„Zapnij pas”, bo Mrozu zabiera nas w muzyczną podróż po „szerokich wodach” swojej twórczości. Uprzedzam, że po drodze „zrobimy napad na Twoje najlepsze dni”. Tak, w dużym skrócie i za pomocą kilku cytatów, można zdefiniować koncert zamykający jubileuszową trasę Aura Tour.
Ten krótki wstęp powinien Wam zobrazować, jaki emocjonalny „Rollercoaster” Mrozu zafundował w środę toruńskiej publiczności. Z racji tego, że było to już 10-lecie (co wydaje się jakby niemożliwe) usłyszeliśmy cały przekrój dyskografii. Tylko proszę się nie martwić, nie było czuć tej stylistycznej zmiany – dawne kawałki zostały przearanżowane tak, by komponowały się z tym, co obecnie proponuje zespół.
W myśl jednego z utworów trochę „igrali z ogniem” mierząc się tamtym materiałem, bo stanowczo odbiega od obecnej „Aury”. Sprawa wygląda tak, każdy zna te przeboje i każdy chociaż raz śpiewał te chwytliwe wersy, słuchając radia, ale nie każdy miał okazję usłyszeć je w takich aranżacjach. Muszę przyznać, że obecna wersja „Milionów monet” zdecydowanie przypadła mi do gustu i już nawet zapomniałam o oryginale z dawnych lat.
Rozwijając temat dawnej twórczości, nie da się ukryć, że Mrozu przez te dziesięć ostatnich lat niesamowicie dojrzał muzycznie. Zaczynał od mainstreamu, a obecnie świetnie odnajduje się w nieco mniej komercyjnych i niszowych brzmieniach. To już nie jest pop z rozgłośni radiowych, a bardzo stylowy blues. Zakładam, że taka zmiana musiała być rewolucją w odbiorze przez fanów, co można było też zauważyć na koncercie. Publiczność zapytana o to, kto po raz pierwszy jest na koncercie, zgłosiła się w sporej ilości. Po czym Mrozu sam skomentował, że w takim razie warto było wydać „Aurę”. Oczywiście, że było warto! Właśnie ta płyta sprowokowała mnie to lepszego zapoznania się z twórczością i muszę przyznać, że na tą chwilę jest to jeden z moich ulubionych albumów wydanych w tym roku.
Na początku wspomniałam, że zaserwowali nam emocjonalny „Rollercoaster”. I dokładnie tak było. Od niezwykle energetycznych kompozycji jak np. „Aura”, „Zapnij Pas” czy „Lek”, momentami przechodziliśmy do bardzo klimatycznych i nawet wzruszających momentów, którymi były „Mgła” lub „D.”. Dzięki temu udało im się wytworzyć niesamowitą atmosferę i tutaj znów posłużę się cytatem, który najlepiej odda całą sytuację – „Czuję Twoją aurę, rezonują fale. Nigdy wcześniej tego nie miałem, Ty nadajesz w moim paśmie”.
Zdecydowanie najpiękniejszym momentem wieczoru był utwór „Mgła”. Na kilka chwil wielka sala w toruńskich Jordankach zamieniła się lekko zadymiony kameralny pub, który przynosi na myśl ten utwór. W tekście pada zdanie „piszę smutny blues”. Chociaż nie zawsze smutny to bardzo proszę pisać go dalej, bo wychodzi znakomicie !
Nic lepiej nie podsumuje tego wieczoru niż to, że był to koncert zdecydowanie wart „milionów monet” (ale tylko tych w nowym wydaniu). Teraz, w normalnym wypadku, zachęciłabym Was, żebyście szybko kupili bilety i sami przeżyli taki koncertowy emocjonalny „Rollercoaster”. Niestety tym razem nie mogę tego zrobić, bo to był już ostatni koncert trasy. Pozostaje nam tylko wyczekiwać kolejnych niespodzianek. Mrozu, proszę robić częściej takie „napady”. Do zobaczenia na kolejnych koncertach!