fot.: materiały prasowe
Lanberry to jedna z najpopularniejszych artystek w Polsce. Jest współautorką muzyki i tekstów do wszystkich swoich piosenek, a także dla młodych gwiazd polskiej sceny pop. Kawałek „Dzięki, że jesteś”, który nagrała wraz Tribbsem, okazał się prawdziwym przebojem. Niecałe dwa tygodnie temu ukazał się najnowszy singiel artystki zatytułowany „Fejk”. W rozmowie z nami Lanberry opowiedziała m.in. o nadchodzącej płycie, różnych odcieniach muzyki popowej i planach związanych z 15. edycją The Voice of Poland.
W ubiegły czwartek w serwisach streamingowych ukazał się twój najnowszy singiel „Fejk”. Zawarłaś w nim pocieszające, uniwersalne przesłanie adresowane do wielu dziewczyn, które być może właśnie zakończyły nieudaną relację. Skąd pomysł na taki utwór?
Pomysły na single przychodzą do mnie w najmniej oczekiwanym momencie. Przesłanie „Fejk” nie jest poparte wątkami autobiograficznymi, bardziej wynika z ogólnych obserwacji sytuacji, które miały miejsce w gronie moich najbliższych. Osoby, które miały być im bliskie i z którymi zaczynały nawiązywać relacje, kreowały się na inne, niż w rzeczywistości. O ich prawdziwym obliczu dowiadywały się po czasie, wobec czego naturalnie czuły się rozgoryczone i zranione. Piosenka „Fejk” ma być ciepłym przytuleniem i pocieszeniem dla złamanego serca, przyjacielską pogawędką adresowaną do wszystkich tych, którzy doświadczyli podobnego bólu. Nie ograniczałabym się do przyjaciółek, choć stereotypowo to one najczęściej wypłakują się jedna drugiej, gdy w ich życiu pojawiają się zawirowania. Dobrze mieć bliską osobę, do której zawsze możemy przyjść, nawet wtedy, gdy dokonujemy w życiu złych wyborów, szczególnie w kontekście relacji międzyludzkich.
Do tej pory ukazały się dwa single zapowiadające twoją nową płytę – „Co ja robię tu” i wspomniany „Fejk”. Każda z nich opowiada o różnych odcieniach relacji. Czy motyw miłości i przyjaźni będzie tematem przewodnim albumu?
Od czasów mojej debiutanckiej płyty „Lanberry” podtytuł „o relacjach” powinien znajdować się praktycznie przy każdej z moich piosenek (śmiech). Relacje romantyczne wraz ze swoją dynamiką dają niezwykłe pole do pisania tekstów. Można pisać o nich bardzo szeroko, bo perspektywy są różne: od naszego lub czyjegoś złamanego serca, przez oczekiwania wobec relacji i drugiego człowieka, aż po totalny zawód, o którym śpiewam w „Co ja robię tu”. Odwołuję się w tej piosence do czucia się niepotrzebnym i zupełnie niedostrzeganym przez naszego partnera bądź partnerkę. Jak widzisz, odcieni relacji jest sporo, ale nowy album nie będzie traktował wyłącznie o nich. Motywem przewodnim jest zabawa muzyką, nieograniczanie się do jednego rodzaju tekstu i groove’u. Z pewnością będzie zawierał też moje obserwacje i przemyślenia na temat zjawisk zachodzących w branży muzycznej, czy po prostu w naszym życiu.
Każdy z tych singli ma inną dynamikę, ale tym, co je spaja, jest solidna elektronika. Szczególnie zaciekawił mnie „Co ja robię tu” – słychać w nim inspiracje muzyką lat 80. Nie boisz się eksperymentować z muzyką, prawda? Tworzysz muzykę popową i robisz to z dumą.
Najnowszy album, który ukaże się już jesienią, ma na celu pokazać muzykę popową w najróżniejszych odcieniach. Pop to bardzo szeroki gatunek, w którym można się bawić, pięknie eksperymentować i miksować różne, bliskie naszemu sercu, elementy. To mogą być soczyste, rockowe gitary, syntezatory czy rozwiązania zaczerpnięte z eksperymentalnej muzyki elektronicznej. Muzyka pop płynie w moich żyłach i nie zamierzam tego zmieniać, bo byłoby to wbrew mojej naturze. Bardzo chciałabym, by ludzie przestali traktować muzykę popową, mainstreamową i bardziej komercyjną, po macoszemu. To dla mnie zupełnie niezrozumiałe, że ktoś tylko przez to, że gra muzykę alternatywną, może czuć się lepszy od muzyków popowych.
Cieszę się, że wspomniałaś o szerokich możliwościach eksperymentowania, jakie oferuje pop. Odnoszę wrażenie, że wiele osób uważa mainstreamową muzykę za płytką, bez polotu, a ty pokazujesz, że ona może być – i jest – dobra.
Przede wszystkim autentyczna. Nie silę się na to, żeby ludzie szukali ukrytego dna w mojej muzyce, tylko podaję słuchaczom historie, które wydarzyły się naprawdę. Nie śpiewam o rzeczach, które w ogóle mnie nie dotyczą. Dlatego mam wielką nadzieję, że moje piosenki będą ze słuchaczami rezonować, bo byli w takiej sytuacji albo jej ułamku i mogą się z tym utożsamić. Dla mnie największym kryterium, jeśli chodzi o ocenę muzyki, jest fakt, czy jej twórca robi ją z pobudek serca i czystej pasji. Jeśli motywacja leży gdzieś indziej, na przykład w pieniądzach, to zupełnie nie moja bajka. Wtedy tworzenie traci dla mnie sens. Myślę, że to dobry zaczyn do dyskusji, czym tak naprawdę jest muzyka w dzisiejszych czasach i po co się ją tworzy. Warto odpowiedzieć sobie na to pytanie.
fot.: materiały prasowe
Będziesz trenerką w najnowszej edycji programu The Voice of Poland, twój podopieczny Janek Górka zwyciężył w poprzedniej edycji. Jakich głosów szukasz? Co jest dla Ciebie ważne w prowadzeniu tych, którzy próbują swoich sił w programie?
Szukam barw, które od razu zwracają uwagę i są tak charakterystyczne, że nie sposób pomylić ich z innymi. Ważne jest dla mnie to, by osoba śpiewająca wiedziała, o czym śpiewa – w tym sensie szukam narratorów i narratorek opowieści. Idealnie, gdyby wszystkie te elementy były okraszone świetnym technicznym śpiewaniem. Nawet jeśli nie będą, to głos można wyćwiczyć, natomiast serca nie. Dlatego będę szukać osób, które mają talent do przekazywania emocji w piosenkach, które są odważne i nie boją się wychodzić poza utarty schemat. To zawsze będzie zwracało moją uwagę.
Bardzo mnie poruszyło to, o czym wspomniałaś, bo myślę, że autentyczność w muzyce jest kluczem – tym, czego słuchacze poszukują.
Tak, na różnych poziomach oczywiście. Wiadomo, że nie każdy będzie fanem komercyjnej muzyki popowej czy też tej alternatywnej. Nawet, jeśli czyjaś twórczość nie będzie z nami rezonować, należy uszanować to, co dany artysta robi. Bo robi to z potrzeby serca.
Wracając na moment do albumu – czy kawałek „Dzięki, że jesteś” nagrany z Tribbsem również znajdzie się na płycie?
Tak, zdecydowanie. To jest bardzo ważny utwór zarówno dla mnie, jak i dla Tribbsa. Powiem ci szczerze, że kawałek „Dzięki, że jesteś” to absolutne szaleństwo, jeśli chodzi o koncerty. Teraz jestem w fazie letniej trasy plenerowej i to jest przecudowne uczucie, kiedy wszyscy śpiewamy najgłośniej, jak tylko potrafimy, słowa refrenu: „Jak słodko-kwaśne żelki…”.
fot.: materiały prasowe
Po tym, co mówisz, wnioskuję, że motyw słodko-kwaśnych żelków sprawdził się znakomicie. Pamiętasz, kiedy odkryłaś, że masz smykałkę do pisania nośnych, wpadających w ucho tekstów piosenek?
Jako mała dziewczynka zapisywałam różne myśli i na sucho wymyślałam melodie. W ramach dziecięcej zabawy projektowałam okładki płyt, układałam tracklistę i wymyślałam tytuły. Muszę odkopać te notatki, bo na pewno są w moim domu rodzinnym (śmiech). Myślę, że od dziecka manifestowałam, że chcę pracować w branży muzycznej, bo pod skórą czułam, że pragnę dzielić się muzyką. Na pierwszym roku studiów podjęłam pierwsze dorosłe próby tworzenia piosenek. Wtedy współpracowałam z moim znajomym ze studiów lingwistycznych – pianistą, który teraz gra w zespole Dawida Kwiatkowskiego. Bardzo mi się to spodobało. Wiedziałam, że chcę dzielić się ze światem swoimi przemyśleniami w nadziei, że ludzie to poczują. Mimo że czasami świat mówił mi, że już jest za późno lub nie jest to zajęcie dla mnie, bardzo mocno wierzyłam, że mi się uda. Moja wiara w sukces zwyciężyła.
W jaki sposób podchodzisz do pisania tekstów swoich piosenek versus piosenek dla innych artystów? Pisałaś teksty m.in. dla Wiki Gabor czy dla Roksany Węgiel, z którymi dziewczyny zwyciężyły na Eurowizji Junior.
Do swoich rzeczy podchodzę bardziej priorytetowo. Kluczem jest czas, który trzeba poświęcić na pisanie piosenek dla innych artystów, należy też podkreślić, że to zawsze teamwork. Aktualnie nie mam tej przestrzeni czasowej i bardzo żałuję, bo chciałabym, żeby doba miała co najmniej 48 godzin. Wtedy zdążyłabym ogarnąć The Voice, plenery, kończenie swojej płyty i pisanie dla innych. Do każdego projektu podchodzę rzetelnie i poważnie. Nie chcę, żeby piosenki, które współtworzę, przypominały kolejny produkt z taśmy. Ważne, by były przemyślane wzdłuż i wszerz i były o czymś, a to wymaga skupienia i poszukania oryginalnych rozwiązań.
Czyli do każdego projektu podchodzisz z sercem?
Tak, z dużym sercem. Piosenki nie mogą być zrobione „po łebkach”, trzeba się im poświęcić. Skupić energię na danym artyście, który też ma swoje wizje i emocje, które chce przekazać w muzyce.
Który gatunek muzyczny jest dla Ciebie najbliższy pod twórczym względem?
Jeśli mam dzielić na gatunki, to w równym stopniu wyróżniłabym muzykę popową i rockową. Myślę, że podział na gatunki muzyczne niedługo stanie się reliktem przeszłości, choć niewątpliwie stanowi dla słuchaczy przydatny drogowskaz. W tym momencie, kiedy w muzyce pojawiła się już każda możliwa melodia, moim zdaniem ważne są ciekawe patenty produkcyjne i umiejętność przekazywania przez autorów historii. Warto czerpać z tego, co było, przefiltrowywać przez własną wrażliwość i pomysłowość i pokazywać na nowo. Nie bez powodu obecnie słyszymy piosenki charakterystyczne dla różnych dekad, ale w nowym wydaniu. Widzimy, że konkretne melodie się sprawdzały i teraz opakowujemy je w inne produkcyjne i muzyczne ubrania. Czasami to wchodzi średnio, a czasami świetnie.
Trochę tak, jak na przykład na Męskim Graniu, prawda?
Tak, w przypadku Męskiego Grania zabawa aranżami jest ogromna. Biorą się za nie ludzie wybitni, dlatego wychodzi naprawdę dobrze i jakościowo. Fajnie, gdyby Męskie Granie zapraszało artystów także z innych bajek muzycznych, żeby trochę wzbogacić to wydarzenie.
A jaka muzyka gra w twojej duszy na co dzień?
Śmieję się z moim chłopakiem, że co najmniej raz, żeby dzień był udany, musi polecieć Red Hot Chili Peppers. W moim sercu gra mnóstwo rockowych zespołów. Kamieniem węgielnym jest The Beatles, z których również czerpię. Na głośnikach w moim domu i słuchawkach przewijają się też największe zespoły klasycznego rocka typu Nirvana, Foo Fighters, Gunsi. Jest szeroko. Nie ograniczam się.
fot.: materiały prasowe
Wspomniałaś, że w muzyce wszystko już było. Czy w ostatnim czasie usłyszałaś jakieś konkretne patenty i frazy muzyczne, które wykorzystałaś w swojej twórczości?
Nie, nie ma jednej konkretnej rzeczy, to raczej małe elementy. Bacznie obserwuję nowości na różnych platformach streamingowych, a algorytm dodatkowo podpowiada mi artystów ze świata. Bardzo lubię młodych, jeszcze nieznanych artystów. Może nie mają gigantycznych zasięgów, ale tworzą muzykę, która jest bliska mojemu sercu – przykładowo twórcy popu w wydaniu kalifornijskim, którzy z czasem przeszli do mainstreamu. Lubię obserwować, w jaki sposób rozwijają się artystki. Przykładem jest Sabina Carpenter, która pobiła wszystko przebojową piosenką „Espresso”, a następnie wydała bardzo uroczy singiel „Please, Please, Please”. Fajnie jest obserwować drogę, jaką przechodzą artyści i jak połączenia z różnymi producentami dają zaskakujące efekty.
Na portalu WLKM.pl promujemy wspieranie pracy artystów poprzez kupowanie nośników fizycznych czy chodzenie na koncerty. Wierzymy, że w czasach zdominowanych przez streaming, to wciąż dobra opcja popularyzacji muzyki. A ty, jako artystka, jak się na to zapatrujesz?
Jestem bardzo otwarta na taką akcję, zwłaszcza, że nośniki tradycyjne są bliskie mojemu sercu. Jako dziecko żyłam w analogowym świecie lat 90., potem jako starsza dziewczynka wkroczyłam w świat cyfrowy, dlatego z sentymentem wracam do nośników fizycznych. Mam w domu kolekcję winyli, płyt CD, znajdą się też archaiczne kasety. Polecam każdemu, kto chce spróbować posłuchać dźwięku w zupełnie innej jakości. Warto odpalić płytę na gramofonie i usłyszeć różnicę. Zarówno streaming, jak i nośniki fizyczne, są dla artysty bardzo ważne. Sednem sprawy jest, abyśmy korzystali z tych źródeł legalnie. Wspierali czyjąś twórczość, by artysta był za nią godnie wynagradzany.