NewsroomWywiady

Paulina Sumera w rozmowie z WLKM: „Dużo osób zobaczy mnie w tej płycie”

Fot: Materiały Prasowe

Fot: Paweł Górniak

Jako dzieciak zasłuchiwałam się w ich początkach. Pamiętam ciarki na Patty Boo i bezdech zapętlonego słuchania Windmill. Pamiętam ekscytację, z jaką wyczekiwałam kolejnych wydawnictw i ten krótki moment, gdy nasze spojrzenia przecięły się na jednym z pierwszych koncertów. Po latach nostalgicznie wracam do tych chwil razem z Pauliną Sumerą, która uchyla rąbka tajemnicy o trzecim albumie zespołu Lor. Rozmawiałyśmy o emocjach, burzeniu barier i o tym, dlaczego młodość jest irytująca.

Martyna Nowak: Co według ciebie kryje się pod hasłem Romantyczność?

Paulina Sumera: Romantyczność sama w sobie jest dla każdego czymś innym. Jedni dostrzegają ją w turbo romantycznych gestach, jak wystawna kolacja czy spacer plażą przy zachodzie słońca. Inni czerpią ją nawet z tych najmniejszych gestów i samego bycia razem. Pewnie znajdą się i tacy, którzy romantyzmu w ogóle nie lubią. Jednak niezależnie od tego, które z wyobrażeń weźmiemy pod uwagę, to nie o nim jest mowa w Romantyczności. W piosence starałam się ukazać ją jako pretekst, a zarazem narzędzie do wyrządzania krzywdy drugiej osobie.


Od zawsze czerpałyście z folkloru w swojej twórczości. Jednak dopiero przy okazji premiery singla Romantyczność rozwinęłyście pełną moc tej inspiracji. Zgodzisz się z taką obserwacją?

Tak, fajnie, że to mówisz, bo dokładnie o to nam chodziło. Folklor zawsze był w nas obecny. Na początku za sprawą instrumentarium, które nas wybrało, a z czasem brzmienia czerpałyśmy już głównie z ludowości, zwłaszcza tej skandynawskiej. Teraz wracamy do naszych polskich korzeni i inspirujemy się nimi, choćby w Romantyczności, gdzie nawiązujemy do naszej ukochanej muzyki góralskiej. Mam nadzieję, że te skojarzenia uda się wysłyszeć na albumie.

Na Ep’ce Sunlight język polski stanowił dla was narzędzie do burzenia czwartej ściany. Za jego pomocą odsłaniałyście przed słuchaczami cząstki procesu twórczego. Teraz kiedy nadchodzący album ma być w pełni po polsku, spodziewacie się przybliżyć słuchaczom ten proces jeszcze bardziej?

Myślę, że fakt zbliżenia się do procesu twórczego jest bardziej pozytywnym efektem ubocznym niż naszym przemyślanym założeniem. Mnie osobiście język polski bardzo zbliżył do nowego materiału. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę tak mocno z nim związana. Z perspektywy pisania polski miał ogromną moc, bo zniwelował wszelkie bariery między tym, co myślę a tym, co mówię. To było duże zaskoczenie.

Emocjonalnie myślisz po polsku?

Tak. Doświadczałam bardzo wielu emocji w procesie powstawania tych tekstów. Jestem pewna, że dużo osób zobaczy mnie w tej płycie. Dużo piszę na niej o rodzinie, przyjaźni i o tym, co czuję i myślę. To poskutkowało solidną dawką stresu, ale i w pewien sposób uwolniło mnie.

Co inspiruje cię na co dzień?

Wszystko jest dla mnie inspirujące. To najogólniejsza odpowiedź, jakiej można udzielić, ale i najbardziej trafna. Ciężko jest przewidzieć co akurat stanie się przedmiotem piosenki. Ktoś coś może powiedzieć, zrobić, ja mogę coś zobaczyć. Największą inspiracją są dla mnie ludzie. Na tej płycie czerpałam też z własnych doświadczeń i z etapu, który przechodzę jako człowiek, mierzący się z materią dorastania.

Jak twoje inspiracje mają się do wrażliwości pozostałych członkiń zespołu?

Wrażliwością jesteśmy podobne. Dorastałyśmy razem, więc wzorce się po przenikały. Zawsze dzielimy się swoimi inspiracjami i przesyłamy dalej rzeczy, na które natrafiamy i które nas muzycznie poruszają. Po czasie okazuje się, że wszystkie mamy na ich punkcie obsesje.

Kiedy zorientowałaś się, że masz dość młodości, w zgodzie z tym, co głosi tekst singla Mło(dość)?

Zawsze to wiedziałam. Wydaje mi się, że urodziłam się dużo starsza, niż powinnam. Cały proces, który teraz przechodzę, jest raczej dorastaniem mojego ciała i wyrównywaniem różnicy wieku między nim a moim starym umysłem. Ten proces jest męczący i nie umiem się w nim odnaleźć. Irytuje mnie presja tego, że w młodości trzeba się bawić, robić spontaniczne rzeczy, być nieprzewidywalnym i potem wspominać swoją głupotę na starość. To dla mnie zdecydowanie za dużo.

Wspomniany singiel nazwano w mediach manifestem młodego pokolenia. Zgadzasz się z tym określeniem?

Nie. W pewien sposób ubodło mnie to określenie. Ja nie chcę niczego manifestować w czyimś imieniu. Nawet nie powiedziałabym, że to jest mój manifest. Mło(dość) to po prostu piosenka i raczej nie starałabym się nadawać jej większego znaczenia niż faktycznie ma.

Oglądałam rolkę nagrań z tzw. Nory. Wynika z niej, że tworzenie muzyki jest dla was zabawą. Bawicie się tak samo dobrze jak za początków działania Lor? Może nawet lepiej?

Ten zespół we wcześniejszych latach był ikoniczny. Zawsze robiłyśmy jakieś absurdalnie dziwne rzeczy jak choćby wkradanie się na zamknięty basen hotelu. Teraz by nam się zwyczajnie nie chciało albo uznałybyśmy, że nie wypada. Jesteśmy starsze niż wtedy. Doświadczenie z pewnością pomaga nam nie tylko w robieniu muzyki, ale też w zespołowym byciu ze sobą. Znamy się dużo lepiej niż wtedy, kiedy teoretycznie robiłyśmy więcej i bawiłyśmy się lepiej. Nasza relacja zdecydowania stała się przez te lata silniejsza.

Jak połączenie sił z duetem Sarapata Soundworkers wpłynęło na brzmienie Lor?

Wpłynęło bardzo pozytywnie. Z chłopakami znamy się od początków zespołu. Prywatnie się przyjaźnimy, zaś artystycznie jesteśmy sobie niezwykle bliscy. Fakt, że mamy ich dodatkową parę uszu, bagaż umiejętności i doświadczeń, pomógł nam stać się bardziej profesjonalnym zespołem. Bardzo nas to otworzyło i dodało pewności siebie w dążeniu do celu. Teraz Lor brzmi tak, jak zawsze chciałyśmy.

Fot: Materiały Prasowe

Zespołowo nadal działacie na odległość?

Zgadza się. Dziewczyny są w Londynie. Mieszkają tam razem i są praktycznie nierozłączne. Jest mi z tym okropne, bo ja tkwię tutaj i bardzo za nimi tęsknię. Mam nadzieję, że już niedługo coś się zmieni. Na szczęście odwiedzamy się dość często.

O czym marzycie jako zespół?

Marzymy o odkopaniu się. Czas covidowy był trudny dla nas wszystkich. Teraz mamy problem z powrotem do systematycznego grania i potraktowania Lor jak priorytetu. Każda z nas zajmuję się czymś innym, wszystkie studiujemy i wszystkie pracujemy. Spełnienie marzeń przyjdzie, kiedy już będziemy regularnie koncertować. Nic więcej do szczęścia nie potrzebujemy.

Fot: Paweł Górniak

Czego możemy się spodziewać po nadchodzącym albumie?

Ja sama jeszcze nie wiem. Osobiście bardzo lubię ten materiał. Słucham naszego demo i jestem dumna. Wydaje mi się, że osoby, którym spodobały się nasze rzeczy po polsku, będą zadowolone. Natomiast osoby, które przywykły do starego Lor mogą być częściowo zadowolone. Mam nadzieję, że ludzie sobie trochę popłaczą, trochę się pocieszą, a może nawet trochę pogniewają. Liczę na różne emocje.

Jakie macie plany na czas po premierze albumu?

Planujemy trasę koncertową, jednak nic nie jest pewniakiem. Czekamy na premierę i jej przebieg, a do tego momentu będziemy stopniowo prezentować materiał i to wytyczy nam dalszą ścieżkę działania.

Twoje albumy wszechczasów to…

Na pewno pierwszy album The Shins Oh, Inverted World. Bardzo lubię Ex:Re autorstwa Elen Tondra z grupy Daughter i Birthdays Keatona Henson’a. Z polskich wykonawców uwielbiam płytę SALKu Matronika, mimo że jest polsko – angielsko języcznym albumem a ja nie lubię takich mieszanych wydawnictw.

Na jakim nośniku najchętniej słuchasz muzyki?

Z reguły korzystam ze Spotify. Mam wtedy wszystko pod ręką, wygodnie i mobilnie. Żałuję jednak, że nigdy nie uwikłałam się w winyle, bo uwielbiam ich brzmienie.

Co słuchacze mogą zrobić, by wspierać waszą twórczość?

My się czujemy bardzo wsparte! Energia, jaką dają nam słuchacze, jest niesamowita. W związku z tym zadałabym to pytanie w drugą stronę: Co my możemy zrobić, by odpowiednio podziękować naszym słuchaczom? Mamy ich przeogromne wsparcie.