Moje Ulubione Płyty: OS.SO
Fot. Materiały Prasowe
OS.SO, czyli Zuza Ossowska to niebywale intrygująca artystka, która wielokrotnie urzekała słuchaczy swoim talentem muzycznym w takich utworach, jak w autorskim “Single Blow”, czy w coverach “Breathin” oraz “Animals”. Jej utwór “Excuses” znalazł się na składance “Stay Pride”, która powstała pod skrzydłami wytwórni Kayax. Dziś wiemy, że Zuza ma jeszcze więcej do zaoferowania, bo tuż za rogiem czai się jej debiutancki album, na który zdecydowanie warto czekać. Zanim jednak artystka odda w dłonie słuchaczy swoje muzyczne dziecko, przeczytajcie, do jakich płyt najchętniej wraca.
OS.SO: Ustalmy jedno. Wybranie pięciu ulubionych płyt jest niemożliwe. Długo stałam przed swoją półką z płytami i w obliczu nadchodzącej klęski w końcu zdecydowałam się na obranie klucza, pozwalającego mi wyróżnić zaledwie kilka płyt. Jest nim hasło “inspiracja” – zamiast szukać niekwestionowanych ulubieńców, wybrałam albumy, które były impulsem do zmiany optyki i ważnych przemyśleń, niekoniecznie tylko na muzycznym gruncie.
Fink “Perfect Darkness”
Intymny, nastrojowy i świetnie sprawdzający się w jesienne wieczory album, który został nagrany w niecały miesiąc, z zamysłem uchwycenia konkretnej chwili i ulotnego momentu twórczego. Organiczne, naturalne brzmienia instrumentów, głos znajdujący się tuż przy uchu słuchacza. Jeśli słucham go w kompletnej ciemności, mam wrażenie, że muzycy są ze mną w tym samym pokoju, a muzyka otacza mnie z każdej strony.
Radiohead “Kid A”
Pierwszy album Radiohead wypełniony eksperymentami i nieoczywistymi formami, przekraczającymi piosenkowe ramy. Przejmujący głos Thoma, transowo wibrujący w rozpoczynającym płytę “Everything is in its Right Place”, jakby ktoś wmawiał sobie, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę rozpadał mu się świat. Dziwność atakująca ucho na każdym kroku, raz będą to industrialne bębny, innym razem wokalowy efekt, partia gitary lub nieparzyste metrum. Na pewno nie jest to płyta pełna wyrazistych singli, ale inspiruje mnie znacznie bardziej, niż niejeden platynowy album.
George Michael “Older”
Dojrzała, mroczna i melancholijna. Pop najwyższej próby, wyrazisty i bardzo osobisty, zanurzający się w soulowe i jazzujące klimaty.
Historia miłości, choroby i śmierci – w warstwie tekstowej “Older” jest daleka od beztroskiej wizji świata, typowej dla wielu mainstreamowych nagrań. Zamykający album instrumentalny utwór “Free” z wyszeptanym na koniec zdaniem “feels good to be free” brzmi dla mnie jak zamknięcie bardzo emocjonalnej opowieści, po której następuje katharsis.
Igor Strawiński “Wesele”
Nie wiem, czy jakiekolwiek dźwięki w połączeniu z obrazem i ruchem wywarły na mnie tak wielkie wrażenie. Pierwszy raz obejrzałam “Wesele” na zajęciach z historii muzyki i to doświadczenie zmieniło mój sposób postrzegania relacji między muzyką, słowem i sztukami wizualnymi. Balet napisany na cztery fortepiany, głosy solowe, chór i liczne instrumenty perkusyjne brzmi przejmująco i niepokojąco. A rytmika słów – podporządkowana tu myśli muzycznej – potęguje nerwowość i wzmaga napięcie.
Nine Inch Nails “The Fragile”
Płyta kompletna. Piękny graficznie i dźwiękowo album koncepcyjny, przeprowadzający słuchacza przez różne emocjonalne i muzyczne odcienie. Znakomita narracja, niespieszna, przykuwająca uwagę ciekawymi brzmieniami, oszczędna i mocna tekstowo. Co ciekawe, ten alternatywny i wymagający album debiutował na pierwszym miejscu listy sprzedaży US i pokrył się podwójną platyną.