Całkiem niedawno recenzowaliśmy jej album “Prześwit”, a dziś udostępniamy rozmowę z samą twórczynią właśnie tego wydawnictwa. Zagi jest obecna w branży muzycznej już prawie dekadę. Na swoim koncie posiada łącznie pięć płyt. Aktualnie promuje swoje nowe dziecko, które powstało we współpracy z fanami – online podczas pandemii. Jak do tego doszło? O to, a także o legalną kulturę, zapytaliśmy Zagi.
Tworzysz dla słuchaczy już od 2011 roku, za moment minie dekada. Czy jako artystka posiadasz już jakieś przemyślenia odnośnie swojej twórczości bądź kariery?
ŁOŁ, rzeczywiście – w przyszłym roku skończę 10 latek! <śmiech> Mega to miłe i budujące, że jestem tu gdzie jestem, że moja muzyka trafia do coraz szerszego grona odbiorców i że zyskałam przez te wszystkie lata wiernych fanów, którzy towarzyszą mi w tej drodze.
Tworzę, bo potrzebuję się wygadać i dać upust emocjom. Nie robię tego dla kogoś, robię to dla siebie, bo sprawia mi to przyjemność, bo czuję się wtedy lepiej. Cieszę się, że są na tym świecie osoby do których moja muzyka i mój sposób pisania trafia. Zawsze się wzruszam, gdy słyszę, że ktoś odnalazł w mojej piosence cząstkę siebie, albo że jakiś utwór pomógł mu przetrwać trudny okres w życiu. Wtedy lubię sobie myśleć, że jestem w dobrym miejscu i że moje piosenki są potrzebne – nie tylko mi. To bardzo miłe uczucie.
Na swoim koncie posiadasz już tak naprawdę 5 płyt (LP+EP) – to całkiem sporo! Do którego z wydawnictw posiadasz największe przywiązanie?
Zmienia mi się to za każdym razem gdy wydaję nowy album <śmiech> W tym momencie najbardziej jestem przywiązana do “Prześwitu” bo jest to album najbardziej dla mnie emocjonalnie aktualny i niedawno obchodził swoją premierę.
Ale ogromny sentyment mam również do mojego pierwszego krążka “Kilka słów o miłości” o którym zapewne słyszeli tylko moi najwierniejsi słuchacze, którzy są ze mną od początku – wiele piosenek z tej płyty “demo” znalazło się zresztą na albumie “Kilka lat, parę miesięcy i 24 dni”.
To krążek który składa się z moich domowych nagrań – czyli zero miksu, zero masteringu, jak ustawiłam ścieżki w panoramie w programie audacity tak je zgrałam i jazda <śmiech> – pamiętam jak zamawiałam używane, plastikowe pudełka z allegro i drukowałam okładki do nich we włodawskiej drukarni. To był handmade i homemade totalny. Z uśmiechem wspominam tamten czas.
Oprócz tego, że tworzysz muzykę jesteś także autorką tekstów, co bardzo się ceni. Skąd czerpiesz inspiracje? Masz jakiś przepis na to, by nigdy jej nie zabrakło?
Piosenki które piszę, to takie moje “zapiski z pamiętnika”. Piszę o tym co czuję. Inspiruję się tym co mnie otacza, co mnie złości, porusza, cieszy, smuci. Ciągle się zmieniam, jestem coraz starsza, poznaję nowe miejsca, nowych ludzi – to wszystko mnie inspiruje sprawia, że chyba nigdy nie zabraknie mi tematów do pisania piosenek – tym bardziej, że mam tendencję do przesady i wyolbrzymiania pewnych spraw w kwiecisty sposób. Pytanie tylko czy zawsze będę czuła potrzebę by o nich pisać? <śmiech>
Przejdźmy teraz do Twojego nowego albumu „Prześwit”. Jaką historię chciałaś opowiedzieć za pomocą tej płyty?
Wydaje mi się, że ta historia napisała się sama. Nie miałam żadnego założenia czy oczekiwań rozpoczynając nad tym albumem pracę. Ba – nie wiedziałam nawet, że ją rozpoczynam. Szłam z prądem wydarzeń, transmitowałam jeden songwriting camp za drugim i tak jakoś wyszło <śmiech>
Zresztą jeszcze nigdy nie udało mi się stworzyć albumu tematycznego, czy koncept-albumu. Zwykle zamykając pewien rozdział w życiu, wybieram piosenki które w danym przedziale czasu napisałam, a które najbardziej mi się podobają, i które najbardziej w danym momencie czuję – i po prostu zamykam je w płytę. Podobnie było i tym.
Najpierw powstał utwór “Niepokoje”, później “Lazur” i tak transmisja za transmisją, piosenek powstawało coraz więcej. Tematy pojawiały się spontanicznie. Wszystko zależało od tego w jakim nastroju udało nam się wszystkim tego dnia znaleźć i co wydawało nam się na tyle ciekawe, by o tym napisać. Czasem w ogóle nie było wstępnego tematu, tylko dawaliśmy się ponieść melodii i słowom. Tworzyliśmy coś – z niczego.
Wydaje mi się, że ta płyta opowiada historię o tym jak obca sytuacja wpływa na przewartościowanie pewnych spraw w głowie, jakie tęsknoty się w nas budzą i co tak naprawdę sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Ta płyta jest sumą wszystkich naszych uczuć i rozkmin, z których zdaliśmy sobie sprawę i które dzięki tym piosenkom i temu albumowi zyskały swoją małą nieśmiertelność.
Który utwór ze wspomnianego albumu jest Twoim faworytem?
Codziennie są to inne piosenki. Dziś czuję, że jest to “Lazur” i “Do zimy”.
Bardzo podoba mi się oprawa Twojego albumu w formie fizycznej. Bezwątpienia pokazujesz nią, że masz na swoją twórczość oryginalny pomysł. Czy czuwałaś nad projektowaniem „pudełka”?
Bardzo mi miło, dziękuję 🙂 To prawda, projektuję i wymyślam okładki moich płyt, przygotowuję je również do druku, tworzę też plakaty i cały graficzny anturaż. Lubię mieć swobodę w tworzeniu, a umiejętności które zdobyłam w szkole WSR na kierunku projektowanie graficzne – są bardzo pomocne w realizacji moich wizji.
Pomysł na sesję zdjęciową do okładki “Prześwitu” wymyśliłyśmy wspólnie z Olą Ambroziak, która jest autorką zdjęć. Zależało mi na tym, by w okładkowym zdjęciu zawrzeć symbolikę tytułu, która ściśle wiąże się z okolicznością powstania albumu. Biała ściana symbolizująca wnętrza mieszkania – czyli miejsce gdzie powstawały utwory – podczas lockdown’u. Dzięki tym twórczym spotkaniom mogliśmy uciec w inne rejony rzeczywistości (bluszcz), być bliżej kultury, bliżej siebie. Pomimo odległości która nas dzieliła stworzyliśmy razem coś ciekawego, wyjątkowego i myślę, że ważnego.
Ale muszę tu zdradzić, że na pomysł z dodatkową warstwą okładki i tym, co się za nią kryje – wpadł nasz basista Michał – myślę, że to taka kropka nad “i” całego projektu.
Zaznaczmy jeszcze, że Twój nowy album powstał w całości we współpracy z fanami. Jak do tego doszło? To naprawdę fajna sprawa!
Kiedy w marcu odwołano nam wszystkie koncerty i zamknięto nas w domach – skoro niemożliwym było ruszyć w trasę po Polsce – postanowiłam ruszyć w trasę po moim mieszkaniu. <śmiech> To była trochę taka forma żartu, a trochę potrzeba zrekompensowania sobie i moim słuchaczom braku kulturalnych atrakcji i albumu o którym trąbiłam na prawo i lewo, który mieliśmy już w połowie nagrany, w marcu miał wyjść pierwszy teledysk, a cała płyta planowana była na jesień, miała być też trasa… no generalnie cały plan legł w gruzach – więc wymyśliłam #podomutour.
Żeby nie zanudzać kilkoma podobnymi koncertami na których online, przecież mógł być każdy niezależnie od miejsca zamieszkania – postanowiłam zorganizować różne okołomuzyczne wydarzenia. Transmitowałam kolejno z pomieszczeń takich jak sypialnia, kuchnia i salon. W salonie odbył się koncert na “main stage”, w kuchni meet&greet podczas którego odpowiadałam na pytania zadawane mi na social mediach, a w sypialni gdzie zwykle właśnie tworzę – miał miejsce songwriting camp.
Podczas tego spotkania napisaliśmy wspólnie utwór “Niepokoje”, który następnie nagrałam razem z moim zespołem – online i moim mężem Michałem Wrzosińskim – bez wychodzenia z domu i do którego później stworzyłam teledysk z nadesłanych przez słuchaczy filmów.
Od “Niepokojów” wszystko się zaczęło. Stwierdziłam, że to fantastyczny sposób na utrzymanie kontaktu z moimi odbiorcami i na zajęcie czymś głowy. Zorganizowałam więc drugi, trzeci… jedenasty songwriting camp… aż stworzyliśmy razem cały album <śmiech>
Całkiem niedawno byłaś zmuszona odwołać swoją trasę koncertową z wiadomych powodów. Czy pandemia bardzo krzyżuje plany artystów?
Bardzo. Zresztą cała branża muzyczna, eventowa, cała gospodarka… wszyscy mamy przekichane.
Opowiedz nam jak wyglądał Twój proces twórczy z trakcie pandemii – obudził w Tobie kreatywność, czy wręcz przeciwnie?
Cały proces powstawania albumu “Prześwit” miał miejsce właśnie w trakcie pandemii. Zawsze staram się wychodzić przeciwnościom na przekór i #podomutour, transmisje które prowadziłam na moim kanale, piosenki które tworzyliśmy razem, teledysk do “Niepokojów” i cały album “Prześwit” – są żywym dowodem na to, że da się – tylko trzeba trochę otworzyć głowę.
Jestem niesamowicie szczęśliwa, że udało mi się z pomocą moich słuchaczy, zespołu i męża – zrealizować ten szalony pomysł. Nagraliśmy, zaarażowaliśmy i zmiksowaliśmy ten album w niecałe 2 miesiące. To jest najbardziej wspólna i ekspresowa płyta w moim życiu. Cały proces twórczy każdego utworu z albumu “Prześwit” do tej pory jest dostępny do obejrzenia na moim kanale youtube.
Chciałabym jeszcze zadać Ci kilka pytań odnośnie legalnego słuchania muzyki – czy wspierasz nabywanie płyt w ich fizycznej formie?
Tak! Mam w domu płyty moich ulubionych zespołów, wspieram również moich przyjaciół artystów kupując ich płyty. Lubię oglądać okładki, czytać teksty, trochę mam na tym punkcie graficznego fioła i mega doceniam pomysłowo wydane krążki.
A czy streamingi pomagają artystom? Jak się odnosisz do tej formy słuchania muzyki?
Wydaje mi się że streaming stał się już taką nieodłączną formą dzielenia się muzyką. Każdy korzysta ze spotify, tidal’a, czy deezer’a więc jeśli chce się trafić do słuchacza, to dobrze jest mieć swoje piosenki również tam.
Jaki jest Twój ulubiony album wszech czasów?
Eddie Vedder “Into the wild”
Jeśli miałabyś wybrać: płytę CD, winyl, kasetę lub serwis streamingowy – na co byś postawiła?
Jeśli do słuchania w trasie / drodze / biegu – to wybrałabym kasetę lub serwis streamingowy. Pamiętam jak słuchając płyt z discmana trzeba było uważać na to, by trzymać go w pionie – z walkman’em nigdy nie miałam takiego kłopotu.
Dziękujemy Ci bardzo za tę rozmowę i życzymy samych sukcesów z związanych albumem „Prześwit”.
Dzięki serdeczne za przemiłą rozmowę i pozdrawiam wszystkich czytelników WLKM!
fot. Aleksandra Ambroziak