NewsroomRecenzje

Recenzja: Lorde – “Virgin”. Czy tym albumem zdobędzie tegoroczne lato?

fot. Materiały Prasowe

Lorde postawiła sobie wyjątkowo wysoką poprzeczkę. Przez lata zestawiana — czasem mylona — z Charli XCX, żyła w cieniu subtelnej rywalizacji, której echo niosło się przez media i fora fanowskie. Gdy więc przyjęła zaproszenie do współpracy przy Girl, so confusing, jednym z najmocniejszych punktów albumu BRAT, wielu uznało to za symboliczny rozejm. Ale ten gest był czymś więcej niż tylko medialnym pojednaniem. Był zapowiedzią nowego rozdziału — zarówno w relacji między artystkami, jak i w samej karierze Lorde.

Efekt? Fani natychmiast zaczęli wypatrywać jej nowej muzyki — równie szczerej, nieprzesadzonej, odartej z konwencji. W Girl, so confusing usłyszeliśmy Lorde bardziej bezbronną, świadomą własnego wizerunku i gotową do rozliczenia się z przeszłością. Czy Virgin idzie tym samym tropem? Czy udało jej się sprostać wysokim oczekiwaniom?

Słuchacze oczekiwali od Lorde bliskości i spontaniczności — i właśnie to im dała. Pierwszy singiel promujący Virgin, zatytułowany What Was That, zadebiutował w najmniej oczywisty sposób: podczas niezapowiedzianego, półimprowizowanego występu, który w ciągu kilkunastu godzin obiegł wszystkie platformy społecznościowe. To nie była wyreżyserowana premiera z logo w tle i planem promocyjnym na kilka tygodni — to była surowa energia, która porwała fanów i postawiła cały internet na nogi.

Zarówno artystka, jak i jej zespół szybko zorientowali się, że mają w rękach potencjalny wakacyjny hit. Spontaniczny performance stał się oficjalnym teledyskiem — estetycznie chaotycznym, pełnym autentycznych reakcji tłumu i przypadkowych kadrów, które doskonale oddają ducha całego albumu. What Was That otworzyło Lorde drzwi do szerokiego grona słuchaczy — nie tylko oddanych fanów, ale i nowej publiczności, która pragnie emocji, surowości i kogoś, komu można wręczyć symboliczną koronę królowej lata.

Nawet Charli XCX, dotychczasowa ikona sezonu, zdawała się świadomie oddać jej scenę. Miało to być bezapelacyjne Lorde Summer.

Na Virgin Lorde zrzuca wszelkie maski. Otwarcie mówi o swojej tożsamości i seksualności, co sprawia, że jeszcze bardziej zbliża się do fanów. To najbardziej szczera i bezpośrednia wersja artystki — odważna, ale też bardzo ludzka.

W recenzjach krytyków często pojawia się rozczarowanie — wielu z nich spodziewało się czegoś zupełnie innego. Padają zarzuty o brak „efektu wow”, o niedosyt. Mój odbiór jest jednak zupełnie inny. Virgin to dokładnie taka Lorde, za jaką tęskniłam — szczera, bezpośrednia, z charakterystycznym wokalem, emocjonalnymi wyznaniami i subtelną elektroniką w tle. Dla mnie to nie rozczarowanie, tylko powrót do tego, co w jej muzyce najcenniejsze.

Uwielbiam tzw. albumy-pamiętniki — takie, które słucha się w osłupieniu, mając wrażenie, że z każdym kolejnym utworem poznaje się najgłębiej skrywane sekrety artysty. Dokładnie tak czułam się, wchodząc w świat Lorde, momentami nawet potrzebując wziąć głębszy oddech.

Moimi faworytami są Favourite Daughter oraz Broken Glass, ale to tylko dwa z jedenastu naprawdę świetnych kawałków. To trudny moment dla artystki — zmierzyć się z ogromnymi oczekiwaniami słuchaczy, którzy chcieli czegoś innego, a jednocześnie wydać album całkowicie po swojemu, w stylu, który jest jej znakiem rozpoznawczym.

Lorde postawiła na szczery, niemal bolesny storytelling, który nie musi przemawiać do każdego, a jednocześnie odświeżyła swoje brzmienie elektronicznymi wstawkami. To efektowna, ale i intymna mieszanka, która sprawia, że Virgin brzmi jak prawdziwe artystyczne wyznanie.

Rozum podpowiada mi, że Virgin raczej nie stanie się soundtrackiem tego lata — choć Lorde zdecydowanie na to zasłużyła. Mimo wszystko życzę jej, by cieszyła się swoimi pięcioma minutami, celebrując intymne spotkania z fanami w klubach i pubach, wychodząc ze strefy komfortu i realizując własne artystyczne wizje.

W końcu muzyka każdego artysty to ich osobista wizja, odzwierciedlenie świata widzianego ich oczami. Dla mnie to lato mogło należeć do niej, ale najwyraźniej showbiznes ma inne plany.

TagiLorde