NewsroomRecenzje

Przebojowa nadzieja świata muzyki pop – recenzja albumu Sabriny Carpenter

Sabrina Carpenter to dziewczyna ciężko pracująca na swój sukces. Jedną nogą aktorka, drugą piosenkarka, od ponad 10 lat na scenie i ekranie. To też jedna z artystek, które towarzyszyły Taylor Swift jako suport na jej kończącej się już trasie The Eras Tour. Dołączyła do tego grona, na azjatyckiej części trasy, gdzie prezentowała swój nadchodzący album Short n’ Sweet oraz starsze przeboje. Sabrina nie jest nowa na scenie muzycznej, ale supportowanie starszej koleżanki niezaprzeczalnie pomogło jej dotrzeć do jeszcze większej widowni, co korzystnie zadziałało na jej wizerunek w 2024 roku. Wcześniej jeździła również jako support m.in. Ariany Grande. Co jeszcze ciekawego znajdziemy na jej nowym albumie?

Zanim zaczniemy, warto szybko nakreślić sobie jej sylwetkę. Swój pierwszy album wydała w 2015 roku mając wówczas zaledwie 15 lat! Od tego momentu zdaje się utrzymywać w swojej, popowej stylistyce. Nie jest nowa na scenie muzycznej, chociaż na swoją obecną popularność musiała długo pracować. Zaczynała jako aktorka i miała też swoją rolę w erze Disney Channel (nieco mniej znany w Polsce Dziewczyna poznaje świat). Pierwszy, debiutancki album Eyes Wide Open raczej nie odbił się szerokim echem wśród ogólnoświatowej publiczności. Na szerokie wody zaczęła wkraczać dopiero ze swoim kolejnym dzieckiem, czyli EVOlution w 2016 roku. Wówczas usłyszałam o niej po raz pierwszy i jako jej pierwszy duży hit kojarzę przebój Thumbs, który przykładowo – na platformie Spotify, dał jej pierwsze ogromne sukcesy – aż 300 mln odtworzeń (na ten moment). Sporą popularnością cieszyły się też utwory takie jak On Purporse, Shadows, Run And Hide czy All We Have Is Love, jednak tutaj mamy do czynienia ze znacznie mniejszymi (lecz jednak nadal sporymi) liczbami w przedziale 10-50 milionów.

Kolejne wydawnictwa to dwie epki czyli wydane kolejno w 2018 i 2019 roku Singular Act I i Singular Act II. Dwa największe przeboje to Sue Me i Looking at Me. Coś czego Sabrinie nie można odmówić, to ogrom pracy, który wkłada w kreowanie swojej twórczości. Często wykorzystuje w nich swoje realne doświadczenia, tak jak w Sue Me, gdzie podobnie jak koleżanka Taylor miała problemy z kontraktem, wykorzystywaniem muzyki i prawami do niej. Na przestrzeni prawie 10 lat kariery, wydanie 4 albumów (a w zasadzie 5 czy nawet 6, jeśli liczyć wspomniane epki jako jeden album). Największym echem odbił się przedostatni album, z którym już zdecydowanie obecnie 25-cio latka wypłynęła na szerokie i międzynarodowe wody. Przeboje takie jak Nonesense, Read Your Mind, emails i can’t send, Vicious czy because i liked a boy to wielomilionowe hity, które królowały na social mediach i TikToku.

Najnowszy album Short n’ Sweet to stricte popowy majstersztyk. Na wskroś tytułowi wcale nie taki krótki, a wręcz raczej jak na obecne standardy klasyczny. 12 utworów, z czego dwa ogromne przeboje, które myślę, że obecnie zna pół świata, bo przewijały się we wszelkich radiostacjach, a jeszcze mocniej na TikToku i innych platformach. Na początku było to Espresso, które mocno królowało również w polskich radiostacjach i było jednym z największych hitów tego lata. O dziwo, wyszło jako wcześniej niż drugi singiel Please, Please Please, a mam nieodparte wrażenie, że zyskało znacznie większy rozgłos. W tym drugim, bezlitośnie rozlicza się z tematem niewygodnej miłości i chłopięcej głupoty. Odważnie stawia tam twierdzenia i nie szczędzi gorzkich słów, w tym również tych niecenzuralnych. Jednak w tym wszystkim, robi to tak delikatnie i uroczo, że słuchając tego nie da się nie uśmiechnąć po nosem. Najnowszy signiel promujący album tuż po premierze – to Taste, gdzie w teledysku gościnnie wystąpiła również młoda gwiazda filmowa, Jenna Ortega (znana między innymi z roli tytułowej Wednesday Netflixowego hitu).

Co jeszcze znajdziemy na Short n’ Sweet? Dużo popu, który śmiało może konkurować o wiele statuetek na galach w przyszłym roku. Mamy tutaj chociaż świetne Good Gracious czy Sharpest Tool. Ta pierwsza, również kąśliwa i niecenzuralna, opowiada historie miłosną, jak zresztą większość utworów na tym albumie. Moim zdaniem, najciekawszym jednak kąskiem i pstryczkiem w nos swojego byłego jest wspomniane Sharpest Tool i genialne Coincidence. Ta pierwsza to delikatna ballada z plumkającą w tle gitarką, rozlicza się z przeszłością i nieprzegadanymi tematami w związku. Coincidence romansuje z kłamstwami i przypadkami udowadniając, że my kobiety wcale nie jesteśmy tak głupie jak często nasi ex myślą i wiemy więcej, niż im się wydaje. Mocno rozrywającym serce utworem jest również Dumb & Poetic. W krótkiej, bo 2-minutowej balladzie bezlitośnie opisuje historię lekkodusznego i romantycznego partnera i przyznaje, jak sama się na to nabrała. Wyjątkowy utwór bez bridge’a, ale absolutnie go tu nie brak, bo wszystko co konieczne zostało tam zawarte w istniejącym tekście. Kolejny, Slim Pickins – to zaskakująco lekki utwór z zaczepnymi korzeniami country, gdzie Sabrina rozlicza się z własnymi – niekoniecznie dobrymi – wyborami.

Albumu słucha się przyjemnie i mimo, że jest on mocno popowy, to jest też przy tym mocno różnorodny. Przy każdym kolejny przesłuchaniu, zyskuje coraz bardziej. Na szczególne zauważenie zasługuje tu storytelling Sabriny, który jest naprawdę ciekawy i bardzo łatwo utożsamić się z tymi tekstami. Mimo, że większość z nich (jak nie wszystkie) traktują o historiach miłosnych, to są przy tym tak różnorodne, że uznaję to za kawał dobrego materiału. Nie ma tu monotonii. Nie pierwszy raz Sabrina dowozi zarówno tekstowo jak i brzmieniowo. Jeśli Short n’ Sweet jest dla Was za krótkie i czujecie niedosyt, to bardzo polecam Wam sięgnąć głębiej do jej twórczości i zanurzyć się w emails i can’t send, Singular Acts czy nawet pozornie już stare EVOlution. Każdy z tym albumów to nowa historia, cały czas jednak mocno przebojowa i chwytliwa – myślę, że się nie zawiedziecie. A samo Sn’S na pewno wyląduje w mojej topce albumów na ten rok.