Stało się. To, na co wierni fani czekali kilka dobrych lat świetności duetu. Po dwóch “próbnych” EPkach, ponad 5 latach przewijania się przez stacje radiowe, The Chainsmokers wydało swój pierwszy długogrający krążek. Przyznam osobiście, że choć wielką fanką nie jestem, to skrycie czekałam, aż wreszcie ten dzień nastanie i zastanawiałam się, co takiego chłopaki nam zaoferują.
Memories – do not open… A może jednak spróbujmy?
Płytę otwiera utwór The One. I tak oto, już od pierwszych chwil chłopaki zaskakują, ponieważ… to nic specjalnego. Ani to porywa, ani to zachęca do słuchania dalej. Piosenka wyszła krótko przed premierą płyty, więc słuchałam jej wcześniej tylko raz – bo nie czułam potrzeby na więcej – w ogóle mnie nie zachwyciła. Okej, ale może nie skreślajmy płyty już na samym początku? Kolejnym utworem jest Break Up Every Night – i już jest lepiej – wręcz zaskoczenie, ponieważ brzmi bardziej jak piosenka młodzieżowego boysbandu, a nie klubowy numer dwójki DJ’ów. W podobnym klimacie są również piosenki Young i Last Day Alive – aczkolwiek te dwie już nie są tak porywające. Po prostu nie brzmią tak typowo jak klubowe kawałki, czyli to, czego można by się spodziewać po chłopakach.
Dla odmiany pomówmy o lepszej części płyty, zaliczyłabym do niej Something Just Like This, It Won’t Killa Ya i jeszcze My Type. Ta pierwsza – w kolaboracji z Coldplay – czyli jedno z tych połączeń, których spodziewałabym się najmniej. Ale tu znów zaskoczenie – tym razem jak najbardziej pozytywne – ponieważ ten kawałek wyszedł im naprawdę dobrze. Możemy tego doświadczyć chociażby po tym, jak często jest on grany w stacjach radiowych od czasu spektakularnej premiery na gali BRIT Awards 2017. Druga z wymienionych, czyli It Won’t Kill Ya to właśnie taka, których spodziewałam się na krążku więcej. Duet z francuską piosenkarką Louanne (znaną np. z hitu Avenir) zaowocował wpadającym w ucho kawałkiem i widzę tu potencjał na singiel. Ostatnia, czyli My Type, również jedna z lepszych, ponieważ zaczyna się spokojnie i wchodzi tam przyjemny refren, który jednak mógłby być trochę dłuższy – bo nawet nie zdążymy nacieszyć ucha tym ciekawym brzmieniem.
To niestety byłoby chyba na tyle z dobrej strony tej płyty. Znajdziemy tu jeszcze kompozycje takie jak: Bloodstream, Paris, Honest czy Don’t Say. Myślę, że to ciekawy eksperyment The Chainsmokers – jednak zbyt słaby. Te piosenki nie porywają niczym specjalnym, nie zachęcają do dalszego słuchania – może są trochę niedopracowane? Wydaje mi się, że klimat, w jakim tworzą chłopaki stawia bardziej na przekaz muzyczny – nie tekstowy, a tymczasem mam wrażenie, że bardziej dopieszczone zostało właśnie to drugie. Dosyć irytująca jest również końcówka Don’t Say, ponieważ jest tam ponad 20-sekundowe przedłużenie piosenki o fragment, tak jakby ze studia, gdzie wokalistka rozmawia sobie z zespołem – przesłuchajcie sami. Przy odtwarzaniu tego w playliście, w ciągu, potrafi być denerwujące.
Wiele osób twierdzi, że wszystkie piosenki The Chainsmokers są takie same. Ja natomiast proponuję spojrzeć na to z innej strony – chłopaki mają po prostu własny styl. Okej, ich piosenki nie są zbytnio odkrywcze i teksty nieraz nie są tymi z górnej półki, ale dzięki nim odkryłam takie głosy jak Halsey czy Daya. Single Don’t Let Me Down czy popularne Closer bardzo dziewczynom pomogło i rozgłosiło ich nazwiska na cały świat. Nie ukrywam, że spodziewałam się czegoś lepszego po tej płycie i trochę się zawiodłam. Zdecydowanie bardziej podobały mi się kawałki z EPki The Collage czyli wspomniane wyżej i np. All We Know czy Setting Fires. To były naprawdę dobre utwory, klubowe refreny, coś czego dało się słuchać na co dzień ale też świetnie bawić na imprezie. Natomiast Memories – do not open jest zbyt… spokojne. Nie ma w sobie tego porywającego i mocnego brzmienia, na jakie tyle czekaliśmy. Myślę, że na dłużej zostanę jedynie przy piosenkach Break Up Every Night czy It Won’t Kill Ya. Reszta jest przeciętna.
Z wielkim bólem serca – 6/10.
Autor: Dominika Tarka