Fot. Materiały redakcyjne
W czwartek 11 kwietnia scena warszawskiej Stodoły po raz kolejny zapłonęła za sprawą Mery Spolsky i jej „Erotik Ery”. Były uprzęże, obroże, łańcuchy, cipki, skorpiony i dużo różu. Publiczność pod sceną też zdecydowanie nie odstawała poziomem pod względem erotik outfitów. A muzycznie i energetycznie działa się magia, ale … o tym poniżej.
Mery Spolsky to artystka kompletna, która ma na swoim koncie 3 krążki, jednego muzycznego audiobooka, a nawet książkę! Śpiewa, pisze teksty, gra na gitarze i padach elektronicznych, a jej twórczość z płyty na płytę ewoluuje zachowując jednak swój charakterystyczny, oryginalny sznyt, którego nie da się pomylić z nikim innym. Po sukcesie ostatniego albumu i jesiennej trasy „Erotik Era Tour” Mery kontynuuje swoją odważną przygodę wyruszając w drugą część trasy koncertowej i jak zwykle nie zawodzi!
Warszawski koncert rozpoczął się mocnym, energetycznym utworem „Polskie Chłopaky” wyśpiewanym chórem przez publiczność. To jednak nie jedyna piosenka, która słowo w słowo została odśpiewana razem z Mery. Mocne „Trapowe Opowiadanie” z muzycznego audiobooka, „Skorpion” z najnowszej płyty czy dekalogowa „Bigotka” nie odstawały pod tym względem nawet przez chwilę. Na tym koncercie na pewno nie brakowało energii. Publiczność mogła wyskakać z siebie emocje podczas kultowego już „Faka”, przewrotnej „Mazowieckiej Kiecki” i uwielbianej przez fanów „Cekinowej Bomby”, ale był też czas na to, żeby trochę zwolnić przy balladowej wersji „ Playboya” czy „Miło Było Pana Poznać” w Sofarowej aranżacji. Usłyszeliśmy też klasyki „Erotik Ery” czyli singlową „Sukę i Marię Przed Ołtarzem”, a także całą resztę utworów z najnowszej płyty na czele z moją ukochaną tytułowa „Erotik Erą”, na która zawsze czekam najbardziej. Mery zaskoczyła nas też nowością prezentując utwór „Gotik Lolita” z nadchodzącej płyty, który totalnie skradł moje serce i muszę przyznać, że cały czas słucham nagrania z koncertu właśnie z tą piosenką.
Na uwagę zasługują także stylizacje wokalistki, która podczas koncertu zaprezentowała nam aż 4 kostiumy. Tiulową, różową sukienkę w klimacie „Lolity”, ogromną suknie imitującą cipkę, „Erotik” kostium odsłaniający ciało, a na koniec genialny top w kształcie srebrnego skorpiona. Było dużo różu, cekinów i sexy ciała. Fani Mery jak zawsze nie zawiedli i również przygotowali dopracowane stylizacje pasujące klimatem do koncertu.
Co jeszcze przyciągnęło moją uwagę? Zdecydowanie choreografie przygotowane specjalnie na tą trasę koncertową, które w trakcie piosenek prezentowała nam artystka i trzeba przyznać, że były one bardzo hot! Ale nie tylko Mery zdecydowała się zatańczyć. Zaangażowała w to także swoich muzyków No Echoesa, który na warszawskim koncercie obchodził urodziny i Karola Szczygła, z którym zaczęła współpracę przy okazji pierwszej część trasy. Trzeba przyznać, że chłopakom poszło świetnie, a choreografie jeszcze bardziej uatrakcyjniły całe show.
Czy wiedziałam czego się spodziewać na tej trasie? Tak. Czy byłam na jej poprzedniej części? Oczywiście. Ale czy mimo to bawiłam się fantastycznie? Jak najbardziej! Bo Mery na scenie mogę oglądać bez końca i nigdy mi się to nie nudzi. Jej energia, którą przekazuje ze sceny, poczucie humoru, przewrotne teksty utworów i dbałość o każdy szczegół sprawiają, że zawsze ma się ochotę na jeszcze więcej. Dlatego ja już nie mogę się doczekać letnich koncertów i mam nadzieję, że widzimy się pod sceną!