NewsroomWywiady

Kozyrska x Sieczak w rozmowie z WLKM.pl: „Warto myśleć nieszablonowo”

Kozyrska x Sieczak to gdański duet, który niedawno wydał swój debiutancki album pt. “Nowe Niebo”. W muzyce stawiają na polskie teksty i tzw. “żywe brzmienie”. W ramach wywiadu opowiedzieli inspiracjach, tworzeniu płyty, muzycznych planach na najbliższy czas, a także postrzeganiu wspierania artystów. Jak sami przyznają, są oldschoolowi, czyli wbrew panującym trendom, wciąż kupują fizyczne nośniki muzyki.

Fot. Paulina Wielewicka

Na początku skupmy się na tym, co najważniejsze, czyli na płycie. Czym właściwie jest dla Was „Nowe Niebo”? Jaka jest geneza tego tytułu?

Maciej Sieczak: “Nowe Niebo” jest metaforą. Zaczęliśmy pisać płytę wraz ze startem pandemii i to było dla nas pewnego rodzaju resetem, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rozwinęliśmy się duchowo i fizycznie. Poświęciliśmy ten czas na samorozwój i wyciszenie, ale też na kontemplację i zastanowienie się nad tym wszystkim. I wyszedł taki tytuł – “Nowe Niebo”.

Joanna Kozyrska – Sieczak: Dodam, że najpierw to był utwór. Układając tracklistę, ewidentnie się zgadzaliśmy co do tego, że “Nowe Niebo” powinno być otwierającym utworem. Zastanawialiśmy się nad tytułem i wersje robocze były trochę inne. Ostatecznie stwierdzaliśmy, że chodzi o niebo, które odnaleźliśmy w sobie. Było to też związane ze zjawiskami przyrody, które się przewijają w tekstach – księżyc, słońce, niebo, chmury. Obcowanie z naturą nie jest nam obce.

Wspomnieliście, że piosenki powstawały w trakcie pandemii. Wielu artystów mówiło mi, że czas lockdownu przełożył się na zwiększone możliwości twórcze. Jak to było w Waszym przypadku?

Joanna: Artysta przeżywa wszystko na swój sposób, czasem może bardziej wrażliwie, a to później automatycznie przenika do tekstów i utworów. Często w taki sposób komentujemy rzeczywistość, ale faktycznie dla nas był to okres, w którym mieliśmy więcej czasu i wykorzystaliśmy go kreatywnie.

Wiem, że Asia zwykle pisze teksty, a razem tworzycie muzykę. Jednak chciałabym zapytać o rzeczywisty podział obowiązków. Zawsze mnie to ciekawi, a Wasz przypadek jest szczególny, bo oprócz tego, że jesteście duetem na scenie to jesteście też duetem w życiu. To ułatwia sprawę, czy wręcz odwrotnie?

Maciej: Nasz proces wygląda tak, że ja w większości sam robię warstwę instrumentalną, potem razem dopracowujemy szczegóły. Kwestią tekstów i melodii w większości zajmuje się Asia, a potem znowu wspólnie to omawiamy.

Joanna: Tekst nasuwa mi melodię i instrumentale. Wiadomo, że bodźcuję się różnymi książkami – w przypadku “Nowego Nieba” czytałam dużo poezji. Wtedy to, co mam w głowie przesiąka do muzyki, ale faktycznie melodie są inspiracją. W każdym utworze najpierw powstawała muzyka, a później tekst.

Czy na tej płycie jest jakiś utwór, który jest dla Was szczególnie ważny?

Joanna: Tak, mamy taki jeden wspólny – “Powroty”. Jest dla nas szczególnie ważny uczuciowo. Czujemy tam jakąś magię i traktujemy jako perełkę na tle całej płyty. Bardzo lubię też “Gwiazdy”, “Drogę” i “Zachód”.

Maciej: Jestem najbardziej zadowolony z kompozycji “Powrotów”. Lubię grać na gitarze “Jestem”, ale również jestem zadowolony z “Powolności”. Wyszedł fajny groove. Na tej płycie jest też parę takich bardziej rockowych utworów typu “Chwila”, których dobrze mi się słucha po czasie, ale też gra na żywo, bo jesteśmy właśnie po pierwszym koncercie.

No właśnie, chciałabym też zapytać o premierowy koncert w gdańskim Wydziale Remontowym. Skonfrontowanie materiału na żywo z publiką na pewno jest szczególnym momentem. Jakie emocje towarzyszyły Wam, kiedy staliście na scenie?

Joanna: Czuliśmy się jak ryby w wodzie. Wspaniałym przeżyciem było dla mnie to, że ludzie śpiewali podczas koncertu. To było nie do opisania, bo pierwszy raz miałam okazję zagrać swoje autorskie piosenki w pełnym składzie na takiej scenie. Takie koncerty moglibyśmy grać co najmniej dwa razy w tygodniu.

Maciej: Nawet dwa razy dziennie (śmiech).

Joanna: No to akurat może nie, bo to też wymaga dużo wysiłku (śmiech), ale to jest właśnie sedno tworzenia. Etapy studyjne i samego tworzenia są też fajne, ale konfrontacja z publicznością i ich reakcje są emocjami nie do opisania. Widzisz to w oczach, że piosenka do kogoś trafia. Czułam się jakbym naprawdę była w “Nowym Niebie”.

Maciej: Wydaje nam się, że materiał się obronił na żywo, bo zagraliśmy wszystko dokładnie w tej samej kolejności, co na płycie. I chyba udało się nam udźwignąć te wszystkie utwory.

Chciałam nawiązać do tego, że oprócz “Nowego Nieba” macie w dyskografii EPkę, ale myślę, że dopiero się rozkręcacie i wiele przed Wami. Teraz ukazuje się wiele płyt twórców, którzy również dopiero są na początku drogi. Jak myślicie, co jest najtrudniejsze, by wybić się ze swoim materiałem?

Maciej: Trudne jest to, że dziennie pojawia się powiedzmy 60 tysięcy utworów i można zginąć w morzu Internetu, a muzyka jest jak woda z kranu – włączysz i sama leci bez końca.

Joanna: Czasem nawet jak coś wpada w ucho to niekoniecznie sprawdzamy, kto gra. Są playlisty, które rządzą się swoimi prawami. Mało kto wydaje całe albumy, a jeśli już to raczej osoby bardziej znane. Dla nas priorytetem jest teraz granie. Zauważyliśmy, że rzeczywisty kontakt z publicznością daje nam np. więcej realnych followersów niż sponsorowane reklamy. Nasze utwory też inaczej brzmią na żywo, są bardziej energetyczne. Nie jest łatwo, bo też działamy sami, bez żadnej wytwórni – i poza tworzeniem muzyki i graniem, musimy zajmować się całą to strefą marketingową.

Maciej: Zastanawiam się nad metodami promocji. I wydaje mi się, że Internet staje się miejscem, w którym trzeba konkurować o uwagę ze wszystkim – serialami, grami. Coraz bardziej mam przeświadczenie, że Internet jest coraz słabszym miejscem – jest wszystkiego dużo i nie wiem, czy nie za dużo. Zastanawiam się, czy nie wrócić do metod bardziej tradycyjnych. Może warto myśleć nieszablonowo.

Joanna: Trochę też poszliśmy pod prąd reklamując koncert. Rozdawaliśmy ulotki w takich miejscach w Trójmieście, gdzie wydawało nam się, że możemy znaleźć odbiorców np. w wegańskich knajpach. Tam też już następował jakiś dialog z żywym organizmem, a nie tylko przez wydarzenie na Facebooku. Widzimy, że to nam przynosi radość i chyba czasem warto wrócić do korzeni, bo jak to będzie, jak zaczniemy żyć tylko w wirtualnym świecie? Ale wiadomo, bez Internetu też się nie da.

Skoro mówimy o sposobach promocji to możecie zdradzić, jakie macie plany na najbliższy czas?

Maciej: W październiku nagraliśmy live sesję w naszym ulubionym studiu – Tall Pine Records w Kolbudach. Stwierdziliśmy, że nagramy parę utworów z płyty w formie żywego występu. Tydzień temu ukazał się pierwszy utworów, czyli “Zachód”. Na razie jest na YouTube, a niebawem będzie też na Spotify. Mamy zaplanowaną całą EPkę z takimi utworami i będziemy to sukcesywnie wydawać.

Joanna: W przyszłym roku chcielibyśmy jak najwięcej grać, także polecamy się. Chętnie przyjmiemy zaproszenia do różnych miast.

Często wspominacie, że ważne jest dla was tzw. “żywe brzmienie”. W opisie na Instagramie też macie napisane, że liczy się dla Was słowo, żywe brzmienie i pasja. A co Waszym zdaniem jest najważniejsze w muzyce – zarówno od strony artysty, jak i słuchacza?

Joanna: U mnie przez długi czas musiało być to coś tkliwego w melodii. Odkąd sama zaczęłam pisać piosenki, zaczęłam zwracać bardzo dużą uwagę na tekst. Nie zawsze w przypadku angielskojęzycznych tekstów, ale w przypadku polskich artystów tekst jest na przodzie, przynajmniej podczas pierwszego odsłuchu. Też jestem uwrażliwiona na żywe brzmienia. Wiadomo, że teraz są troszeczkę inne trendy, ale lubię, kiedy zabrzmi gitara, czy perkusja jest dosyć wyraźna.

Maciej: Dla mnie ważne są emocje. Lubię, kiedy muzyka jest szczera. Przez ostatnie parę lat uwrażliwiłem się na ładne i przemyślane melodie. Ważna jest też aranżacja i struktura piosenki – ciekawe brzmienia przykuwają uwagę.

Śledzicie aktualności rynku muzycznego. Czego aktualnie słuchacie?

Maciej: Mamy taką płytę Angus & Julia Stone, czyli duetu folk-rockowego. Wydali teraz nową płytę – bardzo piękne melodie, emocjonalna, kameralna muzyka.

Joanna: Niedawno słuchałam Smolika. Czekamy też na paczkę z Empiku z płytą Zalewski MTV Unplugged i Organka.

Maciej: Ja mocno śledzę to, co się dzieje za granicą, a Asia chyba jest bardziej nastawiona na polską muzykę.

Joanna: Tak, teraz jest dużo dobrej polskiej muzyki, ale konkurencja też jest duża (śmiech).

Zmierzając do końca, chciałabym się skupić na idei przyświecającej naszej redakcji. Jesteśmy trochę oldschoolowi i w czasach, w których rządzą serwisy streamingowe, wciąż zachęcamy do kupowania fizycznych nośników muzyki. Wierzymy, że to dobra forma wspierania artystów. A Ty, Wy uważacie na ten temat?

Maciej: My też jesteśmy oldschoolowi. Zauważyłem, że każdy nośnik muzyki stanowi dla mnie inny odbiór. Często się łapie na tym, że kiedy słucham streamingu to muzyka jest tylko dodatkiem lecącym w tle.

Joanna: Albo kończy się płyta i lecą utwory tego artysty, ale z innej płyty. Wtedy można się zapomnieć. Na winylu i płycie CD jest inaczej.

Maciej: Słuchając winyli, można się bardziej skupić. Jedna strona trwa około 20 minut i dzięki temu czuję, że jestem bardziej zaangażowany.

Joanna: Każde pociągnięcie igły i pojawiające się trzaski nadają klimat odsłuchu. A co ciekawe, nie tylko my to zauważamy – jak przychodzą znajomi i puszczamy winyle to dziwią się, że jest tak dobry dźwięk. Dla koneserów to przynajmniej płyta CD, ale mamy nadzieję, że winyle jeszcze bardziej odzyskają swoją świetność. Niepokojące jest to, że ludzie coraz częściej przyznają, że już nie mają gdzie słuchać płyt CD.

Maciej: Płyt CD słucham w samochodzie, a streamingu poza domem, kiedy nie mam dostępu do innych nośników albo wtedy, kiedy słucham nowości. Dla mnie jeden nośnik nie wyklucza drugiego i uważam, że dla każdego jest miejsce.

Joanna: Kupując płytę, realnie można wesprzeć artystę, bo na streamingach zarabiają tylko najwięksi. To jest docenienie artysty i pomoc, bo wydanie jakiejkolwiek płyty jest naprawdę kosztowne.