
fot.: materiały promocyjne Magic Records
TYNSKY to wokalista, autor tekstów i producent muzyczny. Debiutował w 2022 roku EPką „See what’s on my mind”. Zdążył pojawić się na billboardzie na Times Square, a także jako pierwszy artysta w Polsce wydał singiel pod szyldem projektu Spotify Singles. W 2024 wrócił z najnowszą, liczącą 6 utworów EPką „It’s All About Changes”. Wydawnictwo promuje singiel „Miracle”, który artysta zaprezentuje 14 lutego w finale polskich eliminacji konkursu Eurowizji.
Jesteś związany z muzyką od trzeciego roku życia, pojawiłeś się na Times Square i jako pierwszy artysta w Polsce wydałeś singiel „Put me first” w ramach Spotify Singles. Mógłbyś opowiedzieć więcej o tym projekcie?
Cieszę się, że poruszasz ten temat, uważam go za bardzo istotny i wyjątkowy. Z reguły w programie Spotify Singles wydaje się cover i piosenkę, która już istnieje, a ja wydałem zupełnie nowy, autorski utwór. Poza tym myślę, że studio Spotify w Sztokholmie było jednym z najciekawszych miejsc, w jakim pracowałem. Ludzie, których tam poznałem, byli cudowni. Świetne doświadczenie, które bardzo dobrze wspominam.
Czy myślisz, że wydanie tego singla w otworzyło Ci możliwości dotarcia do nowych słuchaczy?
Na pewno. „Put Me First” był promowany na różnych mniejszych lub większych playlistach. Razem z Claudią Neuser znaleźliśmy się również na okładce playlisty Pop Right Now, która jest dosyć duża, śledzi ją około miliona użytkowników, co mogło wpłynąć na zwiększenie liczby nowych odbiorców. Ten fakt otworzył mi również nowe możliwości i kontakty.
Jesienią wydałeś EPkę „It’s All About Changes”. Czy ten tytuł ma szczególne znaczenie w kontekście Twojej twórczości?
Ma, nawet bardzo duże. Przyszedł mi do głowy mniej więcej dwa lata temu bez większego kontekstu. Zapisałem go i pomyślałem: „to będzie dobry tytuł któregoś z wydawnictw”. Przypomniałem sobie o nim, gdy pracowaliśmy nad EPką. Śmieję się, że wyprzedziłem nim bieg wydarzeń. Ostatni rok był dla mnie bardzo ważny pod względem muzycznego rozwoju, zastanowienia się, jak chcę, by wyglądało to, co tworzę. Ale też pod względem zmian, które zaszły w moim życiu prywatnym i we mnie. Stąd tytuł, który podsumował ten okres.
Można powiedzieć, że ta EPka jest zamknięciem pewnego rozdziału w twoim życiu?
Z jednej strony zamknięciem rozdziału, z drugiej otworzeniem nowej drogi. Zmieniłem podejście do niektórych rozwiązań muzycznych. Pozwoliłem sobie na próbowanie i nowe doznania. Nie oddzielam od siebie tych etapów. Oba stanowią ważną część mnie. Wcześniejsze wydawnictwa są równie wartościowe, bo wkładałem w nie tyle energii i czasu, ile na tamten moment mogłem. Niemniej cieszę się, że zaczynam kolejny rozdział w karierze i czekają na mnie nowe możliwości.
Skoro o możliwościach mowa, czy podczas pracy nad EPką myślałeś o wzięciu udziału w Eurowizji?
Eurowizja przewijała się w mojej głowie przez ostatnie dwa lata, ale nie czułem, że jestem gotowy, by zgłosić się z materiałem, który miałem gotowy w tamtym czasie. Dopiero po sfinalizowaniu pracy nad EPką „It’s All About Changes” stwierdziłem, że warto spróbować. Jako że Eurowizja może być ogromną platformą umożliwiającą zaprezentowanie swojego katalogu muzycznego, a nie tylko jednej, konkretnej piosenki, to stwierdziłem – czemu nie. Utwór „Miracle” był moim pierwszym wyborem.
Za produkcję „Miracle” odpowiadasz Ty i Riddick. Mógłbyś opowiedzieć więcej o pracy nad tym utworem?
Riddick, właściwie Radek, to mój przyjaciel. Każdy z nas ma swój rytm pracy i swoje schematy. Wysyłamy sobie pliki i sesje, wymieniamy się pomysłami. Ktoś coś doda, ktoś coś odejmie, ktoś zwróci uwagę na to, czego ten drugi nie wyłapie. To bardzo fajne, bo po prostu się dzieje i z wymiany pomysłów powstaje całość. Gdy byłem młodszy miałem trudność, żeby dawać innym dostęp do tego, co robię, mimo tego, że musiałem, bo nie umiałem jeszcze produkować. Wynikało to z określonej wizji, którą miałem na dany materiał i nie chciałem, by ktokolwiek w nią ingerował. Tworzenie muzyki jest dosyć intymne. Obecnie uważam, że to bardzo wdzięczne mieć dookoła siebie ludzi, którym się ufa i powierza pewne zadania w przekonaniu, że dobrze się nimi zaopiekują. Wracając do „Miracle”, bardzo dużo dzieje się w niej muzycznie, między innymi ma wiele warstw perkusyjnych. Koncepcja na tę piosenkę powstała u mnie w domu. Demo – melodię i zarys bazowej produkcji, jeszcze bez tekstu – nagrałem w jeden dzień. Wtedy postawiłem sobie cel: „wstaję rano, pracuję nad pomysłem niezależnie od efektu, wieczorem zamykam laptopa”. Pokazałem demo Radkowi i zgodni co do tego, że to dobra baza, wspólnie je skończyliśmy. Dodatkowo dwójka songwriterów ze Stanów – Chloe Copoloff i Francis Karel – wyraziła chęć współpracy nad „Miracle”, za co jestem bardzo wdzięczny. Wspólnie udało nam się uchwycić sens tego, o czym jest ten utwór.
A o czym jest?
O oczekiwaniach. Zarówno tych, które ludzie mają wobec mnie, jak i tych, które mam w stosunku do siebie. A także o wpasowywaniu się w konkretne ramy, w które nie do końca chcę wchodzić. Poruszam w niej też inne, egzystencjalne wątki związane z przemijaniem i ludzką chęcią zostawienia czegoś po sobie. Myślę, że gdybyśmy zrobili analizę tekstu, to doszlibyśmy do refleksyjnych wniosków (śmiech). Pisząc piosenki staram się, by nie miały jednego klucza interpretacyjnego. Oczywiście, mogę coś zasugerować, ale uważam, że to, co piękne w muzyce, to dowolność jej odczytywania i odczuwania. Na EPce są też piosenki, które na pierwszy rzut oka brzmią tak, jakbym nie był szczęśliwy, co jest nieprawdą, bo jestem, i to bardzo. W tekstach często używam personifikacji. Przykładowo, pojawia się „you”, które z reguły interpretujemy jako osobę, co niekoniecznie trzeba robić w ten sposób. Jeżeli pod „you” podstawisz sytuacje, uczucie, emocje, to nagle okazuje się, że te piosenki są zupełnie o czymś innym. Nie do końca chcę mówić o czym, bo zepsuję ich magię.

fot.: materiały promocyjne Magic Records
Fajnie, że o tym wspomniałeś. Czy podchodzisz zatem do pisania tekstów w szczególny sposób?
Pisanie tekstów jest dosyć ciekawym zagadnieniem. Albo przychodzi naturalnie, albo wymaga skupienia, analizy, gadania ze sobą. Gdy byłem w Stanach, to podłapałem sposób pracy tamtejszych songwriterów. Zauważyłem, że dużo rozmawiają podczas pisania właśnie o tekstach, chcą dogłębnie poznać sytuacje, o których piszą, wczuwają się w nie całymi sobą. Staram się to wykorzystywać również u siebie, dlatego dużo ze sobą gadam i analizuję (śmiech). Wymaga to czasu i nie jest to korzystne w momencie, gdy deadline jest „na już” lub „na wczoraj”. Bardzo cenię spokój podczas tworzenia muzyki, małą ilość bodźców zewnętrznych i przestrzeń, którą mam.
Nawiązując do tego, o czym mówiłeś – czy już dogadałeś ze sobą plan na występ na Eurowizji?
Nie powiem dużo, bo chciałbym, żeby czternastego miało to największy wydźwięk. Mogę zdradzić, że postawię przede wszystkim na piosenkę, bo w końcu Eurowizja to konkurs piosenki. Myślę, że będzie bardzo intymnie, bardzo wyjątkowo. Gdy za 10 lat spojrzę na to wystąpienie chciałbym czuć, że było świetne, dokładnie takie, jak chciałem. Co ma być, to będzie, zobaczymy w dniu finału polskich kwalifikacji. Nastrajam się optymistycznie.