Zapomnijcie o pośpiechu, tłoku i zamieszaniu związanym z Black Friday. Tom Odell na płycie o takiej nazwie zawarł coś zupełnie innego. Dlaczego więc artysta zdecydował się na taki tytuł?
Tom Odell prezentuje swoim fanom swoje najnowsze dzieło muzyczne, a mianowicie szósty album studyjny zatytułowany Black Friday. Przed oficjalnym wydaniem płyty artysta zaprezentował cztery single, zwiastujące atmosferę całego albumu.
Powracając do pytania, dlaczego właściwie album nosi taką nazwę, która teoretycznie, na pierwszy rzut oka, nie ma żadnego powiązania. Otóż odpowiedź jest zaskakująco prosta – artysta stworzył singiel Black Friday dosłownie w dniu swoich urodzin, czyli tuż przed tym znanym szaleństwem zakupowym. Skupiając się już jednak na samym utworze, nie będę ukrywać, że dawno nic nie poruszyło mnie tak mocno po pierwszym odsłuchu. Oczywiście, to może wynikać z tego, że singiel wylądował w naszych głośnikach w okresie między latem a jesienią, kiedy aura sama w sobie wprowadza w refleksyjny nastrój. Niemniej jednak trudno byłoby mi określić ten utwór inaczej niż doskonały wyciskacz łez. To nie jest lekka melodia do puszczenia w tle – wymaga pełnego zanurzenia się w tą muzyczną opowieść. Fascynuje mnie, jak Tom buduje zainteresowanie i napięcie, by na końcu zupełnie je uwolnić, eksponując swoje ogromne możliwości wokalne i przede wszystkim zdolność wywołania burzy emocji.
Niedługo później artysta odkrył kolejny utwór ze swojego szóstego albumu. Somebody Else to spokojniejsza w swoim brzmieniu ballada z delikatnym akompaniamentem gitary. Jednak ostatnie kilkadziesiąt sekund kompozycji całkowicie zmienia jej odbiór i pozostawia w lekkiej niepewności, co jednak płynnie łączy się z dalszą częścią płyty. Przy tym utworze zauważyłam też ciekawy sposób produkcji piosenki, a jak się potem okazało, całego albumu. Tom Odell tym razem postawił na surowość i naturalność, co nadaje utworom pewną autentyczność. Brzmią one na nieco nieoszlifowane, czasem wręcz jak demówki. Chociaż krążą różne opinie na temat tego zabiegu, to muszę przyznać, że na mnie on zdecydowanie działa. Ta nieidealna estetyka sprawia, że łatwiej wczuć się w emocje płynące z utworów. To trochę tak, jakby artysta otworzył drzwi do swojego studia, ujawniając nam wszystko, co wypływa z jego duszy. I to właśnie ta autentyczność nadaje Black Friday niepowtarzalny charakter.
Answer Phone, który rozpoczyna muzyczną podróż przez album, już na samym początku odsłania, że surowość brzmienia to zdecydowany wybór, na pewno nie przypadek. To jednocześnie jeden z najbardziej poruszających tekstowo utworów, jakie znajdziemy na płycie. Chociaż przez całą płytę trudno odszukać jakichkolwiek pozytywnych refleksji, to przesłanie tego utworu jest wyjątkowo przygnębiające. Tom Odell bez zbędnych złudzeń oddaje obraz ogromnego zagubienia i bezsilności, z którymi można zmagać się w życiu. Artysta użył tutaj prostych słów, bez większych metafor, które potrafią mocno uderzyć.
Ostatni singiel, będący jednocześnie zamykającym utworem albumu, nosi tytuł The End. Choć sam tytuł może sugerować zakończenie, to wcale nie oznacza, że smutek tu ustaje – wręcz przeciwnie, może to być moment, w którym zaczniecie zdawać sobie sprawę, że z Was również wylewają się emocje, może nawet łzy. To, co jednak wyróżnia The End na tle reszty albumu, to jego podniosły charakter. Pomimo tego, że opowieść nie kończy się optymistycznie, czuję, że Tom Odell zamyka tutaj pewien etap. Być może następna opowieść będzie miała zupełnie inny wydźwięk? Naprawdę mnie to ciekawi, choć szczerze mówiąc, te najbardziej melancholijne piosenki artysty są dla mnie najpiękniejsze.
Czy Black Friday nie zalewa zbyt intensywnymi emocjami? Rozumiem, że dla niektórych może to być dość przytłaczające. Jednak osobiście jestem pod wrażeniem tego, jak muzyk w zaledwie półgodzinnym albumie zdołał skondensować tyle głębokich myśli i przelać je równie silnie na słuchaczy. Jako fanka muzyki, która lubi w nią się wgłębiać emocjonalnie, Black Friday od Toma Odella po prostu trafia do mnie w pełni. Szczerze mówiąc, sięgam po ten album kilka razy w tygodniu i na razie nie widzę powodu, aby to zmieniać. To dla mnie prawdziwa uczta dla duszy, choć zdecydowanie nielekka.