Pierwsza edycja Next Fest Festival przeszła do historii

Fot. Materiały Redakcyjne
Miasto Poznań wraz z wiosennym przebudzeniem, powitało w swoich progach pachnący świeżością, jednocześnie ze znaną już formułą: Next Fest Festival, który łączy ze sobą zarówno występy popularnych muzyków, jak i tych debiutujących. Wisienką na torcie są wydarzenia towarzyszące, w tym m.in. dedykowane panele dyskusyjne – zarówno dla słuchaczy, twórców, jak i dziennikarzy.

Panele – przestrzeń dla każdego
Ciekawym sposobem na “before” przed rozpoczęciem koncertów, są panele dyskusyjne. Miałam przyjemność wziąć udział w aż trzech:
- Panel inaugurujący: Rozmowa z zespołem Kwiat Jabłoni
Ta przestrzeń dyskusyjna pozwoliła nam bliżej poznać Kasią i Jacka Sienkiewiczów. Poznać ich plany, czy też projekty poboczne, jak to w przypadku Jacka – DJ set, który zaprezentował premierowo na deskach Next Festa. Piotr Stelmach, czyli prowadzący tę rozmowę, pozwolił nam także zrozumieć fenomen Kwiatu Jabłoni i tym sposobem odbyliśmy z nimi podróż po ścieżce ich karierze, co przez ani sekundę nie było nużące. Pandemiczna “apokalipsa” odebrała nam tego typu spotkania na żywo z muzykami, czego ogromnie mi brakuje. Tylko wtedy jest szansa na swobodne spotkanie: słuchacz x muzyk i otrzymanie odpowiedzi z pierwszej ręki.
- Jak zmienił się rynek managerski począwszy od przemian ustrojowych
Naprawdę jest niewiele takich okoliczności, które składają się na to, że masz okazję być słuchaczem siedzącym naprzeciw takich osobistości, jak: Tomik Grewiński (Kayax), Krzysztof Dominik (Artgrupa), czy Maciej Pilarczyk (New Chaos Management). Ta rozmowa była przede wszystkim smakowitym kąskiem dla branży muzyczno-dziennikarskiej, by wejść za kulisy menadżerskiego świata. Dowiedzieliśmy się zarówno o porażkach, jak i sukcesach – co udało się wyciągnąć prowadzącemu, czyli Łukaszowi Kamińskiemu i miało wysoką wartość tego spotkania.
- Czy radio nadal może wypromować artystów?
Podczas jednego z paneli padło pytanie, które było dla mnie zagadką, czyli tytułowe: czy radio nadal może wypromować artystów? Była to owocna rozmowa wypełniona nie tylko wymianą zdań i opieraniem się na subiektywnej opinii, ale przede wszystkim poznaliśmy sztywne dane, które utwierdzają w przekonaniu, że jest to wciąż ważne i cenione medium, które może być paliwem do rozpędzenia kariery danego artysty.
Koncerty – dzień pierwszy

Otwarcie pierwszej edycji Next Festa powierzyłam Sonia Pisze Piosenki, która zabrała nas do swojego świata na deskach klimatycznego Starego Kina. Tego wczesnego dość wieczoru Sonia pokazała, że rzeczywiście pisze piosenki i wychodzi to jej całkiem zgrabnie. Jej muzyka to kojące dla duszy brzmienie, którego chętnie się słucha i jeszcze chętniej do niego wraca. Trzymam mocno kciuki za dalszy rozwój kariery.

Gwiazdą tego wieczoru była dla mnie bezdyskusyjnie Margaret, która tym razem wystąpiła w bardzo cenionym miejscu, jakim jest scena CK Zamku. Jednocześnie artystka tuż po wejściu na jej deski oznajmiła, że tym koncertem otwiera swoją trasę. Jak na profesjonalistkę w branży przystało, Margaret zadbała o miłą dla oka scenografię, w tym neon “Urbano Futuro”. Tym właśnie hasłem już od dłuższego czasu posługuje się artystka i tak też nazwała swoją najnowszą EP-kę. Koncert ten był przede wszystkim prezentacją najświeższego materiału Margaret, idąc w kolejności: “Gaja Hornby”, “Maggie Vision” i kończąc na najnowszym “Urbano Futuro”. Na scenie artystka powiedziała także, że nie odcina się od czasów “szwedzkich” i z tego właśnie powodu zagrała popularne “What You Do” w nowej aranżacji. Otrzymaliśmy także jedną kolaborację na żywo przy utworze “VIP” z Hanafi. Podczas występu nie zabrakło: tańca, pogawędek, a także wina, które ostatecznie trafiło w ręce jednego z fanów. Margaret stawia sobie coraz wyżej poprzeczkę – zarówno nowymi wydawnictwami, jak i koncertami udowadnia, że idzie po więcej i robi to jeszcze lepiej. Pomimo tego, że widziałam naprawdę wiele koncertów Margaret, to po tym byłam oniemiała. Niesamowity progres – wokalnie, oddechowo, scenicznie. Margaret zawsze była zwierzęciem scenicznym i wiedziała, jak się odnaleźć, ale teraz wkroczyła na zupełnie inny poziom, który z przyjemnością się obserwuje.
Studząc jednak ekscytację i idąc po więcej – wkroczyłam do Tamy, gdzie swój występ miał dać Tynsky. Jego wejście na scenę zostało odpowiednio zapowiedziane, a podczas tej oto zapowiedzi padło pewne życzenie odnośnie ewentualnej kariery 19-letniego muzyka poza oceanem. Tak obiecujące intro zdecydowanie wskrzesiło zaintrygowanie. Jak się okazuje, Tynsky to niebywale skromny artysta, który posiada ogromny talent, a jest nim zdecydowanie mało spotykany, przyjemny dla uszu głos, niemal perfekcyjny angielski i naprawdę szybko zapamiętywalne utwory. Zgadzam się z osobą zapowiadającą występ Tynskiego, że mamy gotowy materiał na eksport. Jestem mocno zaintrygowana i czekam na więcej.
Zwieńczeniem tego wieczoru był koncert Bryana, w dość tajemniczym miejscu, jakim jest poznański Schron. Doceniam chęć młodego muzyka do interakcji ze słuchaczem: śmiałe wchodzenie w tłum, zajawianie danego kawałka – krótka anegdotka, o czym on jest oraz totalny luz. Wielu artystów podczas Next Festa wykazało się sporym talentem, ale ciężko było im zintegrować się publicznością, a jest to ważny element udanego show. Twórczość Bryana należy do tych szybko wpadających w ucho, ale warto również wspomnieć o jego różnorodności, której się nie wstydzi i chętnie podąża w tym kierunku: mamy tutaj zarówno popowe, wolne utwory, jak i rap. Jestem pewna, że to nie jest nasze ostatnie muzyczne spotkanie – Bryan stworzył niedosyt i chęć na więcej, a to doskonałe podsumowanie tego występu.
Koncerty – dzień drugi
Drugi dzień i jego rozpoczęcie należało do poznańskiej grupy – Ciepłe Brejki. Jestem absolutnie zachwycona tym zespołem. Przede wszystkim: dlaczego tak mało artystów pisze tak świetne teksty? To nie jest kolejna grupa, która skupia się na złamanym sercu i poważnych rozterkach życiowych. Wbrew pozorom śpiewają o naprawdę błahych sprawach typu: byciu wege, relacji wnuczka z babcią, czy bliskiej relacji międzykoleżeńskiej. Naprawdę dobrze się tego słucha, bo w końcu mamy na rynku jakiś powiew świeżości i lekkość, o którą tak ciężko. Nie jestem w stanie ich absolutnie zaetykietkować, czy przyznać im jakąś kategorię – tutaj nie ma żadnego porównania i to jest piękne. Autentyczność, oryginalność, bycie sobą. Na scenie zaprezentowali się dokładnie tak, jak tego oczekiwałam: z pełnym luzem, uśmiechem i dobrym odwzorowaniem wersji studyjnych. Czuję, że jeszcze się zobaczymy!
Każdy dzień ma swoją gwiazdę wieczoru, w tym przypadku u mnie był nią charyzmatyczny Piotr Zioła, który świętuje aktualnie swój wielki powrót. Podczas koncertu artysta wspomniał, że to właśnie w Poznaniu miał swój pierwszy koncert. Wciąż mocno się zastanawiam, czy był to ten, na którym byłam kilka lat temu w kultowym Blue Note? Jeśli tak, to dwukrotnie przeżyłam wyjątkową chwilę z jego twórczością na żywo. Piotr Zioła, w porównaniu do występów sprzed jakiegoś czasu, jest pewnym siebie muzykiem, który skacze na scenie, doskonale wyśpiewuje swoje utwory, podchodzi do fanów i dba o interakcje, a w tym wszystkim ma dużo rock’n’rollowego pazura. To jest naprawdę dobry powrót Piotra Zioły i ze wzruszeniem obserwują rozwój jego kariery.
Szybkim przystankiem był koncert rockowego zespołu Emmeth. Cieszę się, że miałam okazję tego wieczoru choć trochę zasmakować ich twórczości. Jak na prawdziwych rockmenów przystało – panowie oprócz mocnego grania, zadbali także o scenografię i gości specjalnych – tutaj mowa o towarzyskim kościotrupie. Emmeth zadbał także oto, by publika absolutnie się nie nudziła, więc w trakcie występu w tłum rozrzucono piłki i rozpoczęto wspólną, lecz chaotyczną grę w siatkówkę. Ta grupa to zdecydowanie jedna z niewielu w Polsce, która tak świetnie odnajduje się w mocnym brzmieniu. Zamierzam bacznie się im przyglądać.
Zwieńczeniem tego wieczoru był występ Sennego w Tamie. Sympatyczny koncert utkwił mi w pamięci, ale muszę tutaj wspomnieć o dodatkowym staraniu, jakim było rozdawanie, a raczej rzucanie w publiczność cukierków, które miały na celu pomóc słuchaczom poznać, jak smakuje kolejny zapowiadany utwór. Marketing w czasie rzeczywistym ogarnięty do perfekcji! Do twórczości Sennego na pewno jeszcze wrócę – to miłe dla ucha spokojne brzmienie, którego nigdy dość.
Koncerty – dzień trzeci

Tym razem otwarciem tego wieczoru był koncert Nity, w moim obecnie ulubionym lokum, czyli w Muchos (niesamowita akustyka oraz przepiękne miejsce!). Zacznijmy od początku. Przede wszystkim, Nita dla mnie jest zupełnie nową postacią muzyczną, ale w międzyczasie odrobiłam research i odkryłam, że skutecznie zdobywa popularność. Jej postać na scenie to jak na wokalistkę z krwi i kości przystało: prawdziwe zwierzę! Dużo tańca, uśmiechu, a przede wszystkim – kontaktu wzrokowego z widzem. Nita nie boi się interakcji, dodatkowo chętnie zaczepia odbiorcę i buduje relację. Swoim występem utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest materiałem top of the top i głęboko wierzę w to, że już niebawem stanie się jedną z ważniejszych postaci polskiej sceny muzycznej.

W tej samej lokalizacji odbył się koncert kolejnej debiutantki, tym razem mowa o Wiktorii Zwolińskiej. Po prostu WOW! W branży mamy mnóstwo ciekawych osobowości, ale niewiele z nich posiada głos jak dzwon – a Wiktoria zdecydowanie go posiada. Podchodzę do jej osoby naprawdę nostalgicznie, bo mam wrażenie, że swoich rockowym temperamentem, zadziornym i niebywale mocnym wokalem, jest nową Ewą Farną młodszego pokolenia – nie mogę powstrzymać się od tego porównania, ale proszę uznajcie to, za spory komplement.
Następnie udałam się do CK Zamku, gdzie wyczekiwałam kolejnego obiecującego talentu, który otrzymał nawet nominację do Fryderyków 2023. Mowa oczywiście o Ignacym, który pomimo swojego młodego wieku pnie się na sam szczyt, a dowodem na to jest nie tylko wyróżnienie przez prestiżową polską galę rozdania nagród, ale także pękająca w szwach salę CK Zamku. Ignacego po prostu chce się słuchać. Ten występ pokazał, że w jego wokalu nie ma absolutnie grama fałszu, a swoją otwartością jest w stanie zjednoczyć słuchaczy i zbudować rzeszę fanów. Wrócę mu świetlaną karierę – kto wie, może idąc za obecnym trendem za kilka lat nawet wyprzedane stadiony.
Koncertem, który nie miał być ostatnim, ale ostatecznie nim był, został występ Igora Herbuta. O tym magicznym wydarzeniu mogłabym powiedzieć wiele, ale nie ma słów, który zobrazowałyby emocje zrodzone podczas tego wieczoru. Igor Herbut ma ogromną moc – on czaruje: swoim głosem, osobowością, talentem. Był w stanie jednym słowem zachęcić całą salę CK Zamek do tego, by zgromadzeni usiedlu na podłodze i po prostu skupili się na muzyce. Tym sposobem rozpoczął się magiczny muzyczny rytuał, który prawdę mówiąc, nie miał końca – i mówię to absolutnie szczerze, bo koncert został przedłużony o około 20 minut, co nie zdarza się na festiwalach, ale w tym przypadku jest to absolutnie wybaczalne – nie można przerywać tak pięknej muzyczne ceremonii. Scenografia Igora Herbuta była pierwszym zaproszeniem do tego magicznego światka: migoczące świece, stary telewizor, czy zapach palo santo. Ten artysta posiada w sobie pewną moc, którą ciężko zdefiniować. Na solowym projekcie Igora miała przyjemność być drugi raz i ponownie wyszłam oniemiała, oderwana od rzeczywistości. Ale czy właśnie nie tak powinna oddziaływać muzyka – przeszywać na wskroś, otwierać zamknięte szuflady, przywoływać wspomnienia? Igorze, zaserwowałeś nam najpiękniejsze zakończenie Next Festa.
Next Fest dobiegło końca, ale na szczęście nie jest to definitywny finał. Na otarcie łez organizatorzy ogłosili, że nadchodzi kolejna edycja. Bardzo mnie to cieszy, bo tego typu wydarzenia nie powinno już nigdy zabraknąć na mapie Poznania. Next Fest jednoczy ludzi i to właśnie powinna robić muzyka. Do zobaczenia za rok!