
Płyta Ewy Farnej była bardzo wyczekiwana już od dłuższego czasu. Nic w tym dziwnego, bo poprzedni album artystki ukazał się aż 7 lat temu. Nie mam jednak wątpliwości, że warto było trochę dłużej poczekać.
Ewa Farna to moja pierwsza muzyczna idolka i myślę, że to w dużej mierze ona wpłynęła na moją miłość do muzyki. Dokładnie pamiętam moment, gdy po raz pierwszy jadąc w samochodzie, usłyszałam utwór “La La Laj”. Od tamtej chwili mogę śmiało nazywać się fanką Ewy. Dlatego ta premiera cieszy mnie tym bardziej i jest w pewnym sensie powrotem do muzyki, której słuchałam kiedyś. Tylko w pewnym sensie, bo artystka przez te kilka lat również bardzo się zmieniła muzycznie, ale nie tylko, co idealnie udało jej się ukazać na krążku.
Myślę, że rozważania na temat “Umami” warto zacząć od samego tytułu. Ciekawe jest to, że artystka wybrała go jeszcze przed ukończeniem jakiejkolwiek piosenki na tę płytę.
“Dla każdego UMAMI w życiu może być czymś innym – dla mnie stało się nim macierzyństwo, które wzbogaciło moje wcześniej też smaczne i szczęśliwe życie, jednak teraz to jeszcze jeden krok naprzód, następny poziom.”
Pierwszym i chyba najgłośniejszym singlem z płyty było “Ciało”. Utwór ten jest bardzo energiczny, a jego melodia bardzo mocno zapada w pamięć, tak, że można go nucić cały dzień. Jego rozgłos wynikał jednak głównie z tematyki zawartej w bardzo szczerym tekście, jak i teledysku. Ewa Farna poruszyła w nim temat body positive. Mnie bardzo podobał się sposób ukazania akceptacji swojego ciała w teledysku. Wystąpiło w nim kilka kobiet, które Ewa podziwia za wielką odwagę i pewność siebie, mimo tego, że różne doświadczenia zostawiły ślady na ich ciałach. Wydaje mi się, że w obecnych czasach takie projekty są bardzo potrzebne i naprawdę wpływają pozytywnie na samoocenę niektórych osób.
Z kolei jednym z moich ulubionych utworów z “Umami” jest “Wersja 2.0”. Jest to początkowo bardzo spokojny i subtelny utwór z pianinem w tle. Jest bardzo melodyjny, jednak w refrenie głos Ewy całkowicie uwalnia swoją moc. Bardzo lubię w nim taki sentymentalny, nieco melancholijny nastrój. Idealnie pasuje on do warstwy tekstowej, Ewa opowiada w nim o powrocie do siebie sprzed lat, gdy była jeszcze dzieckiem. Ten numer warto przesłuchać wraz z teledyskiem, który jak na razie jest moim wizualnym faworytem.
Uwagę zwraca na siebie też “Mała czarna”. Utwór zdecydowanie ma w sobie coś z rocka, ale można tam też usłyszeć dźwięki akustycznej gitary. Jest też z pewnością jednym z najlepiej napisanych tekstów, a przy jego stworzeniu pracowała Magdalena Wójcik.
Utwór “Luz” i “Szalona” mnie zaskoczyły i to bardzo pozytywnie. Na tych utworach artystka zabiera nas w muzyczną podróż zahaczającą o R&B i soul, co wyszło naprawdę dobrze. Ich dużym atutem jest też sam wokal Ewy, który wypadł genialnie.
Największym zaskoczeniem jednak okazał się dla mnie utwór “Smutna piosenka”, który jest duetem z Krzysztofem Zalewskim. Podejrzewałam, że na płycie pojawi się jakiś gość, ale muszę przyznać, że zupełnie nie spodziewałam się na tym krążku głosu Krzysztofa. Dodatkowo autorką tekstu “Smutnej piosenki” jest Mery Spolsky. Przy takiej współpracy sukces był gwarantowany i myślę, że utwór ten będzie kolejnym singlem promującym płytę. Jest to chyba jeden z bardziej emocjonalnych momentów na płycie, a dwa silne głosy idealnie do niego pasują. Utwór nie jest w klimacie “Cicho”, czy “Ewakuacji”, ale myślę, że osoby tęskniące za siłą głosu artystki będą zadowolone.
Nie mogę też nie wspomnieć o intro, czyli “Umami”, które skradło moje serce. Ma ono niesamowity klimat, od razu przysunęło mi na myśl bajkę “Król lew”. Myślę, że to za sprawą chóru gospel, który przez całe intro towarzyszył Ewie. Za to ostatni numer jest chyba najbardziej wzruszający, bo jest skierowany do dziecka artystki. “Umamy (korzenie i skrzydła)” to najsubtelniejszy utwór z całej płyty. Głos Ewy jest w nim bardzo ciepły, spokojny tak jak i linia melodyczna. Jest on idealnym zakończeniem płyty z pięknym przesłaniem.
Płyta Ewy Farnej jest bardzo różnorodna, co może niektórym przeszkadzać. Dla mnie jednak jest to duży plus, bo artystka pokazała swoje różne strony, możliwości i też to jak zmieniła się na przestrzeni lat i jak zmienił się jej gust muzyczny. Czuję też, że jest to najprawdziwsza i najbardziej zgodna z Farną płyta, która faktycznie opowiada jakąś historię. W końcu teraz artystka miała o wiele większy wpływ na to, jaka będzie ta płyta. Poprzednie albumy artystki powstały właściwie wtedy, gdy była jeszcze dzieckiem. Wydaje mi się, że jedynym z większych zalet płyty jest warstwą liryczną. Teksty poruszają naprawdę wiele ważnych tematów i bardzo się cieszę, że artystka podzieliła się swoimi przemyśleniami na ich temat. Myślę, że na żadnej innej płycie nie mieliśmy szansy aż tak dobrze poznać Ewy Farnej.
Podsumowując myślę, że „UMAMI” to bardzo dobry powrót artystki. Pozostała ona nadal w klimacie swoich dawniejszych utworów, ale na tym albumie zdecydowanie słychać duży rozwój na wielu płaszczyznach. Mimo, że moje upodobania muzyczne zmieniły się od czasu, gdy słuchałam Ewy praktycznie cały czas, to na tej płycie odnalazłam kilka numerów, do których będę chętnie wracać.