Kasai, czyli Katarzyna Piszek, w maju zeszłego roku wydała swój pierwszy solowy album zatytułowany “Equals”. Wcześniej absolwentka Akademii Muzycznej im. Szymanowskiego w Katowicach współpracowała scenicznie oraz studyjnie z takimi postaciami rodzimej sceny, jak Artur Rojek, Monika Brodka, Ania Dąbrowska czy Natalia Przybysz. Stworzyła też przeboje radiowe dla Edyty Górniak i Natalii Kulskiej. Po jednym z koncertów zapytaliśmy Kasai o jej pierwszy album, muzyczne inspiracje oraz przebytą artystyczną drogę.
Już na początku swojej twórczej drogi wiedziałaś, że chcesz wydać album. Jak wyobrażałaś go sobie wtedy?
Zupełnie inaczej. Zaczęłam pisać piosenki i mieć związane z nimi pierwsze marzenia w wieku 12 lat. Kiedy pojawiły się realne myśli o mojej przyszłości artystycznej to wyobrażałam sobie, jak może wyglądać koncert. Wszystkie moje odczucia były związane wtedy tylko z muzyką, nie starałam się nigdy wchodzić wyobraźnią w jej odbiór – wiedziałam, że to jest przestrzeń, która w ogóle nie należy do mnie. Zdawałam sobie sprawę, że do mnie należy etap twórczy; zadania, żeby dopieścić szczegóły materiału, żeby płyta była spójna z tym, co czuję wewnętrznie. Nigdy nie miałam też oczekiwań co do tego, gdzie zabrzmi mój album. Oczywiście później pojawia taka myśl, że fajnie byłoby, grać jak najwięcej – zapakować samochód i pojechać przed siebie ze swoją muzyką.
Kiedy zaczęłaś pisać towarzyszyła ci większa fascynacja muzyką czy słowem?
W moim przypadku najpierw zadziałała muzyka. Bo muzyka jest abstrakcyjna, więc ciekawie wchodzi się z nią w rezonans. Odkrycie tego, co mnie interesuje i co chcę eksplorować od strony lirycznej zajęło mi trochę czasu. Kiedyś, słuchając innych artystów, słuchałam najpierw muzyki, a później tekstu. Teraz przeważnie słucham całości, chociaż czasami tekst dociera do mnie pierwszy. Nie jest odseparowany, a słowa na pewno nie są mniej ważne.
To efekt procesu przechodzenia przez jakieś inspiracje?
Wydaje mi się, że tak. Zyskałam świadomość tego, co mi się podoba. Już wcześniej zwracałam uwagę na to, jaka i czyja poezja do mnie dociera, ale wiedziałam, że zanim sama zacznę pisać, muszę wyostrzyć zmysły, nauczyć się opisywać świat widzialny i niewidzialny po swojemu. Musiała się również pojawić chęć pisania i rozwijania tej umiejętności, poczucie, że tworzenie tekstów to nie jest tylko założony koncept, ale praca wymagająca dyscypliny, regularnego ćwiczenia – tak samo jak z muzyką. Katarzyna Nosowska mówi, że jej szuflada jest pełna tekstów. W ogóle by mnie to nie zdziwiło gdyby się okazało, że ta szuflada jest pokaźnych rozmiarów.
Ty z głębi swojej szuflady wyciągnęłaś coś na Equals? Coś, co obroniło się mimo upływu lat?
Taką piosenką jest „Kim”. To najmłodszy z tekstów, które znalazły się na płycie a najstarsza kompozycja. Od zawsze interesuje mnie temat kobiet, które podążały tą mało popularną ścieżką samoodkrywania i wyrażania się przez sztukę. Zastanawia mnie to, że niektóre z nich poległy w walce o wolność tej sztuki, przegrały w zderzeniu z rzeczywistością. „Kim” jest hołdem złożonym kobietom takim jak Sylvia Plath, Virginia Woolf, Zofia Stryjeńska. Jest też moją własną próbą skonfrontowania się z przeciwieństwami wynikającymi z oddania się twórczemu żywiołowi. Ogromna potrzeba podążania drogą w nieznane, odkrywanie siebie kawałek po kawałku, pytania o sens egzystencji zderzają się z kruchością świata materialnego. To piękne i przerażające zarazem.
Dla ciebie Equals jest początkiem eksplorowania takiej własnej przestrzeni czy bardziej posumowaniem dotychczasowych obserwacji swojej ścieżki?
Postrzegam ten album jako początek mojej drogi w nieznane. Uwielbiam przestrzeń, dlatego płyta zaczyna się rozmytym chórem i kończy rozpuszczeniem w kosmosie.
Spójna w recenzjach Equals jest opinia, że to materiał który się odkrywa, wydawnictwo nieoczywiste po pierwszym przesłuchaniu. Takich wrażeń sama szukasz w muzyce jako słuchacz?
Uwielbiam płyty, które się odkrywa i takie też chyba najdłużej ze mną zostają. Jako przykład podam Massive Attack czy Radiohead. Po pierwszym przesłuchaniu „Kid A”, pierwszego albumu Radiohead, który wpadł mi w ręce, nie wszystko do mnie dotarło. Kolejne spotkania z ich muzyką odkrywały przede mną głębsze warstwy ich magicznego świata. Nie była to więc miłość od pierwszego przesłuchania, bardziej coś w rodzaju długiej rozmowy z kimś, kto z minuty na minutę staje się dla ciebie coraz ważniejszy. Z Massive Attack było trochę inaczej, bo ich muzyka zrobiła na mnie piorunujące wrażenie od samego początku. Pamiętam moment, kiedy pierwszy raz usłyszałam „Unfinished Sympathy”. Pisałam pracę semestralną na studia: partyturę i ktoś włączył tę piosenkę w naszym pokoju w akademiku. Momentalnie powiedziałam partyturze: nara! (śmiech).
Jakie jeszcze albumy poszerzyły twoją wrażliwość muzyczną?
Miałam tak również z Tori Amos. Kiedy byłam w pierwszej klasie liceum mój nauczyciel angielskiego powiedział, że koniecznie muszę jej posłuchać, bo to jest bliskie mojej wrażliwości i dał mi kasetę z jej piosenkami. Świat Tori mnie zafascynował, jej gra na fortepianie, jej niesamowita wyobraźnia, głos, charyzma. To było dla mnie ciekawe, bo zdałam sobie sprawę, że takie podejście do muzyki interesowało mnie od kiedy zaczęłam grać, a potem komponować. Po latach poznałam jej dramatyczną historię. Wtedy zrozumiałam o czym śpiewa i dlaczego. Zrozumiałam, że sztuka może mieć właściwości transformujące. Muzyka wyciągnęła Tori z piekła. Spotkanie z jej twórczością uświadomiło mi również, że interesuje mnie spirytualna strona życia, eksplorowanie nieznanego i poruszanie się po przestrzeniach trudnych do opisania. Odkryłam, że ciekawsze jest to, co żyje między słowami, bo język niesie ze sobą pewne ograniczenia. Piękne jest również to, że pole do interpretacji tekstów, muzyki, sztuki w ogóle, jest nieograniczone.
Ty na Equals opowiadasz swoją historię?
Poniekąd tak. Na pewno nie w sposób bezpośredni. Zrozumiałam, że poezja jest piękną formą, w której można bawić się różnorodnymi kolorami, słowami i w której nie wszystko musi być dosłowne. Zrozumiałam też, że nie muszę i nie chcę być dosłowna.
Ta debiutancka płyta to efekt twoich dotychczasowych działań na różnych polach. W twoje doświadczenia wpisuje się też akademia muzyczna, którą ukończyłaś w klasie kompozycji i aranżacji. Jakie perspektywy rysowały się przed tobą i twoimi znajomymi, studentami muzyki – młodymi ludźmi, którzy już na pewnym etapie zadecydowali, że chcą poświęcić się sztuce – jeszcze na etapie akademickim? Słyszeliście od profesorów i osób dookoła pozytywne motywacje, co do waszej przyszłej pracy?
Szkoła to temat na długie rozmowy. Nikt nie stworzył jeszcze chyba takiej formuły, która byłaby mniej inwazyjna dla rozwoju jednostki. Byłoby wspaniale gdyby system był dostosowany do indywidualnych potrzeb. Tylko pojawia się pytanie, czy szkoła w ogóle ma taką rolę i czy powinna ją mieć? Może ma hartować, trzymać w ryzach każdego począwszy od tego bardziej „dostosowanego” skończywszy na tym, który radykalnie obchodzi się z zamachem na jego wolność? Nie wiem. Ja niemal przez wszystkie lata edukacji, dostawałam sygnały, że nie zrobię żadnej kariery, że nie nadaję się na muzyka, że nigdy nie będę śpiewać…
To jaką maksymę wyniosłaś dla siebie z tej szkoły?
Nie zastanawiałam się nad tym. Muzyka zawsze była dla mnie ważna, pojawiła się w moim życiu bardzo wcześnie. Moi rodzice są muzykami, w moim domu zawsze było mnóstwo różnorodnych gatunków i pewnie dlatego bardzo szybko zorientowałam się, że mam swój gust. Rozpiętość była duża, od Led Zeppelin, Michaela Jacksona po muzykę klasyczną, dlatego naprawdę miałam niemały wybór. Już w wieku trzech, czterech lat potrafiłam wymienić swoje ulubione zespoły. Muzyka więc zawsze była silnie obecna w moim życiu.
Jaką maksymę zostawiłabyś więc dla tych, którzy są na samym początku swojej artystycznej drogi?
Trzeba się uodpornić. Słuchanie innych nie jest dobrą drogą. Trzeba pamiętać o tym, że każdy ma swoją opinię, a ile jest ludzi na świecie, tyle jest punktów widzenia. Nie wierzę w to, że jedna osoba zupełnie z zewnątrz może przekreślić twoje marzenia. Jeżeli czujesz, że coś jest twoim powołaniem, to nikt z zewnątrz nie powinien mieć do tego wstępu – ta przestrzeń jest jak wewnętrzna świątynia z napisem „Intruzom Wstęp Wzbroniony”. Jako intruzów postrzegam ludzi, którzy mówią “Nie, to się nie uda, nie masz szans, jesteś nie dość dobry”. Komu to oceniać? Czy jest gdzieś to zapisane?
Pracowałaś już z wieloma silnymi osobowościami muzycznymi, jak Monika Brodka czy Artur Rojek. Inspiracje tymi postaciami słychać na Equals?
Trudno mi powiedzieć, bo nie mam dystansu. Na pewno to kim jestem teraz również jest wypadkową współpracy ze wspomnianymi artystami. Z Moniką pracowałam 10 lat i zjeździłam z nią kawał świata, to była dopiero przygoda (śmiech)… Myślę, że uświadomiłam sobie również, że to nie jest wymyślona, nierzeczywista bańka, ale ciężka praca.
Opowiesz coś o doświadczeniu, które dały ci te współprace?
Na pewno ogromnie się rozwinęłam. Nawet dzisiaj przypomniałam sobie swój pierwszy koncert z Moniką. Byłam bardzo zdenerwowana, miałam do dyspozycji Rhodesa i Korga. Dzisiaj wydaje mi się absurdalne, że mogłam się tym w ogóle martwić. Zakładam, że to z braku doświadczenia. W takich momentach można poczuć się jak w zamknięciu, nie ma się pełnej przyjemności z obcowania na scenie z innymi. Oczywiście kiedy materiał już się ogrywa, wychodzi się z tego kokonu i widzi się, że na scenie są też inni ludzie (śmiech). „Granda” osiągnęła sukces w parę miesięcy i zagraliśmy niezliczoną ilość koncertów, pamiętam taki rok, że przyjeżdżaliśmy do domu tylko na parę dni. To było ogromne doświadczenie, zdobycie pewności. Byłam świadkiem rodzącej się więzi między ludźmi, zrozumiałam jak się pracuje, a jak się nie pracuje. Taka współpraca to naprawdę studnia bez dna, z której można wiele wyciągnąć.
A jak jest z tą więzią, kiedy pisze się utwory dla innych? Jesteś twórczynią paru radiowych przebojów. Większość piosenek twojego autorstwa, które śpiewają inni, były piosenkami napisanymi dla siebie czy z myślą o konkretnych wykonawcach?
Różnie. Głównie to były zamówienia, w których ktoś prosił o konkretną piosenkę. Wtedy próbowałam wczuć się w osobę, która miała ją śpiewać. Ale zdarzyła mi się również kilka razy zupełnie inna sytuacja. Tak było na przykład z piosenką “Tafla” dla Edyty Górniak. Ona powstała dużo wcześniej, a Edyta zbierając materiał na płytę usłyszała ją w studiu u Bogdana Kondrackiego, po czym bardzo chciała umieścić ją na swoim albumie. Długo miałam poczucie, że to jest mój utwór i nikomu go nie dam. Ale Edyta ma dar perswazji (śmiech).
Co teraz jest ci potrzebne do pracy jako muzykowi?
Jeszcze jakiś czas temu miałam poczucie, że lubię pracować sama. I, że tworzenie jest jak przebywanie w świątyni. Nick Cave w wielu wywiadach opowiadał o tym, że przed wejściem do studia, które ma na strychu, zakłada garnitur. Ja też miałam takie poczucie, że wkraczam do jakiejś przestrzeni, w której jestem sama, w której coś rodzi się z nicości. Teraz trochę się to zmienia, bo mam dookoła siebie wspaniałych ludzi – bardzo otwartych, pochodzących z zupełnie różnych środowisk muzycznych, zawodowych. To jest niesamowicie twórcze, a z nimi naprawę chce się pracować! Widzę, że u mnie ta przestrzeń się otworzyła, mogę podzielić się pracą, nie wszystko jest tylko na moich barkach. Wcześniej było to dla mnie niewyobrażalne, co było paradoksem, bo pracowałam głównie w zespołach. Ta izolacja działała pewnie na zasadzie dopełnienia. Kiedy jesteś cały czas w trasie, głównie z tymi samymi ludźmi, to w pewnym momencie pojawia się pragnienie samotności.
Dzisiaj istotnym narzędziem pracy muzyka jest internet. Jak spoglądasz na to, co dzieje się wokół dyskusji dotyczącej prawa autorskiego w sieci? To dobry czas, żeby rozliczać ze swoich działalności portale streamingowe?
Niestety, mam wrażenie, choć oczywiście chciałabym się mylić, że jest już troszeczkę po zawodach. Mam tu na myśli uczciwe rozliczenie. Artyści nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, przespali moment pojawienia się platform streamingowych. Są teorie mówiące o tym, że owe portale nie powstały na potrzeby promowania muzyki w internecie, a w porozumieniu z udziałowcami największych wytwórni, którzy w zasadzie z dnia na dzień stali się beneficjentami „nowej ery”. Może był czas, żeby zareagować, wspólnie się wypowiedzieć w starciu z tym olbrzymem…? Z punktu widzenia słuchacza sytuacja wygląda zupełnie inaczej bo za 19,99 ma się dostęp do niezliczonej ilości katalogów i można je eksplorować beż żadnych ograniczeń. Ja natomiast, widząc, jak śladowy udział mają artyści w przychodach tych platform cały czas mam poczucie, że idzie to w niewłaściwą stronę.
Świadomość tej kwestii, to chyba ważny punkt w szerszej debacie nad problemem uczciwych relacji w sieci. Kończąc, chciałbym cię zapytać o to, co przed tobą. Jakie muzyczne marzenia masz teraz do zrealizowania?
Te marzenia się zmieniają. Nie ukrywam, że teraz chciałabym zagrać jak najwięcej koncertów w obecnym składzie. Chciałbym też móc grać za granicą, na przykład ponownie pojechać do Japonii i posiedzieć tam trochę dłużej, nigdy nie byłam jeszcze w Ameryce Południowej… Bardzo bym chciała, żeby muzyka pozwoliła mi i tam się znaleźć. To jest obecnie moje marzenie.
Pracujesz już też nad kolejnym albumem?
Zaczęłam już pisać piosenki na nową płytę. Teraz potrzebuję wykroić czas na zajęcie się tylko nią. Tak było w przypadku Equals i to rzeczywiście zadziałało. Jak ma się do albumu luźne podejście i perspektywę, że może on powstać kiedyś, w przyszłości, to jest się w bezpiecznej przystani. Decyzja, żeby podjąć trud pracy nad nim jest natomiast wypłynięciem na pełną wodę.