NewsroomRelacje

“Byle do Chałup, a potem to chill out”, czyli relacja z Salt Wave Festivalu

Dawid Podsiadło śpiewając jeden z największych swoich przebojów, od długiego czasu uparcie przekonuje, że „Nie ma fal”, a ja z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że na Salt Wave Festivalu były – dosłownie i w przenośni. Salt Wave to bardzo klimatyczny nadmorski festiwal, który odbywa się dopiero od trzech lat, choć myślę, że każda kolejna edycja przyniesie mu większy rozgłos. Zdecydowanie warto się wybrać! A dlaczego? O tym w poniższym artykule!

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że to będzie prywatna i zapewne mocno subiektywna opinia, bo każdy, kto choć trochę mnie zna, doskonale wie, że jest paru artystów, których darzę szczególną sympatią i uznaniem. W zasadzie to jest ich trzech, a każdego widziałam na scenie tak wiele razy, że już straciłam rachubę – ale na pewno więcej niż kilka czy kilkanaście 🙂 Jednym z tych artystów jest Piotr Zioła, który występował na Salt Wave Festivalu. Co ważniejsze, był to koncert po kilkuletniej przerwie – chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, jak bardzo czekałam na ten moment. Tak więc musicie mi wybaczyć, że to właśnie jemu poświęcę najwięcej uwagi.

Kiedy stanęłam na wprost sceny, poczułam się zupełnie tak jak sześć lat temu, czyli za czasów, kiedy Piotr debiutował, a ja byłam na prawie każdym koncercie. Dziś trochę się zmieniło – przede wszystkim to, że w ogóle piszę ten artykuł. W tamtym czasie tylko marzyłam sobie o tym, żeby działać w dziennikarstwie muzycznym, a teraz stawiam w tym pierwsze kroki. Jednak na pewno nie zmieniło się to, jak bardzo cenię twórczość Piotra – jeśli o to chodzi, to czas jakby stanął w miejscu.

Podczas występu usłyszeliśmy zarówno premierowe piosenki, jak i te nieco starsze. Co to byłby za koncert bez „Safari”, co nie? Mam nadzieję, że ta piosenka zostanie w setliście jeszcze na długie lata (i nie biorę tu pod uwagę już żadnej kolejnej tak długiej przerwy od muzykowania! 🙂 ). Były też piosenki, które powstały w ramach specjalnych projektów, jak np. „Nie mamy skrzydeł” nagrane na potrzeby współpracy z Albo Inaczej czy „Bilet” nagrany w duecie z Flirtini. Koncerty festiwalowe niestety jednak mają ograniczenia czasowe, dlatego zabrakło czasu na ostatnią piosenkę – a szkoda, bo podobno miała być to jedna z moich ulubionych. Został więc pewien niedosyt, który będzie trzeba nadrobić podczas jesiennej trasy!

Dodam jeszcze tylko, że w jednej (przedpremierowej!) piosence padło zdanie: „teraz jest mój czas, to jest pora na mnie”. I ja z całego serca wierzę w to, że tak będzie. I tak jak kilka lat temu powtarzałam do znudzenia – „ufam w ciemno”, że jesienią czeka nas wspaniała premiera!

Gdybym miała być zupełnie szczera to wybrałam się do Jastarni właśnie ze względu na wyżej wspomniany występ, a tymczasem okazało się, że to naprawdę fajny festiwal, na który wpadnę jeszcze nie raz! Trzeba przyznać, że line-up był bardzo zróżnicowany – myślę, że każdy bez wątpienia znalazłby koncert dla siebie.

Podobał mi się również występ grupy Balthazar – mimo, że wcześniej nie miałam zbyt dużej styczności z ich muzyką, ten występ skłonił mnie do tego, by to nadrobić. Wpadłam też na koncert, na który w żadnych innych okolicznościach najprawdopodobniej bym się nie wybrała – mam tu na myśli Young Leosię. Na pewno była to dla mnie duża odmiana, ale jeśli czytaliście już kilka moich tekstów to zapewne wiecie, że to nie jest muzyka dla mnie – i nadal zostaję przy tym stanowisku. Muszę też przyznać, że trochę żałuję, że nie mogłam pojawić się na pierwszym festiwalowym dniu, bo występowało wielu artystów, których z chęcią bym posłuchała – Zalia i Miętha, których jeszcze nigdy nie miałam okazji usłyszeć na żywo oraz Bitamina, których słyszałam już wiele razy, ale bardzo lubię ich koncerty.

Zgodnie z tym, co śpiewa Zalia: “byle do Chałup, potem to chill out” – trzeba przyznać, że Salt Wave ma bardzo przyjemny nadmorski klimat – idealny na festiwalowe lato! Cały event ma sporo atutów, ale prawdopodobnie największym jest urokliwa lokalizacja z dostępem do morza, którą organizatorzy bardzo dobrze wykorzystali. Na wodzie ulokowano platformę DJ-ską, obok której błyszczał najbardziej rozpoznawalny element wydarzenia – neon z festiwalowym logo. Myślę, że Salt Wave wraz z kolejnymi edycjami ma szansę powiększać swoją publikę.

Widzimy się za rok!