NewsroomRecenzje

Recenzja: Harry Styles – “Harry’s House”

Fot. Materiały Prasowe

Fot. Materiały Prasowe

O Harrym Stylesie większość osób z pewnością słyszała, a wśród młodego pokolenia myślę, że nie ma nikogo, kto by go nie kojarzył choćby z nazwiska, nawet jeśli nie jest wielbicielem jego muzyki. Były członek słynnego boysbandu „One Direction” 20 maja wydał swój trzeci solowy album w karierze pt. „Harry’s House”. Niedawno muzyk odwiedził po raz pierwszy Polskę, w ramach swojej trasy koncertowej „Love On Tour” i wykonał na żywo utwory również z najnowszego wydawnictwa. 

Promowany przez singiel „As it was”, który zdobył już ponad miliard odtworzeń w serwisie Spotify, oraz „Late night talking” album zadebiutował na pierwszym miejscu w wielu krajach na świecie. Pomimo tego, że wyszedł już jakiś czas temu, wspomniany singiel “As it was” oraz sam album, od momentu wydania nie schodzi z czołówki notowań na amerykańskich listach Billboard oraz brytyjskich listach przebojów. „Harry’s House” spotkał się z szerokim uznaniem i został nominowany do tegorocznej nagrody Mercury Music Prize. Uważam, że możemy się spodziewać w przyszłym roku nagrody Grammy za ten album i to nie jednej.

Album różni się muzycznie od dwóch poprzednich: „Harry Styles” i „Fine Line”, głównie poprzez użycie syntezatorów. Częste na płycie są również chórki. Utwory sprawiają też wrażenie bardziej introspektywnych i osobistych od dotychczasowych utworów Harrego Stylesa. Powiedziałabym, że ta płyta jest też bardziej refleksyjna. Słychać duży jego rozwój od czasów One Direction i szukanie przez niego swojej własnej ścieżki muzycznej. Tym, co pozostaje niezmienne u muzykam jest brak jakichkolwiek kolaboracji na płycie, z czego Harry Styles jest znany, że nie podejmuje żadnych muzycznych współpracy i sygnuje utwory jedynie swoim nazwiskiem.

Album otwiera utwór „Music For a Sushi Restaurant”, który według mnie idealnie pasuje jako „drzwi” do domu Harry’ego. Kiedy pierwszy raz go usłyszałam miałam wrażanie jakbym się przeniosła do restauracji sushi w dalekiej Japonii. Uważam, że bardzo dobrze się wpasowuje jako wystrój muzyczny do tego typu lokali i mógłby być w nich puszczany. Jest to jeden z moich ulubionych utworów na tej płycie. Ma bardzo charakterystyczne i wyróżniające się na tle pozostałych brzmienie.

“As It Was”, pierwszy singiel z płyty, jest chyba najbardziej skocznym utworem, który momentalnie wpada w ucho, po czym chodzi cały czas po głowie. Nie dziwię się, że ta piosenka zdobyła tyle odtworzeń, a teledysk do niej tyle wyświetleń. Od razu zdobył popularność i myślę, że jeszcze długo się utrzyma na szczycie list przebojów. Drugi singiel, “Late Night Talking”, jest bardzo pozytywny w brzmieniu i tak jak Harry śpiewa w nim o kimś „nie można się go pozbyć z głowy”. Jest on bardzo przyjemny dla ucha. Tak jak poprzedni singiel z płyty, on również doczekał się teledysku. 


Wesprzyj twórczość Harrego Stylesa i zamów album “Harry’s House”

Warto zwrócić uwagę na utwory „Cinema” oraz „Daylight”, w których można usłyszeć gitarę elektryczną w wykonaniu amerykańskiego piosenkarza i gitarzysty Johna Mayera. Obie te piosenki charakteryzują się jasnym brzmieniem i jak dla mnie kojarzą się z latem i wakacjami. Z kolei utwór „Satellite” rozpoczyna się dźwiękami, które określiłabym jako „kosmiczne” i które sprawiają, że słuchacz ma wrażenie, jakby się unosił gdzieś w przestrzeni kosmicznej. Dla mnie bardzo dobrze współgra ze sobą w warstwie muzycznej i tekstowej. 

Na albumie nie zabrakło utworów o tytułach, które możemy odnaleźć u innych artystów. Jednym z nich jest Matilda, bardzo spokojny z wyróżniającym się brzmieniem gitary akustycznej. Piosenkę o takim samym tytule „Matylda” napisał Dawid Podsiadło, jednak w przeciwieństwie do naszego polskiego wykonawcy, który imię zaczerpnął z filmu „Leon Zawodowiec”, tytuł utworu Harrego Stylesa pochodzi od bohaterki książki Roalda Dahla o takim tytule. Drugim takim utworem jest “Love Of My Life”, który zamyka album. Można więc powiedzieć, że są to takie „drugie drzwi” domu Harrego, którymi się z niego wychodzi. Legendarna brytyjska grupa Queen również ma w swoim dorobku piosenkę o takim samym tytule. Według mnie jest to piękny utwór mówiący o miłości.

Pozostałymi utworami, które znajdziemy na płycie, są spokojne “Little Freak” i “Boyfriends” czy trochę bardziej skoczny “Keep Driving”, który bardzo przypadł mi do gustu. Ciekawostką jest fakt, że Harry Styles napisał piosenkę “Boyfriends” jeszcze podczas sesji nagraniowych do poprzedniej płyty „Fine Line’. Jeśli miałabym go porównać z jakimś innym utworem z albumu, to jest bardzo podobny muzycznie do “Matildy”, w obu można usłyszeć gitarę akustyczną, która buduje w nich podobny nastrój. Nie można też zapomnieć o “Daydreaming”, który ma bardzo wyraziste i mocne chórki w refrenach. Na mnie duże wrażenie zrobiła końcówka, która wyróżnia się na płycie spośród innych piosenek mocnym i ostro brzmiącym głosem Harrego. Ostatni, chociaż nie ostatni w kolejności, utwór na płycie to “Grapejuice”, który rozpoczyna się  bębnami, ale dalej jest już bardziej delikatny w brzmieniu. Kojarzy mi się z innym utworem Harrego o „owocowym tytule” “Watermelon Sugar” z płyty Fine Line.

„Harry’s House” jest albumem, na którym znajdziemy zarówno utwory bardziej skoczne i wyraziste w brzmieniu, takie jak “Music For a Sushi Restaurant”, “Late Night Talking”, “Daydreaming” czy promujący album “As It Was”, jak i zdecydowanie bardziej spokojne, takie jak “Matilda”, “Boyfriends” czy “Little Freak”. Pomimo tej różnorodności płyta sprawia wrażenie bardzo spójnej całości. Gorąco zachęcam do wsłuchania się w twórczość Harrego Stylesa, nie tylko jego najnowszego wydawnictwa. O tym artyście na pewno będzie jeszcze głośno.

Autor: Agata Samsel