fot. Materiały Własne
Jeden frontman, gitara oraz perkusja — nic więcej nie potrzeba. Takie jest założenie mini trasy Milesa Kane’a pod tytułem “One Man Band”. Artysta znany jest z występów z grupą The Rascals oraz wspólnie z Alexem Turnerem tworzył The Last Shadow Puppets. Jadąc do Poznania, byłem bardzo podekscytowany, że zobaczę indie rockowego maestro w akcji. Jak było? Zapraszam do lektury.
Miles Kane przed występem w stolicy Wielkopolski, miał za sobą trzy występy pod rząd (Praga, Warszawa, Kraków). Byłem ciekaw, jak ten artysta poradzi sobie po takim maratonie koncertowym. Równo o godzinie 19.00 otworzyły się bramy klubu 2 Progi, Przed występem gwiazdy wieczoru zaplanowano support. Podobnie na dwóch poprzedzających koncertach, z gitarą wystąpił Oysterboy. Podczas półgodzinnego recitalu z gitarą akustyczną usłyszeliśmy takie piosenki jak “Oda do Morrisseya” czy “Absolutnie nic” z płyty Ody Do Letnich Dni. Nie zabrakło też coveru The Beatles (“A Day in the Life”). Podczas występu Piotr Kołodyński, bo tak się naprawdę nazywa, opowiadał publiczności o Poznaniu czy wspólnym rogalu świętomarcińskim z Miles’em Kanem. Uśmiech nie schodził z jego twarzy
Powoli nadchodziła godzina 20.30, wszyscy czekali na jeden występ. Kiedy Miles Kane, wraz ze swoją perkusistką wszedł na scenę, jego energia zdobyła serca wszystkich w ciągu kilku sekund. Ten artysta jest znany ze swojej niewiarygodnej wytrzymałości i zagrał bardzo energetyczny koncert. Lista utworów obejmowała repertuar obejmujący całą jego karierę, z naciskiem na najnowszy album “One Man Band”.
Koncert rozpoczął się od “Reearange” z płyty Colour of the Trap. Od pierwszych minut, Miles zachęcał publiczność do wspólnego śpiewania refrenu. Następnie przez blisko ponad godzinę artysta rozkręcał własną imprezę. Z nowej płyty bardzo dobrze wybrzmiały na żywo “The Best is Yet to Come”, “Troubled Son” czy “Baggio”. Pomiędzy utworami Kane zagadywał publiczność, witając się z nią. Z racji tego, że klub 2Progi charakteryzuje się bliskością sceny, co chwila podchodził do fanów z gitarą, przybijając piątki — widać było, że bawił się doskonale. Miles ubrany był w swój charakterystyczny styl – blond fryzura, klasyczny podkoszulek, złoty łańcuch oraz skórzana kurtka. W takiej stylistyce trzaskał gitarowe solówki.
Jednym z ciekawszych momentów wieczoru było niewątpliwie akustyczna prezentacja utworu „Tears Are Falling”, co ciekawe, było to pierwsze takie wykonanie na żywo od 2022 roku. Miles wykonał również kilka starszych piosenek, w tym uwielbiany przez fanów “The Wonder”. Końcówka to już istne szaleństwo. Najpierw wytańczone “Don’t forget Who You Are” oraz kończący wszystko największy hit “Come Closer”, gdzie w końcówce, przed zejściem ze sceny podpisywał płyty fanom z pierwszego rzędu.
Tym oto sposobem, mini trasa po Polsce dobiegła końca. Mimo intensywnych trzech dni, Miles dał radę w Poznaniu. Kameralny klub, gorąca atmosfera oraz śpiewający, skaczący fani — wszystko się zgadzało. Mimo krótkiego występu (1h10 minut), Kane pokazał rock’n’rollową duszę. Fani mogą jedynie żałować, że nie usłyszeliśmy nic z repertuaru The Last Shadow Puppets, co zdarzyło się w Warszawie. Jednak nie można mieć wszystkiego, wyszedłem z klubu zadowolony i pełen pozytywnej energii. Thank You Miles!