
W październikowe popołudnie spotkaliśmy się z Panią Renatą Przemyk w wyjątkowym miejscu, jakim jest Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Klimat tego historycznego miejsca zdecydowanie wpłynął na przebieg naszej rozmowy, którą dzisiaj się z Wami podzielimy. Renata Przemyk jest na rynku muzycznym od prawie 30 lat. Na swoim koncie posiada kilkanaście płyt, które sprzedały się w ponad 500 tys. nakładzie. W 2014 roku ukazała się autorska płyta Renaty “Rzeźba Dnia”.
Jak opisałaby Pani muzykę, którą tworzy?
Ciężko się opowiada o muzyce. Nie jest ważny podział na gatunki tylko to czy piosenka trafia do wrażliwości słuchacza. Cieszę się, że udało mi się ze swoimi piosenkami nawiązać trwały kontakt z publicznością, który trwa już tak długo. Zdaję sobie sprawę, że odbywało się to w intuicyjny sposób głównym kryterium jest pokrewieństwo odczuwania emocji. Dumna byłam zawsze z tego, że nie da się mnie zaszufladkować w jedną przegródkę. Ciągnie mnie do eksperymentowania. Lubię łączyć gatunki i posługiwać się wieloma środkami artystycznymi. W tym wypadku cel uświęca środki 🙂
Czyli sporo eksperymentów?
Nie ma już sztuki bez eksperymentów. I nie ma rozwoju bez próbowania nowych rozwiązań.
Pani istnieje na rynku długo, dwie dekady, czy w tym czasie zmienił się rynek muzyczny?
Cały czas się zmienia. Ja startowałam w ’89, to był wtedy poważny debiut, rok później wyszła pierwsza płyta- w trzech formatach- kasety magnetofonowej, czarnej płyty winylowej i CD, które było drugim wydawnictwem w tym formacie w Polsce, po Obywatelu GC. To było dla mnie ogromne przeżycie. Kompletnie zmieniła się technologia nagrań, na moich oczach urządzenia cyfrowe szturmem zdobywały rynek. Pierwszą płytę nagrywaliśmy jeszcze kompletnie analogowo. Przy każdej kolejnej płycie było łatwiej i szybciej nagrywać kolejne piosenki. I coraz wyższej jakości nagrań. Byłam w stanie przyglądać się przez te lata, co się działo na rynku i tak jak na początku nadal jest ogromne zainteresowanie sztuką. Wtedy była olbrzymia ilość piractwa w postaci kopii płyt. Teraz przeniosło się to do internetu i do ściągania z sieci. Zmieniają się oczywiście style, zmieniają się mody, pojawia się bardzo dużo młodych artystów, którzy się z tej sieci wyłaniają.
Jak Pani postrzega piractwo?
To jest zwyczajna kradzież, tylko widzę, że bardzo wielu młodych ludzi nie zdaje sobie sprawy z tej sytuacji. To jest zabieranie komuś czegoś, co wypracował nakładem czasu, talentu, pracy wielu ludzi, bo to nie jest praca jednej osoby, i robienie z tego jeszcze użytku – choćby nie wiem w jak najlepszej wierze by to było – jednak nielegalnego.
Pani grono słuchaczy to bardzo szerokie spektrum – od młodych ludzi do starszego pokolenia – czy w zależności od wieku, to piractwo jest nasilone? Jak Pani sądzi?
W większości są to ludzie młodzi, którzy dopiero zaczynają swój kontakt z muzyką, ale też bardzo wcześnie mają kontakt z komputerami, siecią. Dzieciaki często nie wiedzą jak wygląda żywa encyklopedia i niewiele mieli w rękach prawdziwych płyt. Potrafią pobierać z internetu to co im się podoba. Dopóki odbywa się to z legalnym źródeł to wszystko w porządku. Wiem, że jest bardzo dużo już takich miejsc, gdzie jest to legalne. Wystarczy chcieć. Mnie samej trudno byłoby sobie wyobrazić teraz życie bez komputera czy telefonu, jestem absolutnie zachwycona rozwojem techniki – to jest coś, co sprzyja w ogóle rozwojowi ludzkości, tylko musimy umieć z tego mądrze i legalnie korzystać.
Na moje koncerty przychodzą bardzo różni ludzie. Kiedyś były to osoby zbliżone do mnie wiekiem, później jakoś zaczęło się to rozprzestrzeniać na kolejne pokolenia. Moi słuchaczom rodziły się dzieci, które zabierali ze sobą, zabierają też przyjaciół w różnym wieku. Zdarza się często, że ktoś po koncercie chwali się, że dostał bilet od kogoś w prezencie. Cudowną dla mnie przygodą były, przy 20leciu i później przy 25leciu, spotkania wspomnieniowe z publicznością, która przyprowadzała ze sobą bliskich, znajomych, rodziców, dzieci, a zdarzały się już i wnuki – okazywało się, że te granice wieku kompletnie się zacierały, ale jednak zawsze – co było dla mnie szalenie ważne i bardzo wzruszające – to byli ludzie, którzy chcieli, poza koncertem, mieć pamiątkę w postaci płyty. Taką prawdziwą, chcieli mieć na niej podpis z dedykacją. Istotne było dla nich uczestniczenie, spotkanie, wspólne przyjście z przyjaciółmi, przeżywanie razem ze mną, nie szybka konsumpcja, gdzieś w przelocie w jakimś korytarzu, czy markecie – jest to dla mnie bardzo cenne. Samo zjawisko podchodzenia do sztuki z estymą jest naprawdę bardzo istotne i należy włożyć dużo pracy przede wszystkim uświadamiającej, że legalność korzystania z kultury jest wyrazem szacunku nie tylko dla twórcy, ale i do samego siebie.
Trasa “The Best Of” – zwieńczenie Pani pracy, czy otwiera nowy przedział?
Koncertujemy nieprzerwanie, z kilkoma projektami. Były specjalne edycje przy okazji jubileuszy. Tak naprawdę w takich kilku koncertowych trasach bierzemy udział kilkanaście razy w roku pomiędzy pracą nad innymi projektami. W przygotowaniach są Panny Sprawiedliwe kolejna edycja po Pannach Wyklętych i Żołnierzach Wyklętych, teraz kolejne piosenki o historiach wojennych bardzo ważnych, o istocie społeczeństwa w skrajnych sytuacjach. Niedawno były kolędy, ciągle coś się dzieje. Właśnie kończę muzykę do spektaklu dla Teatru Barakah w Krakowie. W zeszłym roku napisałam dla nich dwie. Będzie kolejny Yugoton, pisałam piosenki na ostatnią płytę Iwony Loranc, gramy wyprodukowany z zeszłym roku w Lublinie spektakl „Boogie Street” oparty na twórczości Leonarda Cohena i przygotowujemy się do trasy z piosenkami z tego spektaklu. Trudno byłoby mi sobie wyobrazić życie bez muzyki, także to nie jest tylko i wyłącznie raz do roku, tak od święta. Mimo to każdy koncert to jest dla mnie święto i zawsze bardzo pieczołowicie się przygotowujemy.
Jak u Pani z nową muzyką? Czy będą pojawiały się nowe utwory?
Zdecydowanie tak, tylko że, jak już mówiłam przed momentem, realizuję dużo różnych projektów i trzeba znaleźć na to czas. Organizacja czasu jest moją najsłabszą stroną. Pojawiają się nowe piosenki, ale trudno mi w tym momencie określić, kiedy pojawi się cały nowy program. W tym sezonie teatralnym robiłam trzy spektakle. Wszystkie propozycje są na tyle ciekawe, że nie mam serca odmówić, w związku z tym te moje, autorskie solowe przesuwają się w czasie. Na pewno w 2017 roku się zmieszczę.
Jak będą wyglądały gatunkowo nowe utwory?
Nigdy nie zdarzyło mi się określić właśnie powstającej płyty gatunkowo, zwłaszcza że jak zwykle eksperymentuję. Mam sporo pomysłów, ale jest za wcześnie, żeby o tym mówić. Bardzo chętnie podzielę się opinią po premierze. Na pewno będzie emocjonalnie 🙂
Pani poprzednia płyta też wyszła spontanicznie?
Czasem zdarza się, że piosenki są zbierane przez wiele miesięcy, a potem długo szukam właściwych brzmień. Ostatnia płyta „Rzeźba dnia” dojrzewała blisko dwa lata. Wcześniejsze były robione szybciej. Dużo zależy od koncepcji, pomysłu na produkcję i od weny 🙂 Nie mam jednej reguły, której się w sposób żelazny trzymam. Reaguję intuicyjnie, na bieżąco, na to co się dzieje w moim życiu i z kim akurat współpracuję, co mnie fascynuje – nie tylko w muzyce – co mnie porusza, co na mnie wpływa i to jest przelewane w muzykę. Musi być emocjonalnie, bo bez tego bym nie umiała.
Rozmowa została przeprowadzona przez Jakuba Drabika.
KONKURS
Mamy dla Was trzy zdjęcia Pani Renaty Przemyk podpisane podczas spotkania. Każdy z Was może je zdobyć! Wszystko co musicie zrobić to polubić nasz fan page (kliknij tutaj) oraz udostępnić post przypięty na samej górze (kliknij tutaj). W komentarzu poniżej podaj swoje imię i nazwisko oraz daj znać, że bierzesz udział w konkursie. Wyniki ogłosimy w tym poście do 3 kwietnia 2017 roku. Powodzenia!
WYNIKI
Autografy wygrywają:
Kamil Sałek
Ewa
Łukasz Adamczyk
Prosimy o przesłanie swoich adresów do wysyłki poprzez prywatną wiadomość na naszym fan page’u lub na e-mail kontakt@wlkm.pl