
fot.: materiały prasowe Universal Music Polska
Livingston to 22-letni artysta, który szturmem podbija świat muzyczny. W marcu ubiegłego roku wydał debiutancki album „A Hometown Odyssey”, który do tej pory odtworzono na Spotify ponad 100 milionów razy. Słuchacze cenią jego twórczość przede wszystkim za szczerość. Livingston, dzieląc się trudnymi emocjami i odsłaniając mroczniejsze zakamarki codzienności, dodaje odbiorcom otuchy i przypomina – nie musicie przechodzić przez trudne wydarzenia sami. Rozmowa odbyła się dzień przed warszawskim koncertem.
Hej Livingston. Wystąpisz dziś w Warszawie w ramach trasy promującej nadchodzące wydawnictwo. Byłeś kiedyś w Polsce?
Nie, nigdy wcześniej nie miałem okazji. Na tym etapie trasy czuję się niesamowicie i jestem podekscytowany dzisiejszym występem.
Ekstra! Pochodzisz z Teksasu, konkretniej z Denton, prawda? Mógłbyś powiedzieć, jak wygląda tamtejsza scena muzyczna? Wielu kojarzy Teksas raczej z country, a Ty tworzysz muzykę popową.
Scena muzyczna w Denton jest niesamowita, pełna niezwykle utalentowanych muzyków jazzowych, folkowych, bluegrassowych i popowych. Chciałbym być bardziej zaangażowany w tamtejszą scenę uniwersytecką jako jej uczestnik, ale od zawsze byłem po prostu jej wielkim fanem. Mam wrażenie, że mnogość zainteresowań i kultur w Denton pomogły mi nabrać śmiałości.
Samodzielnie wyprodukowałeś i napisałeś debiutancki album „A Hometown Odyssey”. Jak to jest być jednocześnie tekściarzem, autorem muzyki i producentem?
To świetne pytanie. Nie myślałem o tym, gdy pracowałem nad płytą. Wynikało to raczej z konieczności niż pragnienia posiadania kontroli nad całym procesem. Byłem wtedy jeszcze niedoświadczonym licealistą i wiedziałem, że nikt nie poświęciłby tyle czasu i energii na stworzenie tak ambitnego albumu, o jakim myślałem. Dlatego wziąłem sprawy w swoje ręce i starałem się przy tym dobrze bawić. Teraz jest trochę inaczej – pojawia się więcej współprac i twórczych wyzwań, co bardzo mi się podoba.

fot.: materiały prasowe Universal Music Polska
Według statystyk album „A Hometown Odyssey” i osiągnął numer 2 na Spotify Album Debut UK Chart i do tej pory odtworzono go ponad 100 milionów razy. Ewidentnie idziesz po swoje. Czy spodziewałeś się takiej rozpoznawalności?
Absolutnie nie. Dysponowałem zerowym budżetem na promocję, a połowę teledysków nakręciłem w domu iPhonem. Tym bardziej dzień, w którym ukazał się album, był dla mnie niewiarygodny.
Intro do albumu zostało nagrane przez J.K. Simmonsa. Skąd pomysł, żeby zaprosić go do współpracy?
Album przypominał mi książkę z opowiadaniami, dlatego chciałem, by miał swojego narratora. Za sprawą przedziwnego biegu wydarzeń okazało się, że z Simmonsem mamy wspólnego przyjaciela. Przedstawił nas sobie i w ten sposób nasze drogi się skrzyżowały. Napisaliśmy scenariusz do intra, wkrótce je nagraliśmy. Byłem zafascynowany – tym bardziej, że Whiplash to mój ulubiony film.

fot.: materiały prasowe Universal Music Polska
Na albumie jest wiele utworów, które cieszą się podobną popularnością. Jednakże, czy są takie piosenki, które twoim zdaniem mogłyby zostać bardziej docenione?
Hmmm. „Symphony” wydaje się niedoceniane, ale dobrze wypada na żywo. Niektóre piosenki mogą nie mieć dużych wyników na streamingu, ale wierzę, że w końcu znajdą swoje miejsce w eterze.
Przygotowałeś coś specjalnego dla swoich słuchaczy. 7 marca zostanie wydany twój nowy album „A Hometown Odyssey (The Story Continues)”. Będzie się składał z 23 utworów. Prawie jak antologia. Dlaczego zdecydowałeś się wydać swój drugi album w takiej formie?
Te utwory były dla mnie bardziej dramatycznym i zwięzłym rozszerzeniem oryginalnego albumu, więc chciałem połączyć je w taki sposób, by stanowiły kontynuację muzycznej odysei z pierwszej płyty.
A który z nich jest twoim ulubionym?
„Reverse”. Pod względem muzycznym jest niesamowicie wciagający.
Jak dotąd wydałeś cztery nowe single zapowiadające drugi album: „Gravedigger”, „Look Mom I Can Fly”, „Glow” oraz najnowszy „Brainstorm”. Czy te utwory stanowią kontynuację historii, o których śpiewasz na swoim debiutanckim albumie?
Tak, zwłaszcza „Glow”, które wydaje się jeszcze bardziej intensywnym i pełnym energii rozwinięciem „Neon” – pragnieniem, by osoba, którą kochasz, nie odpuszczała.
Najnowszy singiel „Brainstorm”, który wydałeś pod koniec stycznia, jest świetny i poruszający. Śpiewasz tam: „How can I love when I’m stuck in my brainstorm?”. Czy ta piosenka jest osobistym wyznaniem?
Tak, ta piosenka opowiada o lęku i tkwieniu w powtarzających się wzorcach myślowych. Zauważyłem, że wielu moich odbiorców również się z tym boryka. Z tego względu poczułem się ośmielony, by poruszać ten temat częściej.
Czy od początku miałeś konkretny pomysł na brzmienie tej piosenki?
Chciałem, żeby „Brainstorm” brzmiał jak utwór towarzyszący wejściu drużyny piłkarskiej na boisko lub reklama gry wideo. Miał być naprawdę potężny, z wyrazistym, hymnicznym brzmieniem, z monumentalnymi partiami perkusyjnymi i szerokimi, otwartymi dźwiękami w refrenie. Myślę, że się udało.
Osiągnąłeś w swojej karierze już tak wiele, ale czy jest jeszcze coś, co chciałbyś odhaczyć na swojej liście marzeń?
Sprzedaż biletów na międzynarodową trasę stadionową i powrót do Polski, żeby spróbować więcej lokalnych potraw. Dziś znalazłem niesamowitą restaurację, która była dokładnie tym, czego potrzebowaliśmy w ten zimny dzień.