Paweł Pawlikowski w tworzonych przez siebie filmach opowiada historie, których nie pokazuje na ekranie – używając plastyki narzędzi filmowych, prowokuje widza do wypełnienia luk pomiędzy tym, co widoczne w następujących po sobie scenach. Reżyser razem z Łukaszem Żalem zlewają się z kamerą – twórca zmusza aktorów do dziesiątków dubli, czeka aż bodziec oddający przekaz pojawi się w końcu w kadrze. Nie twierdzę, że Hania Rani z właściwym Pawlikowskiemu uporem podchodziła do rejestrowania swoich utworów, za pewne nie. Na „Home” słychać za to poruszającą czułość do materii, uwagę na przekaz, precyzję w stosunku do konstruowanej przestrzeni. „Home” to też historia oddana wyobraźni odbiorcy.
Dom to bardzo doniosły temat, wybitnie przy tym uniwersalny. Cholernie intymny. Do domu wracamy – od czasu do czasu, czasem nieustannie. Dom opuszczamy – po to, żeby było warto do niego wrócić albo nie być w nim już wcale. Da się bez domu być? Nie wiadomo czy ogniskujemy z Hanią Rani wokół problemu konkretnego miejsca czy szczególnych wartości i emocji. Interpretacja dowolna. Autorka „Home” śpiewa o wyjątkowej przestrzeni bez sugestywnej dramaturgii. Jej przekaz tekstowy brzmi jak impresja, wypowiedziany głośno urywek potoku myśli, olśnienie, zachwyt nad stanem, który właśnie przyszedł, oniryzm dziejący się na prawdę. Po pierwszym przesłuchaniu lekkich konstrukcji tekstowych („Leaving”, „Nest”, „I’ll Never Find Your Soul”) zapamiętujemy z nich właściwie mantry budujące refreny, jak sentencja „come back home” czy pytanie „are you leaving there?”. Frazy, z którymi pięknie się mierzyć.
Duet Hania Rani pianino tworzy bazę muzyczną albumu. Raniszewska z pietyzmem podchodzi do efektów procesu tworzenia, na tyle, iż na jej nagraniach, podobnie jak na poprzedniej “Esji”, dobrze słyszalna jest praca mechanizmu składającego się na rejestrowany instrument. Niezaprogramowane dźwięki wydają się ważną częścią kompozycji („Buka”, „Letter to Glass”) – jakby autorka chciała obnażyć przed słuchaczem każdy skutek oddawanych emocji. Czuły układ pozostawiony wrażliwości słuchającego. Na „Home” poza pianinem wykorzystane zostały też m.in. elektronika („Home”, „Summer”), kontrabas, perkusja („Come Back Home”) oraz skrzypce („Tennen”). To zdecydowanie wyciąga album z wąskiej klasyfikacji gatunkowej, brzmi jak kolejny wyraźny krok wykonany przez artystkę na jej drodze twórczej.
Hania opublikowała „Home” szybko (rok po wydaniu pierwszej solowej płyty) i (jak się okazuje) to dobrze, mimo że wydaje się, że “Esja”, choć bezapelacyjny, to jeszcze nie do końca skonsumowany sukces przez samą pianistkę (wspomnieć należy chociażby przełożone Fryderyki czy wstrzymaną możliwość koncertowania w ostatnim czasie). Warto skonfrontować się z delikatną konstrukcją nowego materiału Rani. Przez to wszystko, co przynoszą odczucia związane z utworami przedziera się też radość, że mamy tak intrygującą reprezentantkę polskiej muzyki obecną na światowych scenach. Polscy twórcy wiedzą, jak zbliżać się do odbiorców. Możemy być z nich dumni. Możemy kibicować ich historiom.