonie wiosenno-jesiennym czyli jakoś od połowy marca powiedzmy do października. Wtedy w zasadzie nie potrzebujecie kurtek ani nic więcej, odpada również kwestia szatni. Co w takim razie poradzić w zimie? Jedno jest pewne – ubierzcie się na cebulkę. Kilka warstw pomoże nie tylko za dnia gdy będziecie czekać pod halą ale także na koncercie – jeśli będzie gorąco (a zazwyczaj jest) będziecie mogli się po prostu rozebrać np. do koszulki z krótkim rękawkiem. A, i koniecznie ubierzcie wygodne buty. Te na wyższym obcasie czy kozaczki na koturni nie są dobrym pomysłem. Dodatkowo, zaopatrzcie się w koc termiczny – jest to bardzo tania a przydatna rzecz – na pewno o nim słyszeliście. Może się mega przydać kiedy jest zimno (złota strona ochroni was przed wychłodzeniem) ale też gdy jest ciepło (srebrna strona odbije słońce i będzie wam chłodniej).
No okej, ale co jeszcze jest takiego w tych koncertach, że warto na nie chodzić? Oprócz tego, że przeżyjecie super przygodę, poznacie nowych ludzi i posłuchacie ulubionej muzyki na żywo? Wsparcie dla artysty. Tak samo jak kupowanie płyt i piosenek mp3, tak samo chodzenie na koncerty jest ogromnym wsparciem dla twórcy. Dobrze wiecie, że to jest ich praca. Dodatkowo, kiedy mało znany artysta wyprzeda np. koncert w klubie mieszczącym 1000 osób, mogę Wam zagwarantować iż wróci… do sali dla 2000 osób. Już wielokroć miałam tak, że wybrałam się na koncert jakiegoś artysty, który wydawał się być mało znany w Polsce – a tu nagle okazuje się, że 1000 wejściówek zostało wyprzedane. A sam artysta, wychodzi na scenę, nieśmiało zaczyna śpiewać, po czym po trzeciej piosence oświadcza, że nie spodziewał się tutaj takiego odbioru i tego, że ktokolwiek będzie znał jego niesinglowe utwory. Magia! I tak właśnie jest – magicznie. Niezapomnianie. Z energią. Nie raz wzruszająco. Jest… warto.
Zapraszam również na mój kanał gdzie możecie obejrzeć np. vloga z koncertu Anne-Marie lub relację z Orange Warsaw Festiwal 2018!
Dominika Tarka