Fot. Materiały Prasowe
W ten piątek ukazał się 10 (!) już album studyjny w karierze tej wielokrotnie nagradzanej amerykańskiej artystki. Myślę, że nikomu specjalnie nie trzeba jej przestawiać. Przez kilkanaście lat zdążyła wyrobić o sobie bardzo dobre zdanie i zdobyć wielu fanów na całym świecie oraz bardzo mocną pozycję na rynku muzycznym. I jest to w pełni zasłużone, gdyż wokalistka ma talent. Była wielokrotnie nagradzana, zdobyła aż 11 nagród Grammy oraz 23 nagrody Billboard Music Awards i na pewno nie są to ostatnie w jej muzycznym dorobku.
“Meet me at midnight” (“Spotkaj(cie) mnie o północy”). Tą frazą, obecną w różnym mediach społecznościowych artystki, zapowiadany był nadchodzący album. Towarzyszył jej, odliczający czas do premiery, zegar. Tracklista płyty była ujawniana przez Taylor Swift stopniowo, w losowej kolejności, w serii krótkich filmików na TikToku. Na całość płyty składa się 13 utworów, określanych przez wokalistkę jako “historie 13 nieprzespanych nocy rozrzuconych w ciągu mojego życia”. To muzyczna podróż przez nocne strachy i słodkie sny.
Pierwszą piosenką na albumie jest Laveder Haze, jeden z moich faworytów na tym krążku. Utwór rozpoczynający się słowami “Meet me at midnight” wprowadza nas w nocny świat Taylor. Bardzo mi się podoba warstwa muzyczna tej piosenki, która momentalnie wpada w ucho. Ciekawa jest geneza jej tytułu, która została zaczerpnięta z serialu muzycznego “Mad Men”. Artystka wyjaśniła, że sprawdziła co oznacza to wyrażenie i okazało się, że było to powszechne wyrażenie używane w latach 50-tych, które opisywało bycie zakochanym. Bycie w “lawendowej mgiełce” oznaczało bycie w “tym wszechogarniającym blasku miłości” i jak wokalistka przyznała, pomyślała, że to było naprawdę piękne.
Na płycie znajdziemy też utwór Anti-Hero, któremu towarzyszy, wydany w dniu premiery “Midnights” teledysk, wyreżyserowany przez artystkę. Jest on bardzo pomysłowy, pojawiają się w nim dwie Taylor Swift, które wchodzą ze sobą w interakcje i prowadzą rozmowy. Skojarzył mi się z Alicją w Krainie Czarów, gdyż w pewnym momencie pojawia się artystka większych rozmiarów niż normalny człowiek, sięgająca po malutki widelec i równie małą butelkę. Taylor przyznała, że jest to jeden z jej ulubionych utworów, jaki kiedykolwiek napisała. W filmiku opowiadającym o tej piosence powiedziała, że nigdy wcześniej nie była tak szczera jeśli chodzi o to, w czym czuje się niepewnie.
“Jest to prawdziwa wycieczka z przewodnikiem po wszystkim tym, czego w sobie nienawidzę. Wszyscy w sobie czegoś nienawidzimy. Utwór jest o tym czego w sobie nie lubimy i o tym co lubimy i z czym musimy sobie radzić i z czym musimy się pogodzić. Bardzo lubię ten utwór, ponieważ jest naprawdę szczery.”
Warto zwrócić uwagę na jedyną na płycie kolaborację, piosenkę Snow On The Beach, napisaną i wykonaną razem z Laną Del Rey. Utwór bardzo spokojny, w którym wyraźnie zaznacza się obecność powyższej artystki, kojarzonej raczej właśnie z takimi wolniejszymi i bardziej melancholijnymi utworami. W Snow On The Beach głosy obu artystek są w harmonii, idealnie do siebie pasując i się uzupełniając. Taylor Swift opowiedziała na Instagramie, że utwór ten jest o sytuacji, kiedy zakochujesz się w osobie w tym samym czasie, kiedy ona zakochuje się w tobie. I zaczynasz się wtedy zastanawiać czy to jest prawdziwe, czy może to jest sen, czy to naprawdę się dzieje. Zupełnie jakby się ujrzało śnieg padający na plaży. Stąd też pochodzi tytuł tego utworu. A o pracy nad nim z Laną Del Rey artystka tak się wypowiedziała:
„Fakt, że mogę istnieć w tym samym czasie co ona, jest zaszczytem i przywilejem. A fakt, że była tak hojna, by współpracować z nami przy tej piosence, jest czymś, za co będę wdzięczna do końca życia. Absolutnie ją kocham”.
Przyznam, że im więcej słucham tego albumu, tym bardziej mi się podoba. Taylor naprawdę ma talent i mało jest takich artystek jak ona. Ciekawostką jest, że po wypuszczeniu tego albumu o północy, o trzeciej nad razem pojawiła się rozszerzona wersja tej płyty “Midnights (3am Edition)” zawierająca dodatkowe 7 utworów, nazywane przez Taylor “utworami 3 nad ranem”. Artystka sprawiła tym niespodziankę swoim fanom. “Midnights” jest określany przez nią jako kompletny album koncepcyjny z 13 piosenkami, które go tworzą, formującymi pełny obraz “intensywności tej tajemniczej, szalonej godziny”. Jednakże podczas tworzenia utworów na ten album, w poszukiwaniu tej “magicznej trzynastki”, powstały też inne, które zostały zawarte na rozszerzonej wersji “Midnights (3am Edition)”.
Może teraz, kiedy jest po temu kolejna okazja, Taylor Swift w końcu odwiedzi nasz kraj i będzie można posłuchać jej twórczości na żywo. Trzymajmy za to kciuki! A na tę chwilę nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do odbycia muzycznej podróży przez nocne strachy i słodkie sny Taylor.