Fot. Natalia Klimza
Maks Łapiński to debiutant, którego być może pamiętacie z dziewiątej edycji programu The Voice of Poland. Teraz powraca z autorskim materiałem – kilka tygodniu temu ukazała się pierwsza piosenka zapowiadająca debiutancką płytę. W ramach wywiadu porozmawialiśmy m.in. o autorskiej twórczości, początkach kariery, nietypowych koncertach, a także wspieraniu artystów poprzez kupowanie fizycznych nośników płyt.
Na początku chciałabym się odnieść do ważnego momentu Twojej kariery, czyli premiery pierwszego singla zapowiadającego debiutancką płytę. Jakie emocje towarzyszyły Ci w tamtym czasie?
Było bardzo intensywnie. Kiedy ogłaszałem całemu światu, że to się już dzieje, czułem, że to ważny moment. Dopiero to do mnie naprawdę dotarło, gdy zobaczyłem te wszystkie komentarze i pozytywne reakcje ludzi. To był długo wyczekiwany moment, mam w sobie dużo dobrych emocji.
No właśnie, chyba już zdążyłeś zebrać swoje grono odbiorców, skoro masz za sobą tak intensywny rok pod kątem koncertowym.
Kiedy zrobiłem podsumowanie, okazało się, że zagrałem 52 koncerty, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Myślałem, że tyle koncertów gra się dopiero będąc na bardziej zaawansowanym stopniu kariery, a udało się to zrobić jeszcze przed wydaniem debiutanckiego singla. Fakt, że zagrałem tyle koncertów jest w dużym stopniu wynikiem współpracy z Bartkiem z Borówka Music, który ogarnął mi większość z nich. Oczywiście mam też pewne grono odbiorców, którzy czekali na tę premierę. Świetnie wiedzieć, że są ludzie, którzy mnie wspierają.
Wróćmy jeszcze do singla. Ciekawi mnie geneza tytułu. Mógłbyś przybliżyć, czym właściwie jest dla Ciebie ten tytułowy „Lew”?
Lew to dla mnie piosenka o wolności, która ma też swoją cenę. W tym przypadku ceną jest blokada, która hamuje przed wejściem w głębszą relację. Utwór jest oparty na osobistym doświadczeniu, przez co jest mi bardzo bliski. Myślę też, że to batalia, która toczy się w różnych sytuacjach życia. Tutaj przedstawiona jest w ujęciu sercowym, ale myślę, że można to odnosić do wielu kontekstów – chociażby do tego, co robimy, jakie podejmujemy wybory i decyzje.
Zakładam też, że pewnie masz już więcej napisanych piosenek. Mógłbyś coś zdradzić o swoim debiutanckim albumie – jak będzie brzmiał? Czy „Lew” będzie wyznaczał muzyczny kierunek kolejnych utworów, czy będzie jednak inaczej?
Materiału mam sporo, pewnie możnaby zrobić z niego już ze trzy albumy (śmiech). Jednak warstwa muzyczna będzie się jeszcze kreować w studiu, gdzie jeszcze dużo może się wydarzyć. Każdy numer, który piszę jest moim dziennikiem muzycznym – coś się dzieje w moim życiu, siadam do pianina albo gitary i tworzę pod wpływem chwili. To będzie organiczny i naturalnie powstający album. Na pewno znajdzie się tam trochę melancholii, będzie romantycznie, ale nie zabraknie też żywych numerów. Pojawią się tam piosenki o relacjach i o pewnym podsumowaniu siebie, opisujące mój świat wewnętrzny.
Często pytam debiutujących artystów o to, co właściwie jest dla nich najważniejsze w tworzeniu i w ogóle w muzyce. Co sprawia, że chcesz tworzyć i dzielić się tym z publicznością?
Koncerty są dla mnie najbardziej magiczną częścią tego, co robię. Oczywiście oprócz koncertów jest też wiele pięknych aspektów, jak poznawanie ludzi, proces twórczy, bycie w trasie czy po prostu obcowanie z muzyką. Kiedy wychodzę na scenę, jest to dla mnie przeżycie, które trudno mi opisać. Uwielbiam ten moment, kiedy jest przestrzeń na muzykę, jest totalna cisza, gram piosenkę i mogę po prostu odpłynąć. Wtedy czuję, że moja muzyka rezonuje w ludziach, którzy jej słuchają. Koncerty są też tym, co mnie najbardziej nakręca. Kiedy bywam na koncertach w roli widza, niejednokrotnie mocno je przeżywam i doznaję wielu wzruszeń. Niesamowita jest dla mnie świadomość, że będąc na scenie mogę dać to samo ludziom, którzy mnie słuchają. To bardzo budujące, nadaje sens temu, co robię.
Jak już wspominaliśmy, masz na koncie trochę zagranych koncertów. Czytałam też, że było trochę tych nietypowych np. podczas podróży z gitarą po europejskich miastach. Nie ukrywam, że zainteresował mnie wątek występu pod wieżą Eiffla. Mógłbyś coś o tym opowiedzieć?
Jasne! Kiedy skończyłem liceum, pewnego dnia poczułem pragnienie zrobienia czegoś niecodziennego – wziąłem gitarę i pojechałem na eurotripa. Kiedy byłem w Paryżu, to stwierdziłem, że chciałbym zagrać koncert pod wieżą Eiffla. Rozstawiłem się ze sprzętem i cały szczęśliwy zaczynam koncert. Mniej więcej po minucie grania ludzie zaczęli się schodzić, ale niestety wśród nich była też żandarmeria francuska, która zakończyła koncert. Na szczęście obyło się bez zakuwania w kajdanki, mandatów czy innych nieprzyjemności. To był chyba mój najkrótszy koncert w życiu!
I myślę, że jednocześnie pewnie jeden z bardziej pamiętnych.
Zdecydowanie, ale naprawdę było warto. Nie żałuję (śmiech).
Skoro mowa o nietypowych koncertach to chciałabym jeszcze zapytać o ten niedawno zagrany na jachcie pływającym po gdańskiej Motławie.
Zadzwonił mój menadżer Kuba, a to było na początku naszej współpracy. Zapytał, czy chcę zagrać na jachcie. Oczywiście z dużym entuzjazmem powiedziałem, że wchodzę w to! Wyobrażałem sobie, że będzie to łódeczka przycumowana na brzegu. Wejdę z gitarą, pewnie będzie trochę ludzi na pomoście i zagram kameralny koncert. Jak przyjechałem do portu to zobaczyłem, że to nie była taka mała łódeczka, tylko wielki jacht z nagłośnieniem i oświetleniem. Wyglądało rewelacyjnie! Część koncertu odbyła się przy brzegu, a w drugiej części pływaliśmy po Motławie. Występowanie na czymś, co pływa było dla mnie totalnie odjechanym doświadczeniem – gram i ludzie uciekają sprzed oczu (śmiech). Pogoda dopisała, a to też było ważne. Wszystko było naprawdę świetnie zorganizowane przez ekipę SmoothSail Music.
Odnosząc się do tych koncertów, ale nie tylko – w zasadzie już czytając o Twojej muzycznej drodze, pomyślałam, że masz za sobą wiele podobnych doświadczeń, co pewien artysta z Twojego miasta – Mikołaj Macioszczyk. Obaj byliście w The Voice of Poland, graliście uliczne koncerty, jeżdżąc z gitarą po Europie, a nawet obaj w ubiegłym roku zagraliście koncert na wodzie. Czy Wasze muzyczne drogi się kiedyś przecięły?
Tak,spotkaliśmy się parę razy. Z tego, co pamiętam, poznaliśmy się podczas koncertu charytatywnego w Bydgoszczy. Faktycznie, nasze muzyczne drogi mają trochę wspólnych cech. Nigdy nie śpiewaliśmy razem, ale mieliśmy okazję trochę pogadać, chociaż dawno go już nie widziałem. Czas chyba wybrać się na jakieś jam session. Duże prawdopodobieństwo, że właśnie tam możemy się spotkać.
No właśnie, chciałabym jeszcze odnieść się do wspomnianego przed chwilą The Voice of Poland. Trochę lat minęło i jestem ciekawa jak oceniasz to doświadczenie z perspektywy czasu.
Bardzo pozytywnie to wspominam. Najważniejszą wartością są dla mnie ludzie, których poznaję. W programie miałem świetną ekipę. Z niektórymi robiliśmy nawet muzyczne tematy jeszcze po programie. Voice otworzył mi trochę furtek, jednak po zakończeniu tej przygody musiałem włożyć ogrom pracy w moją muzyczną drogę i rozwój. Dużo dało mi też występowanie w niecodziennych warunkach. Atmosfera telewizyjna jest naprawdę wyjątkowa. Wielu ludzi było w to zaangażowanych, co dawało niezwykłą energię na planie.
Zmierzając do końca, chciałabym się skupić na idei przyświecającej naszej redakcji. Jesteśmy trochę oldschoolowi i w czasach, w których rządzą serwisy streamingowe, wciąż zachęcamy do kupowania fizycznych nośników muzyki. Wierzymy, że to dobra forma wspierania artystów. A Ty, co uważasz na ten temat?
Wszystko idzie do przodu, jesteśmy w erze cyfrowej, ja również poszedłem w tym kierunku i słucham muzyki głównie na Spotify, jednak nie wyobrażam sobie nie wydać fizycznej płyty. Wiadomo, coraz mniej płyt się sprzedaje, ale moim zdaniem to nadal ma niesamowitą wartość i mam wrażenie, że zwłaszcza płyty winylowe stają się ostatnio coraz chętniej nabywane.
Wspomniałeś o streamingach, czyli najwięcej pewnie słuchasz właśnie tam. Czy sam też korzystasz z innych nośników?
Tak, kupuję płyty ulubionych wykonawców, ale bardziej kolekcjonersko. Nie ukrywam, że faktycznie najwięcej słucham ze Spotify, z tego względu, że jestem często w ruchu. To bardzo spoko opcja, że można legalnie słuchać muzyki w takiej formie.