NewsroomRelacje

Festiwal w środku jesieni. Inside Seaside 2024, drugi dzień – relacja

inside seaside

fot.: Stanisław Wadas

Festiwale indoorowe dopiero od niedawna zyskują w Polsce na popularności. Choć możemy poszczycić się kilkoma wydarzeniami utrzymanymi w podobnej formule, jak One Love we Wrocławiu czy Bass Planet w Szczecinie, to gdański Inside Seaside zdecydowanie przoduje w tym zestawieniu. Za jego organizacje odpowiada agencja Live oraz Radio357. Festiwal trwa dwa dni, odbywa się w AmberExpo i oprócz koncertów oferuje szeroki wachlarz spotkań z ludźmi nie tylko ze świata muzyki. Wiemy, jak słuchacze bawili się pierwszego dnia. A jak przebiegł drugi dzień festiwalu?

DARIA ZE ŚLĄSKA

W niedzielę koncerty na głównej Gdańsk Stage rozpoczęła Daria ze Śląska z zespołem w składzie: Michał „Dimon” Jastrzębski (perkusja), Żenia Shadziul (bas), Tomasz Kasiukiewicz (klawisze). Inside Seaside stał się jednym z przystanków na trasie koncertowej promującej drugi album artystki „Na południu bez zmian”. Kilka minut po godzinie 18:00 ze sceny wybrzmiały największe przeboje, takie jak „Pamięć do złych słów”, „To nie zabawa” czy „Co tam jak się masz”. Setlistę uzupełniły również utwory z debiutanckiej płyty. Elektryzujący „Falstart albo faul” porwał słuchaczy do tańca, „Taras” zakończyło znakomite perkusyjne solo Dimona i płynie wprowadziło zebranych pod sceną w „Tróję z chemii”. „Skacz ze mną na bombę” wybrzmiało w porywającej, mocno rockowej wersji, a galopujące, na wskroś taneczne „Gambino” w nowej aranżacji było znakomitym, dosadnym zakończeniem setu.

Daria ze Śląska inside seaside

fot.: materiały promocyjne Inside Seaside

VITO BAMBINO/HANIA RANI

Kilka minut po Darii ze Śląska na Gdańsk Stage pojawił się Vito Bambino (właść. Mateusz Dopieralski) wraz z the bambinoes & the bambinettes, czyli zespołem do zadań specjalnych. Twórczość Mateusza chwyta za serca wielu fanów, którzy nierzadko znają każdy z jego utworów – zarówno tych wykonywanych pod szyldem Vito Bambino, jak i Bitaminy. Przekrojowo zaprezentował najbardziej ikoniczne utwory w swojej dyskografii. Koncert otworzył przebojowy numer „Te same błędy co starzy”, następnie usłyszeliśmy najnowsze „na nowo”. Pojawił się także utwór „Lekko” zmiksowany z melodią „Let’s dance” Davida Bowiego.

Kapitalna sekcja dęta wybrzmiała w utworze „Supermoce”. Przyznam, że fraza grana na suzafonie na żywo za każdym razem brzmi tak samo elektryzująco. Może warto pomyśleć o wydaniu tej wersji w zapisie live? Z pewnością cieszyłaby się szerokim zainteresowaniem ze strony słuchaczy.

Chwilę później na ERGO Hestia Stage wystąpiła Hania Rani. Zawitała do rodzinnego Gdańska po kilku miesiącach spędzonych w światowej trasie koncertowej. Wielu miłośników twórczości Hani mogło spotkać się z jej muzyką po raz pierwszy właśnie podczas festiwalu. Frekwencja dopisała, ERGO Hestia Stage wypełniła się po brzegi. Hania zaprezentowała m.in. kompozycje z ostatniego albumu „Ghosts” – poruszające „Don’t Break My Heart” oraz „Thin Line”.

WARHAUS

Maarteen Devoldere, lider i założyciel solowego Warhaus, wpuścił słuchaczy do świata romantycznych ballad raz po raz podkręcanych rockowym uderzeniem. Jak powiedział na początku występu: „Zobaczyliśmy lineup tego festiwalu i pomyśleliśmy: kończymy wakacje jedziemy tam zagrać”. No i zagrali. I zagrali fenomenalnie zawierając w lekko ponad godzinnym występie wszystko, czego mogli oczekiwać słuchacze. Świetne solówki na gitarach i perkusji, kołyszące ballady jak „Love’s a Stranger” i nieco bardziej drapieżne utwory.

Koncert ten był obliczony na pewny sukces. Szkoda tylko, że usterka techniczna wyrwała wszystkich z objęć utworu „Desire”, bo było widać i słychać, że Maarten zaczyna się koncertowo rokręcać. Na szczęście publiczność wypełniła ciszę oklaskami, a kilka sekund później hala ponownie wypełniła się dźwiękiem. Monumentalne „Beaches” z popisowymi partiami granymi na dęciakach i Maarten oświetlający reflektorem każdego z muzyków to moment, który z pewnością zostanie w pamięci wielu słuchaczy na długo.

Warhaus Inside Seaside

fot.: Alexander D’Hiet

BLACK PUMAS

Elektryzujący zespół wprost z Teksasu na festiwalu Inside Seaside zaliczył w Polsce swój koncertowy debiut – nomen omen – bardzo dobry i ciepło przyjęty przez publiczność. Zespół wydał dwie płyty, a już może poszczycić się siedmioma nominacjami do nagrody Grammy. Czarne Pumy swoim brzmieniem nawiązują do soulu i R&B lat 60. i 70., które zgrabnie miksują z rockiem i psychodelią.

Frontman grupy, Eric Burton, wszedł na scenę pewnym krokiem zupełnie tak, jakby była jego drugim domem. Zaskakiwał fanów umiejętnościami wokalnymi: bawił się poszczególnymi utworami, przeciągał frazy, z całą pewnością brzmiał widowiskowo. I zapewne w tej widowiskowości była reguła. O ile początkowo wszelka wokalna ekwilibrystyka budziła podziw, o tyle w połowie mogła nieco męczyć uszy. Niemniej, słuchacze z emfazą wyśpiewali na koniec przebojowe „Colors”, a poza nim wybrzmiały również „More Than a Love Song”, „Fire” czy „I’m Ready”.

Black Pumas Inside Seaside

fot.: Stanisław Wadas

KERALA DUST

Po dość spokojnych Black Pumas przyszedł czas na prawdziwe puszczenie hamulców. Festiwalowe szaleństwo zakończył intensywny występ formacji Kerala Dust. W swojej twórczości muzycy łączą wpływy elektroniczne z Indie popem, americaną i bluesem. Transowe motywy zapraszały do tańca i w istocie cała ERGO Hestia Stage intuicyjnie poruszała się w rytm ich kosmicznych bitów. Kerala Dust przyjechała na festiwal z najnowszą, wydaną w 2023 roku płytą „Night Drive”. Zapewniam, słuchana na kolumnach głośnikowych w domowym zaciszu brzmi bardzo dobrze, ale dopiero na koncercie uwalnia swój cały potencjał. Było hipnotyzująco, migotliwie i bardzo skocznie.

Kerala Dust Inside Seaside

fot.: materiały promocyjne Inside Seaside/Andrin Fretz