NewsroomWywiady

Joanna Jakubas w rozmowie z WLKM.PL – Muzyka i wrażliwość idą w parze

okładka flamenco Joanna Jakubas

Joanna Jakubas, absolwentka Manhattan School Of Music i Royal College Of Music w Londynie, dała się poznać miłośnikom muzyki klasycznej jako charakterystyczny sopran liryczny. Obecnie rozpoczyna nowy etap w swojej twórczości: pisze autorskie teksty i kompozycje, z którymi śmiało wkracza w świat muzyki popowej. Niedawno wydała singiel „Flamenco”, którym zapowiada najnowszy album.

Spotykamy się dokładnie miesiąc po premierze twojego najnowszego singla „Flamenco”. Jesteś artystką o ugruntowanej pozycji – masz wykształcenie klasyczne, śpiewasz sopranem lirycznym, występowałaś na scenie u boku najbardziej rozpoznawalnych artystów muzyki operowej na świecie. W utworze „Flamenco” zaskakujesz – skąd pomysł na zwrot w kierunku brzmień popowych?

Zwrot, o którym mówisz, nastąpił naturalnie. Przy pracy nad pierwszą płytą, czyli „My New Wings” poczułam, że chcę powoli odchodzić od świata klasyki i kierować się w stronę muzyki popowej. Wspomniany album jest pomostem, który je łączy. Zawiera utwory kultowe dla muzyki rozrywkowej, ale w nowych aranżacjach – przykładowo w „My Heart Will Go On” towarzyszy mi chór London Voices oraz London Symphony Orchestra. Na kolejnym etapie mojej artystycznej drogi zaczęłam pisać lirykę, potem komponować muzykę i tworzyć własne piosenki. Sprawia mi to ogromną przyjemność i daje nowe, inne możliwości artystycznego wyrazu. Dzielę się ze słuchaczami moją wrażliwością, obserwacjami i przemyśleniami. To dla mnie nowe doświadczenie, ale bardzo dobrze się w tym odnajduję.

„Flamenco” zapowiada twoją nową, w pełni autorską płytę. Sama piszesz teksty, komponujesz muzykę – stawiasz na niezależność jako artystka czy traktujesz ten projekt jako wyzwanie i chcesz się sprawdzić? 

Stawiam na niezależność. Zależy mi na wypracowaniu własnego stylu i czerpaniu przyjemności z tworzenia muzyki. Uważam, że muzyka ma szczególną moc oddziaływania, dlatego chcę dzielić się w niej pozytywnymi emocjami. 

Czy można powiedzieć, że singiel „Flamenco” i nadchodząca płyta zapowiada nowy rozdział w twojej twórczości?

Tak ją traktuję, dlatego będzie nosić tytuł „Authentic Self”, czyli „Autentyczna ja”. Płyta „My New Wings” symbolizowała drogę crossoverową. Teraz skupiam się na popie. Zależy mi na tym, aby moja sztuka była jakościowa i zawierała pozytywne przesłanie. Uważam, że szkoda tracić czas na śpiewanie piosenek, które mają płytkie teksty. 

W jakim stopniu praca nad „Authentic Self” zmieniła cię jako autorkę tekstów i artystkę? Co o tobie mówi? 

Każdy z tekstów opowiada o jakimś etapie drogi, którą przebyłam jako autorka i kobieta. Nawet, jeśli dany utwór nie opisuje mnie bezpośrednio, zawiera moje przemyślenia i odwołuje się do mojej wrażliwości. Dzielenie się tym, co pozytywne, to esencja mojej twórczości. Głos jest elementem, który to uzupełnia. Czuję, że przy pracy nad „Authentic Self” odnalazłam drogę, którą chcę podążać.

Dlaczego dzielenie się wrażliwością ze słuchaczami jest dla ciebie tak istotne? 

Uważam, że w dzisiejszym świecie dzieje się zbyt dużo i w zbyt szybkim tempie. Coraz więcej bodźców sprawia, że częściej jesteśmy zestresowani i nerwowi. Muzyka ma tę właściwość, że koi trudne emocje, dlatego warto znajdować czas, aby słuchać uważnie melodii i tekstów. Wzruszać się nimi, inspirować, wzbogacać swoje życie. Muzyka i wrażliwość idą w parze, dlatego dzielenie się nimi jest dla mnie naturalną drogą.

Czy dobrze rozumiem, że jako artystka stawiasz w swojej twórczości przede wszystkim na szczerość?

Tak. Uważam, że nie wolno jej się bać. Sztuka nie znosi fałszu. Każdy człowiek ma swoją drogę i jeżeli pracuje nad sztuką i sobą w rzetelny sposób, może osiągnąć bardzo wiele, czuć się spełniony i szczęśliwy. 

Pamiętasz, kiedy odkryłaś, że chcesz nie tylko odtwarzać, ale też tworzyć własne utwory? 

To był proces. Miałam nagrać album z innym artystą, ale współpraca się nie układała. Napisałam teksty do nowych utworów, a potem musiałam napisać do nich również muzykę. W ten sposób życie zmusiło mnie do tego, abym odkryła w sobie inny talent, w tym przypadku kompozytorski, którego w innych okolicznościach zapewne bym nie odkryła. Mimo że tamta sytuacja była dla mnie niekomfortowa, dzisiaj patrzę na nią ze zrozumieniem. Krok po korku życie wypychało mnie ze strefy komfortu. 

A ty dałaś się ponieść z nurtem?

Tak. Trochę się przy tym buntowałam, jak każda osoba, która czuje się niepewnie w nowej sytuacji. Dziś jestem wdzięczna, że się przydarzyła. Trudne momenty w naszym życiu sprawiają, że odkrywamy w sobie pokłady wewnętrznej siły. Dlatego nie wolno się poddawać. 

fot.: materiały prasowe

Można powiedzieć, że świat narzuca każdemu człowiekowi pewne role i wymagania. Szczególnie widoczne jest to w środowisku muzycznym, w którym artyści znajdują się pod dużą presją płynącą nie tylko ze strony odbiorców, ale też własnych oczekiwań względem twórczości. Jak ty się w tym odnajdujesz? 

Świat trochę się zmienił. Coraz częściej słyszę, że muzyka jest czymś „przy okazji”. Buntuję się przeciwko takiej tezie, bo uważam, że to ona powinna być tym elementem, który przemawia za tym, że sięgamy po dany utwór. Jeśli nam się podoba, tym chętniej słuchamy rozmowy z artystą i cieszymy się, gdy ma coś ciekawego do powiedzenia. 

Naturalnym jest, że jako artyści chcemy tworzyć muzykę, która będzie się podobać. Warto jednak przy tym pamiętać, że możemy kreować gusta słuchaczy i ich zaskakiwać. Tworzyć nowe rzeczy i pokazywać, że to, co jest inne, różnorodne, jest dobre.

Chciałabym zapytać o muzykę operową w ogóle. Odnoszę wrażenie, że w przypadku wokalistów operowych ich głos jest traktowany instrumentalnie – wychodzą na scenę i otrzymują konkretną partię do zaśpiewania. Czy tak jest w istocie?

Wszystko zależy od dyrygenta i reżysera. Myślę, że kiedyś śpiewak miał większą swobodę. W operze jest się częścią całości, więc trzeba się dopasować. Jeżeli dyrygent chce, żeby było wszystko w tempie, musisz zaśpiewać w tempie. Jeżeli reżyser chce, żebyś zagrała w bardziej współczesny sposób, musisz tak zagrać. Należy pamiętać, że na scenie występuje wiele osób: jest chór, orkiestra, które muszą ze sobą współgrać. Gdy śpiewam w operze, operetce czy musicalu, poddaję się wymaganiom dyrygenta i reżysera. Tak choćby było w operze „Madame Butterfly” w Paryżu – piękna, współczesna wersja. Pamiętam jednak, że stojąc na scenie i śpiewając, przez piętnaście minut musiałam trzymać ręce uniesione w górze bez ruchu.

Trochę tak, jakbyś była plastyczną materią podatną na formowanie?

Dokładnie. To było bardzo ciekawe doświadczenie, a opera była piękna i została dobrze odebrana, ale czy czułam się tam dobrze, to już zupełnie inna kwestia 

Inaczej jest, gdy kreuję własny koncert, realizuję swoją wizję artystyczną i mam większą swobodę w działaniu. Bardzo mi się to podoba w muzyce popowej i mojej twórczości. Mam inne możliwości artykulacji i rzeźbienia głosu, bo śpiewam do mikrofonu. Mogę zmienić melodię, zaśpiewać coś szybciej bądź wolniej. Oczywiście, trzyma mnie w ramach popowy bit, ale pomiędzy frazami zostaje przestrzeń do swobodnej interpretacji.

fot.: Marlena Bielińska

Za kilka tygodni światło dzienne ujrzy kolejny singiel „What if”. To dalsza część historii dziewczyny, którą znamy z „Flamenco”?

Ten utwór jest jednym z moich ulubionych na płycie. Zawiera przewrotne pytanie „What If?” – „Co by było, gdybyśmy?”. Jest zupełnie inny niż „Flamenco”. Opowiada o tym, by spojrzeć na drugiego człowieka z ciepłem i umieć wybaczać. Schować ego i wstyd do kieszeni, a więc odejść od tego, co hamuje nas przed byciem serdecznym. Czasami wystarczy niewiele – krótka rozmowa potrafi załagodzić konflikt, a uśmiech do przypadkowej osoby może rozświetlić jej dzień. Tytułowa fraza powtarza się w utworze kilkukrotnie i mam nadzieję, że skłoni słuchaczy do przemyśleń. Chciałbym, żeby „What If” koił i wzruszał. 

Utwór zmasterowano i miksowano w legendarnym Abbey Road Studios. To tam nagrywali m.in. The Beatles czy U2. Skąd pomysł na produkcję tego singla i całej płyty w zagranicznym studio?

W Abbey Road Studios nagrywałam płytę „My New Wings”, jej muzycznym producentem był Jan A.P. Kaczmarek. Miksem zajmował się inżynier dźwięku Simon Rhodes, a masterem Simon Gibson. I nagrywaliśmy orkiestrę w Air Studios, potem wokale w Abbey Road Studios. Odpowiadała mi atmosfera i praca w tym studio. Dominowała w nim twórcza, kryształowa energia. Czułam, że pracujące tam osoby kochają to, co robią. Dlatego też zdecydowałam, że wrócę do tego studia i nagram w nim drugi album, czyli „Authentic Self”. Już samo przebywanie w Abbey Road Studios jest niezwykle inspirującym doświadczeniem. Oprócz tego, że pracujemy nad materiałem na płytę, dużo ze sobą rozmawiamy i wymieniamy się doświadczeniami, a to potrafi być bardzo odkrywcze.

W Abbey Road inżynierzy dźwięku wspaniale obrabiają głos. Wiedzą, jaki mikrofon najlepiej wydobędzie jego poszczególne kolory. Podobnie jak „My New Wings”, „Authentic Self” nagrywam na U47. To bardzo stary mikrofon, ale niesamowity. Nagrywa głos bardzo ciepło, dzięki czemu brzmi miękko i aksamitnie, co bardzo lubię. 

Joanna jakubas

fot.: materiały prasowe

Zmierzając do końca, chciałabym zatrzymać się przy idei, jaka przyświeca portalowi Wspieramy Legalne Kupowanie Muzyki. Promujemy wspieranie pracy artystów poprzez kupowanie nośników fizycznych czy chodzenie na koncerty. W czasach, w których dominuje streaming, a 80 procent odbiorców słucha muzyki w ten sposób, wciąż wydaje się nam to dobrą opcją. A ty, jako artystka, jak się na to zapatrujesz?

Uważam, że robicie bardzo istotną rzecz. Wspaniale, że apelujecie do ludzi, by wspierali artystów i przychodzicie na koncerty. Nie chcę krytykować streamingów, natomiast myślę, że można to inaczej poukładać. Ostatnio miałam przyjemność pojechać na camp, na którym artyści tworzyli piosenki na Eurowizję. Poznałam wielu cudownych kompozytorów i songwriterów, którzy z przykrością mówili, że nie zarabiają na swoich piosenkach. Jeden z nich wspomniał, że w roku, w którym zmieniła się koniunktura muzyczna, jego przychody spadły o 70%. A songwriterka, która jest jednocześnie toplinerką znanych artystów, mówiła, że oprócz pisania, chciałaby śpiewać w chórkach, by otrzymywać wynagrodzenie czy tantiemy. Osoby, które tworzą muzykę z pasją, nie powinny otrzymywać mniejszych zarobków. Kupienie CD czy płyty winylowej to innego rodzaju przyjemność: możemy ją odpakować, obejrzeć zdjęcia, przeczytać teksty i dedykacje. Streaming daje nam możliwość słuchania i oglądania, nie ma w nim natomiast tej fizycznej styczności z nośnikami. Wiem, że moda na słuchanie winyli powróciła i cieszę się, że tak jest, bo mają piękny, ciepły dźwięk. Chodźmy na koncerty, wspierajmy artystów, bo sztuka nie może być czymś „przy okazji”.