OS.SO w rozmowie z WLKM.pl: “Kreatywność to jeden z tych odcieni mojej osobowości, który nigdy nie znika”
Fot. Magdalena Hałas
Urzeka swoją dojrzałością i magią, którą jest w stanie częstować słuchaczy dzięki swojej twórczości. Jej debiutancki album “Lethe” brzmi jak bardzo przemyślana kompozycja, która absolutnie nie ukazała się światłu dziennemu przypadkiem. To jedna z tych płyt, przy której będzie się miło spędzało wieczory, a jednocześnie z chęcią poczeka się na jej następcę, czy też kontynuację. Miałam przyjemność porozmawiać z OS.SO o procesie powstawania tego działa, jak o innych tematach, które są ważne dla każdego artysty.
Jak się obecnie czujesz jako artystka, która wydała na świat swoje dziecko w postaci pełnogrającej, studyjnej płyty?
Cieszę się, że udało mi się zamknąć w formie płyty pewną muzyczną opowieść i mogę przejść do pracy nad inną dźwiękową historią. Mam też wrażenie, że pełnowymiarowy album to coś, co w dzisiejszym świecie jednocześnie: straciło na wartości i zyskało status czegoś wyjątkowego. Z jednej strony wydanie płyty nie jest już ważnym wydarzeniem – ukazuje się zbyt wiele muzyki, żeby każdy album mógł się przebić do świadomości szerszej publiczności czy mediów, z drugiej, coraz mniej osób decyduje się na tworzenie muzyki w formie albumu, bo platformy streamingowe preferują politykę singlową i artyści podążają za tym trendem. I w tym sensie wydanie albumu jest nietypowym posunięciem.
Co było dla Ciebie największym wyzwaniem przy tworzeniu tego krążka?
Znalezienie swobodnej przestrzeni na działanie, na skupienie się tylko na albumie. Zawodowe zajmowanie się muzyką to wymagające zajęcie, niejednokrotnie trzeba dzielić uwagę między różne projekty. A że lubię pilnować każdego z etapów powstawania swojej muzyki, od kompozycji, po okładki singli i teledyski, muzyczne uniwersum chce mnie zwykle pochłonąć i nie pozwala rozmieniać się na drobne (śmiech). Co stoi w sprzeczności z moimi codziennymi działaniami, pracą jako songwriterka i producentka muzyki dla innych artystów.
Czy kreatywność bywa dla Ciebie problemem? Inspirujesz się niemal wszystkich co Cię otacza – zarówno dźwiękiem rzeki, jak i wyciem psa. Czy w takim razie bywają u Ciebie dni pozbawione weny twórczej?
Nie, kreatywność to jeden z tych odcieni mojej osobowości, który nigdy nie znika, chyba że jestem kompletnie przebodźcowana i mam ochotę tylko na sen. Ale to jedyne momenty, kiedy mój mózg nie wymyśla różnych dziwactw (śmiech). Pytanie o to, co mnie inspiruje, jest jednym z najtrudniejszych, bo nie jestem w stanie przewidzieć, co wyzwoli we mnie proces twórczy. Ta świadomość bywa frustrująca, znakomicie byłoby mieć jedną receptę na kreatywność, ale w moim przypadku potrafi zadziałać mnóstwo czynników. Filozoficzny stosunek do życia, tak określiłabym filtr, którym patrzę na rzeczywistość i to on zmusza mnie do nieustannych poszukiwań.
A czy masz sprawdzony przepis na pobudzenie w sobie kreatywności?
Wyciszenie zbędnych bodźców. Jeśli w głowie nie mam pustej przestrzeni, kreatywne rozwiązania nie mają dla siebie zbyt wiele miejsca, żeby rozkwitnąć. Według mnie nie ma lepszego sposobu na kreatywność niż… nuda, którą rozumiem jako zanurzanie się w przekazie, płynącym we własnej głowie. Jeśli to miejsce jest ciągle zagłuszone przez wszystko wokół, trudno usłyszeć szum strumienia wyobraźni.
Ale prawdopodobnie – jeśli kreatywność nie jest czyjąś predyspozycją, którą czasem chętnie by się wyłączyło – powyższy przepis nie jest złotym środkiem na pobudzenie wyobraźni. Z mojej perspektywy nieustanna potrzeba tworzenia bywa bardzo męcząca i raczej szukałabym sposobów na jej czasowe wyciszenie (śmiech).
Który utwór z płyty jest Ci najbliższy?
Bliski jest mi każdy z utworów z „Lethe”, w przeciwieństwie do słuchaczy, którzy stykają się już z gotową piosenką, moja percepcja własnej muzyki jest rozszerzona o doświadczenie poprzedzające komponowanie (inspiracje), proces tworzenia, czas spędzony w studio, wymyślanie teledysku. Nie chciałabym wykonywać muzyki, z którą nie jestem w związana emocjonalnie.
Mój stosunek do „Lethe” zmienia się w zależności od pory roku, nastroju, życiowych doświadczeń. Raz zapętlam sobie fragment „Nautycznego świtu” – „nie martw się, jeszcze będą powody, ale dziś nie ten dzień”, innym razem wtapiam się w solo na fretlessie w „Opowieści na dobranoc”. Mam nadzieję, że słuchacze również odnajdują w tej muzyce różne odcienie i nastroje.
Przy tworzeniu tej płyty zadbałaś nie tylko o warstwę muzyczną, ale również starałaś się, by wersja fizyczna albumu była jak najbardziej ekologiczna. Czy życie w zgodzie z naturą jest dla Ciebie istotnym elementem?
Tak, choć wobec swojego trybu życia nie użyłabym określenia „w zgodzie z naturą”, bo w moim odczuciu w wielkomiejskiej przestrzeni nie istnieje taki sposób funkcjonowania. W zasadzie niewiele rzeczy, które robimy na co dzień, ma coś wspólnego z naturą, jeśli rozumieć ją jako pewien porządek, niezależny od ludzkich działań (na przykład cykl pór roku). Jedyna chwila, kiedy czuję, że faktycznie wtapiam się w pewien naturalny cykl, to górskie podróże – wstaję przed świtem, kończę dzień z zachodem słońca, jestem całkowicie uzależniona od swojego ciała, pogody i otoczenia.
A w życiu i twórczości kieruję się empatią – chciałabym obudzić się w świecie gatunkowej równości, powszechnie dostrzeganej ciągłości między działaniami w teraźniejszości a przyszłością. Dla swojej muzyki wybrałam możliwie najbardziej ekologiczną formę fizyczną – z nielakierowanego papieru (oprócz samej płyty CD), nie interesuje mnie kupowanie nowych kostiumów na każdy koncert, ani jednorazowość przedmiotów.
Może to drobnostki, ale jestem zwolenniczką oddolnych inicjatyw, przekonaną o tym, że mimo wielkiej polityki, na którą nie mamy wpływu, codzienne, odpowiednie wybory mają sens – mówiąc językiem biznesu – bez popytu na dany produkt, nie będzie podaży, a jako konsumenci możemy mieć wpływ na to, co będzie popularne.
A czy według Ciebie istnieje coś, co Wy jako muzycy moglibyście wspólnie zrobić na rzecz poprawy klimatu?
Zdecydowanie tak, coraz częściej używa się określenia „artysta etyczny”, wobec osób, które starają się minimalizować wpływ własnej twórczości na środowisko. Cenię artystów, którzy ograniczają transport lotniczy, albo rezygnują z organizacji wielkich tras, czy podczas swoich występów korzystają z prądu z odnawialnych źródeł energii.
Istnieje także ruch No Music on a Dead Planet (złożony z przedstawicieli branży muzycznej, artystów i instytucji kultury), który organizuje akcje edukacyjne i lobbuje na rzecz rozwiązań korzystnych dla klimatu.