
Stach Bukowski niedawno wydał singiel “Mój Dom”, a także szykuje się do trasy koncertowej, która odbędzie się już na wiosnę. W ramach wywiadu opowiedział o tym, czym jest dla niego tytułowy “Dom”, a co za tym idzie – porozmawialiśmy o wspomnieniach z dzieciństwa. Zdradził również, jak wygląda jego „nowy etap” w karierze i dlaczego występ na Olsztyn Green Festivalu był wyjątkowy.
Na początek porozmawiajmy o premierowym singlu “Mój Dom”. Czym dla Ciebie jest dom?
Dom może mieć wiele różnych wymiarów. To z pewnością miejsce, które może się zmieniać, w zależności od tego, jak je traktujemy. Dla mnie dom jest przede wszystkim tam, gdzie są moi bliscy. To może być miejsce, ale przede wszystkim są to ludzie. W tym singlu skupiłem się na moim domu – oczywiście wciąż obecnym w moim życiu – ale przede wszystkim tym, w którym dorastałem. To nie było tylko mieszkanie moich rodziców w Olsztynie, ale też całe ognisko domowe, ciepło i miłość, którą mnie obdarzali. I oczywiście nie tylko oni – także mój brat i cała dalsza rodzina. W skrócie powiedziałbym, że dom to przede wszystkim rodzina, o której śpiewam.
Klip też bardzo fajnie pokazuje to wszystko, co powiedziałeś. Uchwyciłeś tam wiele wspomnień. Kiedy myślisz o dzieciństwie, jakie wspomnienie masz przed oczami jako pierwsze?
Dobre pytanie! Kiedy przeglądałem materiały do klipu, oglądałem wszystko z perspektywy osoby trzeciej i zastanawiałem się, czy rzeczywiście to pamiętam. To było ciekawe doświadczenie! Pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, to te wiosenno-letnie, bardzo długie dni, kiedy cały czas siedziałem na dworze i robiłem coś z kolegami, czyli granie w piłkę, a potem bieganie do domu w przerwach między meczami, żeby napić się wody i wrócić dalej grać.
W dzieciństwie marzyło Ci się, że w przyszłości zostaniesz muzykiem?
Nie, wręcz przeciwnie (śmiech). W klasach 1–3 chodziłem do szkoły muzycznej i grałem na klarnecie, ale potem zrezygnowałem. To była naprawdę ostatnia rzecz, o której chciałem wtedy myśleć. Najbardziej interesowało mnie – kolokwialnie mówiąc – „haratanie w gałę”. Te muzyczne zainteresowania oczywiście później wróciły, bo cały czas gdzieś się to w domu przewijało. Ale w takiej formie, jaka jest teraz, to naprawdę pojawiły się dosyć późno – myślę, że dopiero w okolicach liceum i studiów.
Pamiętasz, jakiej muzyki słuchałeś jako nastolatek?
Tak, to też był ciekawy czas. W ogóle to jest interesujące, bo oczywiście nie uważam się za osobę starszą – mam dopiero 27 lat – ale już mogę powiedzieć: „w moich czasach” (śmiech). Zmierzam do tego, że kiedy byłem w szkole podstawowej, modne i bardzo popularne stawały się odtwarzacze MP3. Dla tych, którzy może nie pamiętają – to były takie małe urządzenia, mniej więcej wielkości pendrive’a, z możliwością odtwarzania muzyki (śmiech). Pamiętam, że zgrywałem tam różne piosenki – to był naprawdę dość duży miks, ale na pewno były obecnie popularne. Nie pamiętam już wszystkich tytułów, ale na pewno słuchałem Juanaesa – miałem chyba dwie albo trzy jego piosenki, w tym „La Camisa Negra”. Może po tytule nie każdy skojarzy, ale jak się to usłyszy, to od razu uśmiech pojawia się pod nosem. Poza tym lubiłem też klasyki – na przykład The Beatles. Myślę, że to był jeden z tych zespołów, który mocno mnie ukształtował muzycznie, może nie jeśli chodzi o muzykę rockową, ale popularną na pewno.
Pokazałeś “Mój Dom” swoim bliskim przed premierą? Jestem ciekawa, jak zareagowali, kiedy usłyszeli to po raz pierwszy.
Ogólnie bardzo lubię pokazywać swoje piosenki bliskim przedpremierowo. Tym razem jednak mocno się hamowałem, bo zależało mi przede wszystkim na tym, żeby zrobić im niespodziankę. Okoliczności były takie, że podczas tegorocznej edycji Olsztyn Green Festivalu – to chyba była połowa sierpnia – postanowiłem wykonać ten utwór przedpremierowo na żywo i w ten sposób ich zaskoczyć. Co prawda, nie mogłem wtedy zbyt mocno skupić się na ich reakcji, ale później o tym rozmawialiśmy i wiem, że bardzo im się podobało. Rzeczywiście, moment pokazania piosenki rodzicom był wyjątkowy, przede wszystkim dlatego, że jest o nich. Większość moich wcześniejszych piosenek nie była z nimi związana, więc to na pewno było coś szczególnego.
Oglądałam rolkę z Olsztyn Green Festivalu i tam był fragment, w którym zapowiadałeś tę piosenkę. To było bardzo urocze! W tej rolce wspomniałeś też, że kilka edycji wcześniej pracowałeś na festiwalu. Super, że po tylu latach mogłeś tam wrócić w zupełnie innej roli.
Tak, zdecydowanie! To naprawdę było wyjątkowe doświadczenie. Dla kogoś z zewnątrz to może być po prostu jeden z wielu festiwali, które odbywają się w Polsce, ale dla mnie – pomijając już fakt, że jestem z Olsztyna – to było wyjątkowe doświadczenie. To był namacalny dowód na to, że można spełniać swoje marzenia. Rzeczywiście pracowałem na tym festiwalu przez dłuższy czas. Byłem chyba nawet przez pięć edycji z rzędu. Pamiętam też, jak podczas jednej z nich Vito Bambino – jeszcze zanim występował ze swoim projektem – przyszedł do mnie z kolegą na kawę (śmiech). To są właśnie takie momenty, które zostają w pamięci. A potem, kiedy samemu mogłem stanąć na scenie, to było naprawdę niesamowite uczucie.
Super! Jakie masz jeszcze marzenia, które chciałbyś zrealizować w swojej karierze?
Wiadomo, że koncerty i duże sceny (śmiech). Myślę, że dla wielu artystów – i dla mnie też – jednym z marzeń jest wystąpić np. na głównej scenie na Open’erze. Jednym z moich większych marzeń chyba jest to, żeby regularnie koncertować i żeby te koncerty się wyprzedały. Jeśli przyjdzie taki moment większej popularności to chciałabym, żeby nie był chwilowy. I nawet nie chodzi mi o popularność mojej osoby, tylko o to, żeby koncertowa działalność trwała – żeby koncertów było dużo i żeby przychodziło na nie coraz więcej ludzi. Chciałbym, żeby w dłuższej perspektywie moja muzyka się nie znudziła, żeby wciąż dawała radość i mnie, i publiczności.
Co prawda, już trochę czasu minęło od ostatniego Twojego koncertu, na jakim byłam, ale bardzo dobrze to wspominam. To były Juwenalia w Toruniu.
Naprawdę nie kokietuję, ale to był jeden z fajniejszych koncertów, jakie zagrałem na juwenaliach. Pamiętam, że było super.
To musisz jak najszybciej wrócić tutaj z koncertem! Niestety widziałam, że nie będzie Torunia na trasie, która będzie już wiosną. Zapowiadałeś koncerty jako wyjątkowe wydarzenia. Możesz coś więcej o tym powiedzieć?
Na pewno mamy ambitne plany, oczywiście cały czas pozostając w naszej skali (śmiech). Nie mogę jeszcze zbyt wiele zdradzać, ale jest sporo fajnych pomysłów. Nie wiadomo, jak to wszystko pójdzie, więc nie chcę zapeszać ani obiecywać za dużo. Natomiast jeśli wszystko się uda zrealizować, to myślę, że naprawdę będą to fajne wydarzenia i publiczność nie pożałuje, że tam będzie (śmiech).
Zapowiadałeś premierę jako nowy etap w karierze. Takie hasło też widnieje na plakatach na przystankach, które pojawiają się w różnych miastach. Czego możemy się spodziewać po tym nowym etapie?
Mam nadzieję – i głęboko w to wierzę – że ta następna płyta będzie takim kołem zamachowym, które popchnie nas w stronę większych scen i koncertów, o których wspominałem wcześniej. Z artystycznego punktu widzenia myślę, że to na pewno nowy etap, przede wszystkim pod względem tekstowym. Muzycznie wiadomo – wszystko może się trochę zmieniać, bardziej lub mniej. Pracujemy teraz z nowym producentem, Michałem Bąkiem, ale mam wrażenie, że trzon muzyczny pozostaje ten sam. I że słuchacze, słysząc nasze piosenki, wciąż czują, że to ta sama osoba. Natomiast tekstowo staram się coraz bardziej otwierać, pisać bardziej bezpośrednio i bardziej o sobie. Efektem tego są właśnie ostatnie single. Więc myślę, że pod kątem artystycznym to rzeczywiście nowy etap. Mam nadzieję, że to ogólnie będzie owy etap i już trochę czuję, że tak jest. Pojawiam się w coraz większej liczbie miejsc – w telewizji, na koncertach, w stacjach radiowych. Tak bym właśnie podsumował ten „nowy etap”, o którym wspominają nawet przystanki autobusowe (śmiech).
Trzymam kciuki, żeby tak było! Co jest dla ciebie najważniejsze w tworzeniu muzyki?
Wydaje mi się, że przede wszystkim chodzi o możliwość wyrażenia siebie. Choć bardziej mam na myśli to, że mogę powiedzieć o wszystkim – trochę bezkarnie. I nawet nie mam tutaj na myśl kontrowersyjnej tematyki, ale to, że w życiu pojawia się wiele różnych sytuacji, zwłaszcza międzyludzkich. Oczywiście każdy artysta robi to na swój sposób. Dobrym przykładem są artyści, którzy otwarcie mówią o rzeczach dziejących się na świecie, z którymi się nie zgadzają. Mam też na myśli takie bardziej osobiste historie. Czasami trudno o nich mówić wprost albo zareagować w danej sytuacji „po ludzku”, ale zawsze można napisać o tym piosenkę. Można powiedzieć o wszystkim bezkarnie, dać upust emocjom i poczuć się lepiej. Niektórzy traktują to terapeutycznie, a ja bym powiedział, że to po prostu środek ludzkiego wyrazu. A druga rzecz to to, żeby czuć „ciarki” podczas grania. Podsumowałbym to tak: to po prostu forma zabawy, rozrywki dla mnie samego. Coś, co daje mi radość i sprawia, że czuję się z tym dobrze. Więc to są te dwie rzeczy: możliwość wyrażenia siebie i czysta przyjemność z tworzenia.
Gdybyś miał wskazać jedną swoją piosenkę, która byłaby taką powiedzmy “wizytówką” dla osób, które jeszcze Cię nie słyszały lub właśnie poznały Cię w radiu czy telewizji to jaką byś wybrał i dlaczego?
To jest naprawdę trudne pytanie. Z jednej strony chciałbym pokazać swoją bardziej energetyczną odsłonę, a z drugiej – też tę wrażliwą. Ale myślę, że gdybym miał już postawić na coś konkretnego, to raczej na stronę energetyczną. Jeśli o nią chodzi, to z nowszych piosenek wybrałbym „O Tobie”, a ze starszych – chyba „Lew”. Tak bym strzelił. A czy by się udało? Tego nie wiem (śmiech).
Zmierzając już do końca, chciałabym się skupić na idei przyświecającej naszej redakcji. Jesteśmy trochę oldschoolowi i w czasach, w których rządzą serwisy streamingowe i nikt nie słucha muzyki nielegalnie, wciąż zachęcamy do kupowania fizycznych nośników muzyki. Wierzymy, że to dobra forma wspierania artystów. A Ty, jako artysta, co uważasz na ten temat?
Myślę, że to bardzo ważne, i zahaczę tu o trochę inny aspekt tego, o czym mówiłaś. Jeśli chodzi o muzykę u osób prywatnych to rzeczywiście nie ma z tym problemu – teraz wszyscy korzystają z serwisów streamingowych, mało kto zgrywa coś na tę słynną „MP3”, o której wspominaliśmy (śmiech). Ale z drugiej strony – jako przedsiębiorca – mogę powiedzieć coś jeszcze. Oczywiście nie robiłem żadnych badań i nie mam danych, ale z tego, co wiem, istnieją kontrolerzy, którzy rzeczywiście sprawdzają, czy właściciele lokali mają odpowiednie licencje. I myślę, że to też jest ważne. Nie chodzi tu o to, żeby kogoś karać czy piętnować, ale w wielu miejscach – w sklepach czy lokalach usługowych – muzyka jest odtwarzana, a nikt za nią nie płaci. Razem z żoną prowadzimy firmę i mamy lokal, w którym odtwarzamy muzykę i kupowaliśmy te licencje. One nie są może bardzo drogie, ale dla kogoś, kto prowadzi mały biznes, to jednak pewien koszt. Wydaje mi się, że to też istotna kwestia i wciąż taki obszar, w którym ta „ściągalność” pieniędzy za muzykę nie jest jeszcze na tak dobrym poziomie, jak np. w przypadku serwisów streamingowych dla osób prywatnych. Niemniej, tak jak mówiłem, nie czuję się tutaj w roli „policjanta” i jako przedsiębiorca rozumiem też, że ludzie prowadzący firmy mają dużo ważnych spraw na głowie. To po prostu taki drobny temat, o którym warto wspomnieć, bo z tej perspektywy też jest to dosyć istotna kwestia.
To bardzo ciekawe, co powiedziałeś. Pytam o to każdego artystę i w zasadzie z taką odpowiedzią jeszcze się nie spotkałam (śmiech). Jeszcze nawiązując do nośników i słuchania muzyki: Z jakich nośników najczęściej korzystasz? Czy to głównie streamingi, czy jednak sięgasz też po fizyczne wydania płyt?
Jeżeli chodzi o słuchanie muzyki to wybieram oczywiście streamingi. Lubię jednak sięgać też po fizyczne nośniki, zwłaszcza płyty CD — traktuję je trochę jak pamiątkę, coś, co warto mieć. Nie mam już niestety gdzie ich odtwarzać. Kilka lat temu miałem samochód z odtwarzaczem CD, więc czasami rzeczywiście sobie te płyty włączałem. A jeszcze niedawno, bo mam stary samochód po dziadku — Golfa drugiej generacji — który ma odtwarzacz kaset, i mam tych kaset naprawdę sporo. Gdy jeszcze był na chodzie (bo muszę go naprawić), często ich słuchałem. To było naprawdę bardzo klimatyczne. Natomiast dziś traktuję fizyczne nośniki raczej jako formę pamiątki niż coś, czego słucham na co dzień.