Mery Spolsky na polskiej scenie muzycznej pojawiła się całkiem niedawno, a to wszystko za sprawą hitu “Miło było pana poznać”, który porwał serca słuchaczy. Już po tym utworze wiedzieliśmy, że jest to artystka, którą stać na wiele. Bez zarzutów zdała test debiutantki, natomiast nad jej drugim albumem wisiał spory znak zapytania. Czy “Dekalog Spolsky” powtórzy sukces pierwszego wydawnictwa? My już znamy odpowiedź i jest ona twierdząca. Nie tylko dobrze słucha się tego albumu, ale dodatkowo totalnie pochłania się go podczas koncertów na żywo. W trakcie poznańskiego koncertu Mery Spolsky przekazała nam 10 przykazań, których z zaciekawieniem wysłuchaliśmy.
Na samym początku warto dodać, że organizowany przez All in Poznań koncert artystki był całkowicie wyprzedany. To oznacza, że pękający w szwach klub Blue Note rozgrzewał się przy supporcie, którym był zespół Rat Kru, w niecierpliwym oczekiwaniu na gwiazdę wieczoru. Mówiąc niecierpliwym, naprawdę mamy to na myśli, ponieważ tłum wielokrotnie, nawet podczas grania chłopaków, skandował pseudonim artystki. Z jednej strony, było to dość niemiłe zachowanie, ale patrząc na to z innej perspektywy – to tylko utwierdza nas w przekonaniu, jak bardzo spragnieni tego koncertu byli zgromadzeni słuchacze.
Gdy Mery Spolsky w końcu pojawiła się na deskach Blue Note publika oszalała. To było już wiadome od samego początku, że ten koncert pozostanie głęboko w pamięci zarówno naszej, jak i samej artystki. Cały występ bardzo nawiązywał do promowanego w tym czasie albumu “Dekalog Spolsky”, pomiędzy utworami mogliśmy usłyszeć podzielone na kilka części przykazania, które były przerywnikami i chwilą oddechu dla Mery.
Oczywiście artystka zaserwowała słuchaczom swoje największe hity, nie tylko z najnowszego albumu. Fani oddając swoją wdzięczność zorganizowali kilka akcji, które wywołały na twarzy Mery ogromny uśmiech. Dodatkowo, w trakcie piosenki “Bigotka”, poszczególne osoby przebrały się w stroje z teledysku! Wow. Ten fandom naprawdę się angażuje. Takich fanów niejeden artysta może pozazdrościć.
Mery Spolsky nie jest artystką, która wchodzi na scenie i wykonuje “piosenki”, ona wchodzi w interakcje z publicznością, opowiada historię oraz zagrzewa do wspólnej zabawy. Jest taka jedna prawda na temat koncertów – jeśli one się ciągną i ciągle spoglądamy na zegarek, to nie jest to dobre show, natomiast jeśli nagle słyszymy, że to już ostatnia piosenka i ze zdziwieniem zerkamy na godzinę – to ten znak, który mówi, że to był świetny koncert. Te słowa idealnie sprawdzają się w przypadku tego przystanku z trasy “Dekolog Spolsky”, czas koncertu minął w mgnieniu oka. Na scenie nie było super efektów, tancerzy ani innych atrakcji, była po prostu Mery ze swoim sprzętem i gitarzystą/producentem, a wspólnie udowodnili, że niewiele trzeba, by zostać dobrze zapamiętanym. Trzeba po prostu być autentycznym artystą.