fot. Materiały Redakcyjne
Jeszcze kilka lat temu grała koncerty dla 300 osób. Dziś na jej show przychodzi co najmniej kilka tysięcy słuchaczy, a liczne sold outy udowadniają, że hale koncertowe stają się coraz ciaśniejsze dla jej publiki. Z taką prędkością zdobywania fanów Fletcher niebawem może wyruszyć w trasę stadionową. Jej fenomen to coś, co łatwo zrozumieć podczas muzycznego spotkania na żywo. Pojechałam na ten koncert z szeregiem pytań, na szczęście udało mi się dowiedzieć, czym jest “antidotum”, którego podczas tej trasy koncertowej szuka Fletcher.
Fletcher dziś otwarcie mówi o tym, że coming outu dokonała w okolicach swojej dwudziestki i nie było to dla niej łatwe. To dość intrygujące zważając na to, w jak krótkim czasie udało jej się wyzwolić i stać ikoną LGBTQ+. Jej utwory to istny hymn dla tęczowej społeczności, co sprawia, że tak liczne tłumy przychodzą na jej koncerty i czują więź z artystką, którą znają tylko zza szklanego ekranu.
Miałam to szczęście, że w Pradze trafiłam na jeden z mniejszych show tej trasy, bo klub SaSaZu mieści “tylko” 2500 osób. Kolejnym szczęśliwym trafem było znalezienie miejsca tuż obok sceny, przez co moje doświadczenie z poznaniem Fletcher było naprawdę osobiste.
Jako osoba ze społeczności LGBTQ+ nie ukrywam, że intrygują mnie nasi przedstawiciele, którzy wykorzystują swoją pozycję do tego, by oswajać społeczność z naszym istnieniem. Fletcher to idealny przykład tego, jak można z milionów ludzi stworzyć solidny fandom, który wspiera siebie nawzajem i mówi “Hej! Nie jesteś w tym sam.”.
Koncert w Pradze otworzył utwór “Maybe I Am”, który de facto jest również utworem otwierającym album o tym samym tytule co nazwa trasy “In Search of the Antidote”. Od pierwszych wydobytych dźwięków energia w klubie stała się naprawdę mocna, a tłum po prostu oszalał. Zdziwienie entuzjazmem zebranych ludzi można była dostrzec nawet na twarzach ochrony, która zapewne totalnie nie wiedziała, kim jest Fletcher i tym bardziej była zszokowana, że jedna kobieta jest w stanie doprowadzić kilka tysięcy kobiet do absolutnego szaleństwa.
Na setliście koncertu nie zabrakło podróży po muzycznej ścieżce Fletcher, czyli usłyszeliśmy utwory z najnowszego albumu – “Pretending”, “Ego Talking” – ale także cofnęliśmy się do debiutanckiej EP-ki – “Ssh… don’t say it”, “If I Hated You” – oczywiście uhonorowaliśmy także pierwszą studyjną płytę – “Sting”, “Serial Heartbreaker”. Utwory, które wymieniłam to zaledwie kilka z kilkunastu naprawdę dobrych kawałków, które tego wieczoru wyśpiewała artystka.
No dobra – utwory utworami, ale jaka jest Fletcher na żywo?
Przez całe swoje prawie już 30-letnie życie byłam na wielu koncertach. Naprawdę wielu – kliknijcie w moje nazwisko i sprawdźcie, ile relacji napisałam. Ilość show to tak naprawdę moje zdobyte doświadczenie, które sprawiło, że ciężko jest mnie czymś zaskoczyć. Fletcher to się udało. Brakuje wśród artystów świadomości, że każdy, kto przyszedł na ich koncert, jest powodem, dla którego są oni w danym momencie na scenie. Fletcher wie o tym doskonale. Jej show było niczym spotkanie z dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Cari wielokrotnie podchodziła do fanów – przybijała piątki, rzucała się w tłum, czy utrzymywała kontakt wzrokowy. Poświęciła nawet kilka minut swojego show na przeczytanie banerów, które stworzyli fani, by móc jej coś przekazać. Pomimo ogromnego sukcesu w zawrotnym tempie, Fletcher okazuje wdzięczność i wynagradza okazane wsparcie swoim fanom.
Całe show zostało zakończone najpopularniejszymi utworami artystki oraz wyczekiwanym przez wszystkich viralowym na Tik Toku “Becky’s Hot”. Tak jak wspomniałam na samym początku, Fletcher jest bardzo wyzwolona, co pokazuje pewnością siebie na scenie, ale także odważnymi tekstami swoich utworów, których niejeden artysta, by nie zaśpiewał w obawie o konfrontacje ze swoim eks. Cari w wielu utworach powiedziała zbyt wiele i podczas tego koncertu, jak i niedawno opublikowanych wywiadów powiedziała szczerze, że pewne utwory zostały wydane pod wpływem emocji i dziś by ich nie wypuściła. Doceniam szczerość, którą niesie za sobą artystka. Niewielu potrafi przyznać się do błędu, to szlachetność, której brakuje w dzisiejszych czasach.
Zazdroszczę samej sobie, że mogłam poznać Fletcher teraz, a nie za kilka lat, kiedy zacznie grać znacznie większe koncerty. Żałuję natomiast, że nie było mi dane doświadczyć tych kameralnych show dla garstki fanów, które jeszcze niedawno grała. Mam nadzieję, że czytając ten tekst, przekonaliście się, że Fletcher to artystka, na której koncert warto jechać w ciemno i na pewno nie można z tym zwlekać. Fletcher to fenomen, którego trzeba doświadczyć.