
Ponad 4 lata kazano fanom młodej, 21-letniej wokalistki, czekać na kolejny ruch utalentowanej tekściarki. Po debiutanckim albumie Pure Heroine i kilku świetnych singlach, słuch o Lorde zaginął. Aż do dziś, wielkiego powrotu z nową muzyką i świeżą inspiracją. Jakie historie kryje Melodrama?
Na początku, nie sposób nie zwrócić uwagi na przepiękną okładkę. Przykuwa wzrok potencjalnego słuchacza, by już po chwili zaskoczyć ilością… utworów. Bowiem Melodrama oferuje nam tylko 11 piosenek i w dodatku – brak wersji deluxe? Czy to oznacza, że Lorde postawiła na jakość, a nie na ilość? Przekonajmy się.
Jako pierwsze daje nam się usłyszeć Green Light, wydane jako singiel na wielki powrót. Przyznam szczerze, że początkowo utwór kompletnie mi się nie spodobał, dopiero po kilku, kilkunastu przesłuchaniach… ale jak weszło, to zostało do dziś. Mamy tutaj mieszankę zarówno starej i nowej Lorde, bardzo mi się podoba akompaniament pianina i charakterystyczne dla jej głosu genialne chórki. Fajne, żywe otwarcie albumu. Co dalej? Następnie przejmuje nad nami kontrolę Sober i Homemade Dynamite. Dobre utrzymanie tempa i przejście z pierwszej piosenki. Szczególnie uwiodły mnie “szeptane” delikatne partie w Sober i świetnie przemyślane zmiany tempa w obu utworach, przez co żaden z nich, ani przez chwilę nie jest monotonny. Oba mają też świetne, śmiałe (nie obyło się bez wulgaryzmów) teksty – widać tu, że Lorde dorosła, coś przez te cztery lata przeżyła i chce nam to pokazać. Śmiało mogę okrzyknąć Homemade Dynamite jako najlepszą piosenkę z albumu Melodrama. Zarówno za wykonanie jak i za treść. Delikatne połączenie popu i minimum elektroniki – zdecydowanie kompozycja warta uwagi. Mamy jeszcze utwór The Louvre który jest taki… nijaki. Tekst z dziwnym przekazem, podobnym do poprzednich dwóch… W ostateczności mogę uznać za pomysłowe te wstawki pod koniec refrenów, ale nic poza tym. “Pomysłowe” bo imitujące bicie serca, ale jakoś nie pasujące do całości piosenki, ponieważ zaburzają całą harmonię i styl.
Totalnie uwiodła mnie subtelna i delikatna ballada Liability. Wow – wielki szacunek za tak prostą i piękną piosenkę. Niedawno pisałam o Sorry od Halsey i ta również jest w podobnym klimacie. Delikatna, szczera, momentami przepełniona wręcz bólem, przepiękny tekst. Uważajcie, bo łatwo się z nią utożsamić. Ciekawa jest również druga wersja, czyli Liability (Reprise), aczkolwiek uważam, że powinna być umieszczona na wersji rozszerzonej krążka. W tekście odnajdujemy odpowiedź, usprawiedliwienie, (że nie jest winna temu co się stało – artystka zwraca się w tych wersach do samej siebie) dopełnienie pierwszej części piosenki, jest też w większości akustyczna. W jej miejsce dałabym coś bardziej ambitnego. Są na płycie jeszcze dwie przepiękne ballady – Sober II (Melodrama) oraz Writer In The Dark. Obydwie brzmią jak ciekawy eksperyment, z którym warto się osłuchać i zapoznać.
Przyjrzyjmy się jeszcze piosenkom o nazwach Supercut oraz Hard Feelings. Ta pierwsza ma bardzo intrygujący tekst, coś innego, aczkolwiek melodia kompletnie mnie nie porwała, nie znajduje się w niej nic fascynującego. Natomiast ta druga jest przyjemna do momentu, kiedy wchodzą te dziwne wstawki, wtedy staje się delikatnie irytująca… Rozumiem, że ta piosenka opowiada o zranieniu, zawodzie i widzę chęć eksperymentu ze strony Lorde, ale moim zdaniem – kompletnie tutaj nie udany.
Na koniec pozostaje nam Perfect Places, która została wydana uprzednio jako singiel. Mam wrażenie, że Lorde wykorzystała wszystkie najlepsze piosenki jako single i na płycie Melodrama nie pozostało już nic dobrego oprócz wspomnianego Homemade Dynamite i może ewentualnie Writer In The Dark. Po czterech latach czekania spodziewałam się czegoś zupełnie innego, na pewno lepszego. Odniosłam wrażenie, że Lorde dojrzała jako tekściarka, ale linie melodyczne są zbyt mocno przekombinowane. Trochę eksperymentów, trochę starych brzmień… chociaż te teksty też w większości opowiadają o tym samym, taka sobie Melodrama. Szkoda, naprawdę szkoda, że tak mało dostaliśmy tych piosenek, bo nie są one jakoś szczególnie wybitne. Album Pure Heroine był zdecydowanie ciekawszy i znacznie bardziej zróżnicowany.
Moja ocena: 6/10
Dominika Tarka