Wiktor Waligóra to artysta, który konsekwentnie buduje swoją pozycję na polskiej scenie muzycznej. Zaczynał od coverów, ostatnio mogliśmy go usłyszeć w projekcie WOW, gdzie w trio z Piotrem Odoszewskim i Kajetanem Wolasem tworzył nowe wersje klasyków. Teraz przyszedł czas na jego solowy debiut. Album Czekam na świt, wydany 23 sierpnia, to efekt jego własnej muzycznej drogi. To świetna okazja, by odkryć, co naprawdę ma do powiedzenia jako artysta. Dzięki własnym utworom możemy zobaczyć jego osobiste emocje i wrażliwość, które często są trudne do uchwycenia w ramach coverów czy współpracy.
Wiktor Waligóra zachwycił mnie podczas zeszłorocznej edycji festiwalu Great September. Już wtedy pokazał, że potrafi tworzyć wyjątkowe piosenki, a dodatkowo, mimo młodego wieku, miał zaskakująco dobre i naturalne obycie sceniczne. Od razu złapał świetny kontakt z publicznością – czuć było, że ludzie szybko dali się wciągnąć w jego muzyczny świat na pograniczu alternatywy i popu. W tamtym momencie wiedziałam, że to będzie jeden z najlepszych koncertów całego festiwalu. Najważniejsza jednak była muzyka. Jego utwory miały w sobie coś takiego, co sprawiało, że emocje płynące ze sceny były autentyczne i szczere. Wiedziałam wtedy, że z niecierpliwością będę wyczekiwać jego debiutanckiej płyty, mając nadzieję, że uchwyci na niej ten wyjątkowy klimat, który udało mu się wyczarować na scenie.
Już podczas tamtego koncertu wyłoniły się moje dwa ulubione utwory Wiktora: Sztorm i Zagrajmy, które ku mojej uciesze znalazły się na debiutanckiej płycie artysty. Choć te kompozycje bardzo różnią się od siebie, to obie przepełnione są emocjami, podobnie jak cały album Czekam na świt. Sztorm od razu mnie zaintrygował i do dziś pozostaje moim ulubionym utworem z tej płyty. Z tego, co pamiętam, Wiktor napisał go po kłótni z przyjacielem, co potwierdza, że najpiękniejsze piosenki często powstają z tych trudnych, bolesnych emocji. To utwór, który robi ogromne wrażenie – jego emocjonalna i muzyczna intensywność wręcz poraża, wywołując ciarki. Zagrajmy ma natomiast zupełnie inny charakter. Początkowo wydaje się być spokojnym kawałkiem, ale w refrenie nabiera energii, przywołując uczucie lekkości i beztroski. Te dwa utwory idealnie pokazują jak dobrze artysta potrafi przekazać tak skrajne emocje poprzez swoją twórczość.
Album Wiktora Waligóry zawiera jeszcze dziesięć innych muzycznych opowieści, które mogą trafić do wielu słuchaczy, niezależnie od wieku. Mimo że Wiktor jest ode mnie kilka lat młodszy i właśnie kończy szkołę średnią, jestem naprawdę zaskoczona dojrzałością jego tekstów. Doskonałym tego przykładem jest utwór Na głęboką wodę, w którym artysta zmierzył się ze swoimi lękami i obawami. Porusza on trudne tematy w sposób bardzo bezpośredni, bez uciekania się do metafor. Jednocześnie oplata je radosną, pełną energii melodią, co tworzy jeden z moich ulubionych kontrastów w muzyce – połączenie mocnego przekazu z pozytywnym brzmieniem.
Nie jestem zwolenniczką oceniania artystów przez pryzmat wieku… ale taki dobry debiut w tak młodym wieku?! To zdecydowanie nie zdarza się często! Album artysty jest znakomity, a to w dużej mierze dzięki jego wrażliwości, która przebija się przez teksty. Muzycznie płyta jest pełna bogatych dźwięków, różnorodna, a zarazem spójna. Co więcej, jego charakterystyczna, delikatna barwa głosu dodaje utworom wyjątkowości. Z niecierpliwością czekam na kolejne występy na żywo i przyszłe projekty Wiktora!