fot.: materiały prasowe Warner Music Poland
Victoria Georgieva, młoda wokalistka pochodząca z Bułgarii, choć ma opinię wschodzącej nadziei sceny popowej, jest na tej scenie już kilka lat. Zaczynała w X Factor Bulgaria, by potem w 2020 i 2021 roku dwukrotnie reprezentować swój kraj na konkursie Eurowizji. Teraz promuje najnowszy singiel „Sad girl summer (not again)”, a przy okazji rozprawia się z trudnymi emocjami i daje publiczności przesłanie – smutek można wytańczyć i poczuć się wolnym.
Cześć Victoria, jak się dziś czujesz?
Cześć, jestem bardzo podekscytowana, szczęśliwa i jednocześnie zmęczona. Wczoraj byłam na koncercie Bensona Boone’a w Warszawie. Poznałam go osobiście, porozmawiałam z nim i zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. To było spełnienie moich najskrytszych marzeń. Poza tym bardzo się cieszę, że jestem tutaj, w biurze Warner Music Poland. Dzieje się bardzo dużo rzeczy, za które jestem wdzięczna.
Przejdźmy do rozmowy o twojej twórczości. W najnowszym singlu „Sad girl summer (not again)” poruszasz delikatny temat – śpiewasz o procesie podnoszenia się po rozstaniu, przez które przechodziłaś.
Tak, przed sesją nagraniową w Sztokholmie byłam świeżo po rozstaniu. Czułam się przybita – nie chciałam nigdzie wychodzić, ale musiałam pracować. Poszłam do studia i na szczęście, za sprawą pierwszych akordów, które mój producent zagrał na pianinie, poczułam przypływ inspiracji. Przed spotkaniem w studio sporządziłam notatkę w telefonie, w której opisałam towarzyszące mi emocje. Sprawnie przekuliśmy je w piosenkę. Napisaliśmy ją w cztery godziny. Gdy skończyliśmy, przesłałam ją do mojej wytwórni Warner Music. Mieli zaplanowaną inną piosenkę jako singiel, ale „Sad girl summer (not again)” na tyle im się spodobała, że zmienili plany. Warunkiem było nagranie jej następnego dnia. Wiedziałam, że czeka nas dużo pracy i podołaliśmy. Do tej pory to jedna z moich ulubionych piosenek.
fot.: materiały prasowe Warner Music Poland
Wow! Cztery godziny to rzeczywiście szybko. Ile czasu zwykle zajmuje ci pisanie piosenek?
Dużo zależy od atmosfery, jaka panuje w trakcie sesji. Czasami przychodzisz do studia z ogromną nadzieją. Myślisz, że napiszesz piosenkę bardzo szybko, bo masz w głowie konkretną wizję. Niestety, to nie działa w ten sposób i często jest uzależnione od samopoczucia innych. Jeśli ktoś czuje się przybity, za wiele nie zdziałasz, sesja nie przebiegnie zgodnie z twoimi oczekiwaniami. W większości przypadków piszemy piosenkę w trakcie jednej sesji i kończymy w trakcie drugiej. Jeśli czujemy, że dany utwór ma potencjał, dążymy do tego, by od razu przygotować solidny materiał na demo, które później nagrywamy. Napisanie piosenki w cztery godziny nie zdarza się często – praca nad „Sad girl summer” była jedną z najszybszych.
Jakie emocje dają ci energię do tworzenia? Radość, smutek? A może konkretne wydarzenia lub miejsca mają w tym swój udział?
Victoria: W większości przypadków inspirację do pisania czerpię z emocji i sytuacji, przez które przechodzę, ze wspomnień również. Obecnie staram się być bardziej otwarta i czerpać wenę nie tylko z osobistych doświadczeń. Na pewno najlepsze utwory napisałam w czasie, w których czułam się przygnębiona. Gdy jestem smutna, piszę najlepsze piosenki. Gdy jestem wesoła, już nie wychodzi mi to tak dobrze. Najbardziej radosną piosenką, jaką kiedykolwiek napisałam, jest „Bloom”, czyli utwór, który opowiada o miłości do samej siebie. Większość moich piosenek jest zdecydowanie smutna, bo przechodzę przez takie wydarzenia. Ale dzięki temu moja sztuka zmierza w kierunku, który mi się podoba.
W teledysku do „Sad girl summer (not again)” zdecydowałaś się na ciekawy koncept – jazda samochodem z szyberdachem kojarzy się z ucieleśnieniem wolności. Twój singiel również o wolności opowiada, a dokładniej – o uwolnieniu się z relacji.
Victoria: Pomysł na teledysk pojawił się w momencie, w którym nie miałam gotowego tekstu do piosenki. Pytanie, czy chcę kolejnego “sad girl summer” to jedno z kluczowych, które sobie zadałam. Zapytałam siebie, czy chcę ponownie przechodzić przez te emocje, czy raczej pozwolić im odejść i być szczęśliwa. Śpiewam „To dance him off”, pod czym kryje się „wytańcz z siebie emocje poprzez wolność”. W relacji, w której byłam, nie czułam się wolna. Po jej zakończeniu zrozumiałam, że potrzebuję czuć się wolna zarówno jako kobieta, jak i jako artystka. Dlatego wspólnie z reżyserką, która również ma na imię Victoria, zdecydowałyśmy, że wolność uczynimy głównym tematem wizualizacji.
Wspominałaś o koncercie Bensona Boone’a, na którym wczoraj byłaś. Czy ten artysta cię inspiruje? W jakich innych dziedzinach sztuki odnajdujesz inspirację?
Bardzo lubię twórczość Bensona Boone’a. Dwa lata temu, w dniu, w którym odszedł mój tata, odkryłam piosenkę „In the stars”, która dosłownie wyskoczyła z mojego Spotify. Benson napisał ją ku pamięci swojej babci. Potraktowałam to jako znak i od tamtego momentu zaczęłam go słuchać. Inspiruje mnie również Billie Eilish. Czuję z nią więź nie jako artystka, bo tworzy zdecydowanie inną muzykę od mojej, ale jako człowiek. Widzę, w jaki sposób myśli i odnajduję siebie w niej. Na co dzień nie słucham popu i muzyki najbardziej rozpoznawalnych artystów. Raczej kieruję uwagę ku muzyce vintage, np. disco czy funk. Na playliście na Spotify mam blisko 4 tysiące utworów, więc nie przytoczę ci konkretnych nazwisk. Lubię odkrywać muzykę, która jeszcze nie jest znana. Bardzo lubię twórczość zespołu Jungle. Oczywiście, czerpię inspirację również z innych dziedzin sztuki, np. filmów, malarstwa oraz z dźwięków płynących z otoczenia. Dlatego często mam pod ręką telefon, żeby je nagrać.
Cieszę się, że pojawił się wątek o Billie Eilish. Gdy sprawdzałam informacje o twojej twórczości, natrafiłam na porównania twojej muzyki do muzyki Billie. Być może to za sprawą nastrojowości. Niektóre piosenki brzmią dream-popowo, inne niesie taneczny bit, jeszcze inne są dość mroczne.
Masz rację – słuchacze wielokrotnie porównywali mnie do Billie, zwłaszcza przy okazji Eurowizji. Myślę jednak, że ta era dobiegła końca. Ludzie mieszkający w państwie tak małym, jak Bułgaria, słuchają głównie rodzimej muzyki, która odbiega od tego, co znajduje się w głównym nurcie. Jeśli próbujesz być inna i tworzyć po swojemu, będą próbowali cię zaszufladkować. Zanim słuchacze porównywali mnie z Billie, nawiązywali do Adele. Nie lubię porównań i nie próbuję nikogo kopiować. Poprzez muzykę wyrażam to, w jaki sposób ją czuję. Zależy mi, by słuchacze rozpoznawali mnie jako Victorię. Mój styl muzyczny cechują trzy elementy które bardzo lubię i uważam je za symptomatyczne dla mojej twórczości. Pierwszym są harmonie i chórki. Mam nawet tatuaż z napisem „harmony”, który nawiązuje do tego, co tworzę. Drugim są instrumenty smyczkowe i pianino, które sprawiają, że piosenki brzmią bardziej filmowo. Trzecim wyróżnikiem jest dark bass.
Za tobą premiera kolejnego singla, a co przed tobą? Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?
Chciałabym wydać pierwszą, pełnowymiarową płytę i pojechać w trasę koncertową. Chciałabym stać się bardziej rozpoznawalna dla słuchaczy z innych krajów za sprawą muzyki, którą tworzę. Zawsze staram się umieszczać w niej przesłanie i tym sposobem budować więź z odbiorcami. Marzę też o graniu na wielkich scenach i współpracy z takimi artystami jak Benson Boon oraz poznaniu ludzi podobnych do niego.
Życzę ci powodzenia w ich spełnianiu. Czy wiesz już, kiedy album się ukaże?
Mam w zanadrzu kilka piosenek, które nie są jeszcze wydane i które z chęcią umieściłabym na płycie. Jeśli nie uda mi się wydać albumu w przyszłym roku, z pewnością ukaże się EPka. Kiedy o tym myślę, już się cieszę – to będzie spełnienie jednego z moich większych marzeń.
fot.: materiały prasowe Warner Music Poland